PODRÓŻ DO KRAINY BAŚNI

ataha
Zobaczyłam ją w autobusie – nie był to pierwszy raz... chyba trzeci w tym miesiącu. Stała niedaleko mnie i jak zawsze nie zwracała na mnie uwagę... A może tylko udawała? Pewnie się tego nigdy nie dowiem... Nie mogłam oderwać od niej oczu – brudny, śmierdzący autobus... jej czarne kręcone włosy, opadające swobodnie na ramiona i plecy, szare posępne odrapane kamienice... jej twarz: pociągła, śniada o dziecięcym jeszcze wyrazie i te cudowne czarne oczy, ukryte pod gęstą siateczką czarnych długich rzęs... Czułam, że nie powinnam się tak w nią wpatrywać... to niedopuszczalne i niebezpieczne. Zacisnęłam szczękę i wbiłam wzrok w matową od brudu szybę... Mogliby te okna umyć od czasu do czasu... Autobus zatrzymywał się na kolejnych przystankach, ludzie wysiadali i wsiadali... Brunetka ciągle stała w tym samym miejscu. Uf… doznałam prawdziwej ulgi... czemu... nie wiedziałam. Co ona ze mną wyprawia... Ona... a może to ja sama... uroiłam sobie coś w głowie... nawet już zaczęła mi się śnić po nocach, czyżbym się w niej zakochała?! Coś gwałtownie zatrzęsło się we mnie, ale to nie była złość… Jeszcze tego brakowało...Ciekawe, co by Ewa powiedziała, gdyby zobaczyła, że gapię się na  tą dziewczynę? Nie byłaby zachwycona... Niespodziewanie poczułam delikatny, nieśmiały dotyk na dłoni. Zadrżałam... Co u diabła?!
- Dlaczego już nie patrzysz na mnie....
Stała tuż przy mnie, z dłonią na mojej dłoni i uśmiechała się - a jej uśmiech wyglądał jak granat zaczepny – zadziorny, łobuzerski, nie pozbawiony jednak czułości, ciepła... Stała tuż… tuż... młoda, świeża, jeszcze przeze mnie nie naznaczona, ale wiedziałam, czułam pod skórą, że to musi się stać... – nieważne kiedy i gdzie – ale musi… Serce waliło mi mocno, dłonie pociły się z podniecenia… nawet widmo mojej długoletniej kochanki nie przeszkodzi mi w tym... I cóż się stanie, gdy skosztuję tych wilgotnych, powleczonych karminem i zapraszająco otwierających się jak róża warg? Ewa też nie jest świętą dziewicą... żyje z tym swoim ślubnym Norbertem i nic mi do tego... Mamy od paru lat niepisaną umowę – „święta trójca” Ewa, ja i Norbert - Ewa pozostanie żoną Norberta, dopóki może być ze mną - a ja przystałam na Norberta pod warunkiem, że mogę mieć inne kobiety... Na co Ewa nie bardzo chciała wyrazić zgodę... i cały czas się piekli, gdy kręcą się przy mnie jakieś. Ma w nosie całą umowę... Chce mnie tylko dla siebie... O żadnej wyłączności nie może być mowy, każda ma prawo żyć na własny rachunek, popełniać własne błędy i wyciągać z nich naukę lub nie...
- Znowu na cmentarz... – Jej cichy szept i  ciepły oddech przy moim uchu.
Rzuciłam na nią zaskoczone spojrzenie...
- Widzę, że odrobiłaś „pracę domową”...
Znowu ten uśmiech jak granat zaczepny rozjaśnił jej śniadą twarz, zmrużyła po kociemu oczy jak lustra – przyglądałam się w nich sobie – nie za długo - nie byłam pasjonatką oglądania siebie w czymkolwiek....
- Podejrzałam cię raz.... - W jej przepastnych oczach figlarnie zatańczyły „diabliki”. – Wysiadłam za tobą... i szłam... a ty nawet o tym nie wiedziałaś...
Przyparła mnie całą sobą do ściany tańczące „diabliki”... namiętność... Gładziła delikatnie moja dłoń... a ja tonęłam w jej oczach i czułam, że cała płonę... Uspokój się idiotko! Zachowaj przynajmniej pozory i odrobinę przyzwoitości! Nie zachowuj się jak pies Pawłowa... Czułam jej jędrne, młode piersi poprzez cienki materiał swojej koszuli – ciągle napierały – wojownicze, drapieżne - jakby chciały całą przestrzeń zagarnąć i mnie przy okazji. - Kim jest ten facet, do którego chodzisz na grób? Chyba nie mąż... bo za stary dla ciebie... sorry...

