OPOWIADANIE
vene
„Wiem, dobrze wiem… potrafię ranić tak jak nikt (…) nie wiem, co robić, gdy płaczesz”
Chciałabym, tak bardzo chciałabym znaleźć ten cholerny dom… Szukam, modlę się o siłę.
I znów jestem egoistką, bo modlę się o siłę dla mnie, a nie dla Ciebie. A to Ty jesteś przecież tak krucha, tak bezbronna! Zupełnie naga stoisz na ulicy… Nikt jeszcze nie podał Ci płaszcza, a samo południe, tramwaj odjeżdża co kilka minut... Widzę Cię z okna mojej bezsilności. Miewam przebłyski heroizmu, ale tylko miewam. Wtedy już nawet zrywam się z krzesła i zakładam płaszcz, i nagle parasolka mi wypada z rąk… Bo przecież pada, nieustannie pada.
I wycofuję się, chowam się z powrotem do środka, do Niej. Bo ona ciągle leży obok, wiesz?
Nie powiedziałam jej o Nas... Nie mogę tak po prostu odebrać jej siebie. Tak walczyła, tyle czekała. Nigdy nie narzekała, nigdy nie poganiała. Ostatnio powiedziała mi, że gdyby miała przeżyć swoje życie jeszcze raz, nie cofnęła by ani chwili, ani jednej klatki z filmu pt ‘życie’.
Jest dumna ze swojej determinacji, którą dało jej uczucie do mnie... Mimo że stałam niewzruszona dniami, miesiącami...I gdyby nie Twoje słowa, wypowiedziane kiedyś w pośpiechu... - Życie jest zbyt krótkie, by we wszystkim doszukiwać się sensu, nie wzruszyłabym się... Nie szukałam sensu, ale za to odnalazłam zupełnie nowe uczucie. Odnalazłam spokój w jej ramionach, w jej słowach... Jestem z nią dużo krócej niż z Tobą,
ale czuję się bezpiecznie.
Nie winię Cię za to, że zawsze musiałam Cię przeprowadzać przez ulicę, bo nigdy nie zwracałaś uwagi na sygnalizację świetlną. W ogóle nie znałaś takich pojęć jak: komunikacja, transport, symbioza, współistnienie. To ja zawsze płaciłam wszystkie rachunki, bo pamiętałam daty płatności. Ja wyrzucałam śmieci, bo nie mogłam znieść ciągłego syfu w kuchni. Ja poszłam do sąsiadów z dołu, by przeprosić, gdy ich zalał potok z Twojej niebiańskiej kąpieli. A kto zawiózł Cię w ostatniej chwili na poprawkowy egzamin?
Pamiętałam... i notatki poukładałam w odpowiedniej kolejności. Wszystko pamiętałam, wszystko załatwiłam, o jednym zapomniałam... o sobie. Wiem, że Twoje uczucie było Wielkie i niezastąpione... Ale jesteś artystką. Artyści tak mają. Kochają, zapominają, odchodzą i znów kochają. Powinni mieć to wpisane w cv, albo w dowód osobisty. Takie niezawisłe prawo do wolnego kochania, bezwarunkowego... ale wolnego, lekkiego.
Widzisz? A ona leży nadal obok... choć wie, że był i nadal jest ktoś jeszcze. Kocha mnie, i ja kocham ją. Mocno. Dobę dzielimy na dwoje, dwa nakrycia na stole... bo wiem, że zawsze wróci. A jak nie może, to zadzwoni i przywita mnie swoim marudnym: ”spóźnię się kocie, czekaj!’.
Ukradła mnie, ukradła mnie samej sobie. Poznałam zupełnie nowe barwy, zupełnie inne smaki... i zapachy. Nie muszę się już bać o jutro... nie boję się, czy zaśnie dziś obok mnie, czy rano obudzi mnie gubiąc swoje palce w moich włosach. Wiem, że chce mnie uchronić przed całym złym światem, ale nie zasłania mi go. Nie zasłania tego, co piękne, wręcz przeciwnie. Dzięki Niej doznaję tyle dobrego, powraca wiara w spełnienie, wiara w radość, po prostu. Radość... bez pytań, bez oczekiwań, bez zasad... Problemy dnia codziennego nie urastają do problemów globalnych. Piękna, ‘święta zwykłość dnia’... Zawsze... czy jest mi źle, czy dobrze otula mnie płaszczem nieśmiertelności, a wiesz czemu? Bo kochając ją, nie zginę...a gdy zginę, krzyknę, że ginę przypadkiem.
Nie będę Cię przepraszać, bo chyba nie mam za co? Zawsze Cię będę kochać, moja artystko...
Na swój sposób zawsze, i nigdy się tego nie wyprę. Ale dziś, idź pod inne okno, i poproś o inny płaszcz...
Data publikacji w portalu: 2010-03-21
« poprzednie opowiadanie
następne opowiadanie »