- Ojciec... a ty... gdzieś tam mieszkasz? – nie mogłam złapać tchu. Jeszcze trochę a trupem padnę na miejscu i wyląduję na cmentarzu, ale w charakterze nieboszczki. Jej czarne oczy świdrowały mnie z lubością, z jaką dziecko wyrywa skrzydełka muszkom... Miałam miękko w nogach... i mokro w majtkach... Nieoczekiwanie dla mnie, dla siebie pewnie też - a może nie – zaproponowała, że będzie mi towarzyszyć w tym tak smutnym i bolesnym obowiązku.
Wysiadłyśmy z autobusu... okropny żar letniego popołudnia dopadł nas i bezlitośnie próbował wycisnąć ostatnie krople potu. Zatrzymałyśmy się przy cmentarnej bramie, kupiłam kwiaty u drobniutkiej, malutkiej staruszki, a brunetka kupiła dwa znicze – co mnie bardzo zaskoczyło i ujęło cieplutko za serce. Znowu pomyślałam o Ewie – oj, wścieknie się, gdy o tym się dowie... Właściwie, a kto jej powie? Ja na pewno nie?! Szłyśmy przez królestwo zmarłych, Ania trzymała mnie delikatnie za rękę, z której emanowało takie gorąco, jakie lało się z nieba.
- Poczekaj, Aneczko, tylko skoczę po wodę.. - Wzięłam wazon z grobowca i prawie pobiegłam, bojąc się, aby mi czasami nie uciekła. Ale była, gdy wróciłam z wodą, zdążyła zapalić znicze. Uśmiechnęła się na mój widok. Odwzajemniłam uśmiech, dziękując w duchu, że nigdzie nie uciekła. Postawiłam wazon na środku płyty grobowca, wsadziłam do niego wiecheć kwiatów... Postałyśmy jeszcze chwilkę, nie miałam ochoty się modlić... właściwie nie pamiętałam już, jak to się robi – już dawno odeszłam od wiary katolickiej, nie miała mi nic do zaoferowania poza nawoływaniem do nienawiści wszelkiej inności, czynienia z kobiet przedmiotu nie podmiotu – ja potrzebowałam duchowości, nie kupczenia odkupieniem”...
Ten krwiożerczy patriarchat! Zostawiają tylko to, co potrafią sobie podporządkować, a resztę niszczą z głupoty bądź ze strachu...
Czekając na autobus, rozmawiałyśmy, od czasu do czasu tuląc się do siebie, dotykając swoich twarzy... jakbyśmy chciały się nauczyć ich na pamięć. Aż odważyłam się przytulić swoje spragnione pocałunków usta do jej ust – nie odepchnęła mnie – przeciwnie, przyciągnęła mocno do siebie i z dziką zachłannością niemal pożerała moje usta... Podobnie do Ewy, tylko tamta potrafiła być jeszcze bardziej zwierzęca... Odskoczyłam w popłochu, gdy jej ruchliwa dłoń zaczęła dobierać się do guzików mojej koszuli Stojące nieopodal dwie starsze panie rozprawiały o czymś gorączkowo, rzucając na nas oburzone spojrzenia... Oto jest chrześcijańska, katolicka miłość bliźniego, jakby nadal palono na stosach – one rzuciłyby pochodnie. Chciałam im coś powiedzieć, ale właśnie nadjechał autobus. Ania chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą... Stałyśmy na końcu autobusu, twarzami zwróconymi do matowej z brudu szyby, Ania czule głaskała mnie po dłoni – podniecało. Miałam na nią coraz większą ochotę. Zastanawiałam się gorączkowo, co dalej robić, dokąd iść? Nie mogłam ją przecież zabrać do siebie – tam zostały Ewa i mała Saszka, która od tygodnia choruje. Lekarz powiedział, że angina... może i tak... nie znam się na tym. Ewa nie może patrzeć na Norberta, więc przyszła do mnie, zamiast wygonić go do mamusi...
Okazało się, że Ania również myślała, co robić dalej, nagle oznajmiła mi głosem nie znoszącym sprzeciwu, że pójdziemy do niej – wynajmuje dwupokojowe mieszkanie do spółki z koleżanką z roku, której obecnie nie ma, bo wyniosła się na dwa dni na łono rodziny – a ja w tym czasie pomyślałam o zupełnie innym łonie, które w najbliższej przyszłości zamierzałam poznać...Wysiadłyśmy w centrum miasta, na głównej ulicy, która świeciła pustkami... Właściwie nic dziwnego – połowa czerwca i ten niesamowity upał – pewnie część wymiotło nad wodę – reszta schroniła się w chłodnych domach lub co gorsza dogorywa w pracy. Ja na szczęście miałam wolny weekend . Przymierzałam się nieśmiało do urlopu – co prawda planowany miałam na sierpień – przydałby się teraz, dopóki jest piękna pogoda... wiadomo, co będzie w sierpniu? Nagły błysk w  oczach Ani kazał mi mieć się na 
baczności – co jej chodzi po głowie? No i się wkrótce przekonałam! Zanim się spostrzegłam, złapała mnie za ramiona, przyciągnęła do siebie i zaczęła zachłannie całować... pośrodku chodnika... Oszalała! Puściła mnie wreszcie i szatańsko się śmiejąc, zaczęła biec przed siebie... Co miałam zrobić? Pobiegłam za nią...
Stara, dwupiętrowa kamienica, pierwsze piętro, zgrzyt klucza w zamku... Zanim zatrzasnęły się za nami drzwi, Ania rzuciła się na mnie jak spragniony wędrowiec na wodę... Nie bawiła się z rozpinaniem guzików przy mojej koszuli – jednym mocnym szarpnięciem pozbawiła mnie wszystkiego… guzików i koszuli... Kto by pomyślał, że aż tak bardzo byłyśmy spragnione siebie, bliskości swoich nagich ciał.
- ...Ludzie ona mnie gwałci!!!- Zdołałam ledwo wykrztusić a już leżałam na podłodze, obnażona do  połowy. Anka siedziała na mnie okrakiem i głośno się zastanawiała, co ma wpierw wziąć na tapetę – górę, a może dół? Mało mnie cholera nie wzięła.
– Czy nie możemy tego robić w bardziej odpowiednim miejscu?!- wyjęczałam. Tylko jakie miejsce jest odpowiednie do kochania? Chyba każde. Z tego właśnie założenia wyszła Ania? Nie zwracając żadnej uwagi na moje, co prawda, przytłumione protesty, ugniatała moje piersi jak ciasto – o dziwo, sprawiło mi to ogromną przyjemność... Ratunku! Ja chyba oszalałam pod wpływem tej zachłannej drapieżnej dziewczyny – czyżby to miłość? Raczej nie... tylko fascynacja... Ewa twierdzi, że lubię „polować”, że mam instynkt myśliwego. Czy aby na pewno o to właśnie mi chodzi… tropić ciągle inną „ofiarę”? Czy taka jestem naprawdę? Czyżby ona lepiej mnie znała niż ja sama? Nie sądzę...
- Podoba ci się... powiedz, że ci się podoba?! – zażądała z diabolicznym błyskiem w oczach, ściskając palcami moje biedne sutki, które aż krzyczały z... zachwytu. Nagle gdzieś w głębi przedpokoju ktoś otworzył drzwi.
– To Jolka...spokojnie... cholera, co ona tu robi?! – sama nie była spokojna. Chciałam poderwać się i uciec....Nie mogłam, Ania ciągle siedziała na mnie...
- Boże... Anka... co ty robisz?! – ostry, przenikliwy głos jak świst bata przeleciał mi koło ucha... Zmartwiałam... Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, czyżby trójkącik?! Co prawda jeszcze tego nie próbowałam, ale zawsze jest ten pierwszy raz... Spojrzałam z lekkim obłędem w oku na Anię, która jakby nic sobie z tego nie robiąc, nadal zabawiała się moimi obolałymi… jakże szczęśliwymi sutkami... Oszalała!
- Co tu robisz do kurwy nędzy?! Miałaś być u rodziny… - powiedziała to spokojnym, nie podniesionym głosem, aż mnie trochę zmroziło.
– Przepraszam... - zwróciła się do mnie z czułym uśmiechem i raczyła wreszcie zejść ze mnie.
– Zrobiłabyś lepiej kawy Jolka, a nie wybałuszała gały, jakbyś nigdy nie widziała kochających się dziewczyn... Idziemy, Sasza... – znowu do mnie.... Cholera jak mam zapiąć tę nieszczęsną koszulę, gdy nie ma ani jednego guzika... za to walały się po całej podłodze... Pochyliłam się, aby je pozbierać... I napotkałam dosyć nieprzyjemne spojrzenie Jolki – była to niewysoka, okrąglutka, o rumianej twarzy dziewczyna, z bujną blond czupryną w typie Jagny z „Chłopów” – absolutnie nie w moim guście... Stała nieruchomo na środku przedpokoju, z otwartymi ustami, rzucając nieprzytomnym prawie wściekłym spojrzeniem to na mnie, to na Anię i wcale nie zamierzała robić kawy... Zaczęłam już podejrzewać, że mają coś ze sobą...
- Co tak stoisz?! Miałaś zrobić kawy... A potem możesz do nas dołączyć... Zrobimy mały trójkącik...
- Oszalałaś?! – wykrzyknęła oburzona i zniknęła za jakimiś drzwiami, może od kuchni.
- Wiesz Aniu... ona chyba ma rację... – Zebrałam wreszcie te nieszczęsne guziki.
- Niby, że oszalałam? A czyja to wina, jak nie Twoja... – Pchnęła jakieś drzwi i znalazłyśmy się w jej pokoju. Od razu rzuciła się na szeroki tapczan i zaczęła ściągać z siebie ubranie – na  dywan spadła najpierw podkoszulka na ramiączka, miała trochę
kłopotu ze spodniami, których wąskie nogawki nie chciały ulec „traperom”... niestety, musiała je ściągnąć… Nie była z tego zbytnio - dlaczego? - zadowolona. Czyżby chciała mnie wziąć jak ułan – naga, ale w butach... O kurde, jaka ona zgrabna! Spokojnie... aż tak jej nie pragniesz... niech nie myśli sobie, że jest aż tak apetyczna. Oj jest! Spokój, durna, nie musi widzieć, że się ślinisz na jej widok jak pies Pawłowa...
Rozbieraj się... i chodź do mnie szybko.... – władczym gestem wyciągnęła do mnie ręce. Nie tak szybko moja panno... nie pozwolę Ci przejąć inicjatywy... Bardzo powoli, by nie rzec ślamazarnie, co prawie doprowadziło dziewczynę do białej gorączki – rozebrałam się i położyłam obok niej...
- Co mam teraz z tobą zrobić?! – siedziała na mnie okrakiem z niebezpiecznym błyskiem w oku...
- A co byś chciała? - patrzyłam jej prosto w oczy i nie przestawałam się uśmiechać… Może dlatego, że czułam nad nią przewagę. Czy oby na pewno??
- Doprowadzić cię do szaleństwa z rozkoszy... Na pewno już nie raz cię ktoś doprowadził... opowiedz... - urwała... I znowu te diabliki w oczach... Co jej chodzi po głowie? Nie miałam - czemu? – zamiaru się dowiadywać... Szybkim, zwinnym ruchem wydobyłam się spod niej – teraz ja siedziałam na  niej okrakiem? Nie powiem, aby nie była z tego zadowolona, pomrukiwała nawet sobie jak moja kotka, gdy ją głaskałam po brzuszku... ale Aneczkę miałam zamiar nie tylko głaskać... znacznie coś więcej... oj więcej... Pochyliłam się nad jej twarzą i przymknąwszy powieki, delikatnie musnęłam językiem jej leciutko rozchylonych warg... A ona wessała go całego!... Chciałam być delikatna... bardzo delikatna... I byłam... po pierwszej gwałtownej fali gorącej... doprowadzającej niemal do szaleństwa namiętności, która obie nas zaskoczyła i bez reszty porwała... Potem przyszła chwila wytchnienia... Odpoczywałam z głową na opadających to wznoszących się jędrnych, prześlicznych piersiach kochanki... Słyszałam jej przyspieszony oddech i widziałam jak łzy wypływały jej spod przymkniętych powiek... Drżała pode mną pod wpływem odchodzącej fali rozkoszy, którą zapewne pragnęła zatrzymać... A może mi się tylko tak wydawało? Coś działo się ze mną... czego nie potrafiłam od razu nazwać... a może się po prostu bałam....
– Ale grzejesz... niczym wielki piec... – usiłowałam pod pozornym żartem ukryć swój niepokój... Ania roześmiała się – czyżby nie zdawała sobie sprawy, co się ze mną dzieje? Dosyć tego! Aby zrzucić z siebie ten dziwny, przygniatający stan, zastosowałam Ani malutkie torturki: łaskotki ...Krzycząc przeraźliwie, skręcała się i wiła pode mną jak piskorz... Nagle drzwi otworzyły się i na „scenę” wkroczyła Jolka. Zupełnie o  niej zapomniałam...
- Co wy wyprawiacie?! Wrzeszczycie, aż was na dole słychać... Jeszcze tego brakowało, żeby sąsiedzi wezwali policję... – patrzyła na nas jakby otępiałym wzrokiem, ani słowa o tym, że obie byłyśmy kompletnie nagie .
- Przestań już lamentować, bo uszy bolą... – odezwała się Ania, nie mogąc się opanować od śmiechu. – Zrobiłaś kawy? Jeśli tak... to przynieś... Potwornie chce nam się pić...
- Zgroza! One wyczyniają orgie, a ja mam im robić kawę?! – odwróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.
- Jak myślisz, zrobi nam kawy, czy nie?
Obie parsknęłyśmy krótkim śmiechem... I nie wiadomo kiedy, znalazłam się pod Anią... No tak, teraz zrobi ze mną, co zechce...
- Zrobi... zrobi, lubi sobie tylko trochę pogadać. Zobaczysz, zaraz wejdzie z kawą i na pewno jakieś winko też przyniesie... O co zakład? O już wiem… jeśli ja wygram... zrobimy trójkąt... A teraz mnie pocałuj
- Co takiego???!!! Jaki znowu trój.... – nie dokończyłam... bo spadły na moje usta jej zachłanne nienasycone wargi....
- Wyliżę Ci całą „muszelkę”.....Chcesz? - zrobiła niewinną minkę, pochylając się nade mną, dodała: - Jolka też Ci wyliże...
- Przestaniesz... Diablico jedna... - próbowałam się wydostać spod niej.... nie dało rady... skąd ona ma tyle siły..
- Spokojnie... żartowałam.... – pochyliła się i pocałowała mnie w usta. Nie byłam tego taka pewna. Chciałam jej to uświadomić, gdy nagle drzwi się otworzyły i do pokoju jak burza wpadła Jolka z tacą, na której... stały trzy filiżanki aromatycznej kawy i butelka wina... chyba czerwonego w towarzystwie trzech lśniących czystością lampek.
Po prostu szczena mi opadła ze zdziwienia. Kto by pomyślał?!
- Wygrałam!- wykrzyknęła uradowana, zeskakując jak kozica na podłogę, nie przejmując się własną nagością i usiadła po turecku w fotelu.
- Może byście się tak ubrały, co... – fuknęła Jolka stawiając tacę na ławie.
- Daj spokój, jest tak gorąco... Może i ty byś się rozebrała... tym bardziej, że Sasza się zgodziła na trójkąt... – puściła do mnie oczko. Co jest?! Ona to mówi poważnie! Jolka zamrugała powiekami, zobaczyłam w jej oczach znajomy błysk podniecenia. Ściągnęłam kapę z tapczanu i owinęłam się nią szczelnie...
- Moment... wy jesteście razem??
- Spokojnie... wynajmujemy razem mieszkanie... Jolka ma chłopaka...
- Taa... Ale czasami... no wiesz... robimy to ze sobą... – Urwała i zaczęła napełniać lampki czerwonym winem...
Mało mnie szlag nie trafił. Zaczęłam się rozglądać za swoją nieszczęsną koszulą. Ania dostrzegła ten mój błądzący wzrok... Zeskoczyła z fotela i dosłownie w sekundzie była przy mnie...
- Zostań... proszę... Jolka sobie robi jaja... Powiedz do cholery... że robisz jaja...
- No co... przecież specjalnie przyjechałam z domu... żeby... – podeszła do Ani, ujęła palcami jej brodę... i... pocałowała... długo... bardzo długo... A potem zrobiła to samo ze mną...
Jeszcze nigdy nie robiłam tego z dwiema kobietami... Niesamowite przeżycie... Cholera. A jak się Ewa dowie?! Ciekawe kto jej powie, na pewno nie ja?!
- Coś się stało? Dokąd idziesz? - Ania chwyciła mnie za rękę. – Zostań… jest tak cudownie... Jeszcze żeśmy nie wypiły wina...
Po godzinie butelka była już zupełnie opróżniona, a my miałyśmy nieźle w czubie. Jolka miała iść na randkę z niejakim Arturem… taki miała plan zanim... Zamiast tego skoczyła do sklepu po następną... bo ogromnie nas suszyło po tej pierwszej...
- No i jak było... podobało ci się? - Ania pochyliła się nade mną. Znowu te diabliki w oczach, pojawiają się zazwyczaj wtedy, gdy ma na mnie ochotę... Nienasycona dziewczyna! - Która ci dała więcej... no... rozkoszy... Ja... czy... Jolka? – Jej żarłoczne wargi dopadły moich już z lekka obolałych... Jolka nie była zbyt delikatna... chyba specjalnie gryzła mi usta, czyżby była zazdrosna o Anię?! Ciało mojej niewyżytej kochanki było teraz gorące nie tylko jak jeden piec a dwa i to martenowskie.
Data publikacji w portalu: 2010-07-06
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024