BA¦Ñ O KSIʯNICZCE I KSIʯYCOWEJ BOGINI
kato_chan
Dawno, dawno temu, w czasach zapomnianych, nieuwiecznionych w ¿adnej ksiêdze ani na ¿adnym obrazie, kiedy ¿y³y przedziwne stwory, na które polowali zapaleni wojownicy w l¶ni±cych zbrojach; w miejscu, które ju¿ dzi¶ nie istnieje i nie zachowa³ siê z niego ani jêzyk, ani obyczaje; tam, gdzie bogowie strzegli czujnym okiem porz±dku ze swojego pa³acu na niebie; tam w³a¶nie ¿y³a ksiê¿niczka. Trudno powiedzieæ, czy by³a nieszczê¶liwa, bowiem mia³a wszystko, czego tylko chcia³a. Mieszka³a w wielkiej komnacie, ozdobionej mnóstwem wspania³ych kolorowych materia³ów i b³yszcz±cych kamieni, spa³a na ogromnym ³o¿u, a ¿e by³a córk± króla, wszyscy s³uchali jej rozkazów. Nie by³a jednak zepsuta czy z³o¶liwa, kocha³a ludzi i nie dzieli³a ich na bogatych i biednych, na potê¿niejszych i poddanych. Stara³a siê nikomu nie szkodziæ, nie wchodziæ w drogê, zawsze z u¶miechem wita³a swoj± s³u¿bê. Nie lubi³a wywy¿szaæ siê, a bêd±c ksiê¿niczk±, wiedzia³a, ¿e ka¿de jej s³owo traktowane jest jak rozkaz. Wiêc nie odzywa³a siê prawie wcale. Mo¿e dlatego ludzie trochê siê jej bali i nigdy nie byli pewni, co kryje siê za tym ciep³ym, spokojnym u¶miechem i powa¿nymi, mo¿e trochê smutnymi oczami. Nieraz siada³a w zamkowym oknie swojej sypialni i, bior±c na kolana swojego puchatego kotka, obserwowa³a gwiazdy. Wyci±ga³a wtedy rêkê do nieba, wskazywa³a na nieokre¶lony punkt i szepta³a kotkowi na ucho: „Gdzie¶ tam jest mój ksi±¿ê…” Wzdycha³a ciê¿ko i k³ad±c policzek na ³epku zwierz±tka, zamyka³a oczy w niemej modlitwie. Czy ksiê¿niczka mog³a byæ samotna?…
Jak ju¿ wspomnia³am, by³y to czasy potê¿nych bogów, obserwuj±cych ze swojego Niebiañskiego Pa³acu ¿ycie na ziemi, nierzadko wykorzystuj±cych swoj± w³adzê, by ingerowaæ w tamtejsze wydarzenia. Ilu by³o tych bogów? Wielu. Tak wielu, ¿e niektórzy spotykaj±c siê w korytarzach swego domu, obrzucali siê dziwnymi spojrzeniami, niepewni, czy spotkana osoba by³a bogiem czy tylko jednym ze s³ug, których swoj± drog± by³o tak¿e wielu. Wszyscy oni mieszkali w Niebiañskim Pa³acu, tote¿ mo¿na sobie wyobraziæ jak ogromny musia³ on byæ. By³ tak wielki, ¿e gdy pewien bóg zgubi³ siê na jednym z jego piêter, dopiero po roku uda³o mu siê dotrzeæ do schodów w przeciwleg³ym skrzydle. By³ to zatem pa³ac tak potê¿ny jak potê¿ni byli jego mieszkañcy. Oczywi¶cie, bogowie nie byli pozbawieni swoich s³abostek, gorszych lub lepszych stron, zawsze jednak starali siê wydawaæ idealnymi. Z ró¿nym skutkiem, oczywi¶cie. Byli bogowie surowsi, powa¿niejsi, byli te¿ ci trzpiotowaci, figlarni, byli ci prawie niezauwa¿alni, i ci których mo¿na by³o wyczuæ na kilometr. S³owem, bogowie byli ró¿ni. Jak to bywa w tak licznej rodzinie, k³ótnie i spory by³y na porz±dku dziennym, niektórzy bogowie szczerze siebie nie znosili, inni natomiast wik³ali siê miêdzy sob± w zwi±zki. Niewielu by³o za to bogów neutralnych, których nie interesowa³y te niebiañskie ani ziemskie intrygi. Jedn± z nich by³a Rode, bogini o ostrych rysach i zimnym spojrzeniu, które onie¶miela³o tak samo obcych jak i jej najbli¿szych. Mia³a kruczoczarne w³osy i blad± jak papier cerê, nosi³a zawsze ubranie szczelnie zakrywaj±ce jej cia³o, za¶ na twarzy zawi±zywa³a przepaskê zas³aniaj±c± jej prawe oko. Mo¿e w³a¶nie ten drobny defekt sprawia³, ¿e czu³a siê inna i wyizolowana od reszty bogów. Oko Rode bowiem skrywa³o ksiê¿yc, a jego blask o¶lepi³by ka¿dego, kto chocia¿ na chwilê spojrza³by w niego. Noc±, w samotno¶ci i ciszy swojej komnaty bogini zdejmowa³a przepaskê, wyjmowa³a ksiê¿yc i zawiesza³a go na niebosk³onie. Nastêpnie siada³a przed lustrem i obserwowa³a swoim zdrowym okiem oszpecon± twarz, przez któr± zawsze pozostawa³a w cieniu. Mo¿e w³a¶nie dlatego Rode tak lubi³a ka¿dego ¶witu wymykaæ siê z Niebiañskiego Pa³acu i schodziæ na ziemiê pod przebraniem m³odego wojaka. Ka¿dy bóg, ka¿de spojrzenie na te nieskazitelne oblicza przypomina³o jej o w³asnej niedoskona³o¶ci, za¶ bêd±c w¶ród ¶miertelników nie wyró¿nia³a siê zbytnio. Kiedy zak³ada³a na siebie mêskie odzienie i szeroki p³aszcz z kapturem, wygl±da³a jak wojenny weteran. Ka¿dego dnia przemierza³a drogi, pola, miasta, rozmawia³a z lud¼mi, czasem im pomaga³a, a czasem k³ad³a siê na polanie i obserwowa³a jak wszystko wokó³ niej ¿yje i poddaje siê zmianom. Czy bóg mo¿e byæ nieszczê¶liwy? Jest w koñcu bogiem, jego moc pozwala mu spe³niæ ka¿de swoje ¿yczenie. A jednak Rode czasem z zazdro¶ci± obserwowa³a ¿ycie zwyk³ych ludzi, beztroskie wiejskie dziewczyny id±ce za rêkê z ch³opcami. Kiedy widzia³a te m³ode pary, ogarnia³ j± smutek. Ale czy bóg mo¿e pragn±æ mi³o¶ci?…
Ksiê¿niczka Anee siedzia³a jak zwykle w swojej komnacie i rozczesywa³a w³osy. Nie mia³a wielu obowi±zków jako ksiê¿niczka, wiêc czêsto po prostu rozmy¶la³a wpatruj±c siê gdzie¶ w horyzont. My¶la³a o ró¿nych rzeczach – o tym, co wydarzy³o siê w ci±gu dnia, o ksi±¿kach, które czyta³a, ale tak¿e o rzeczach odleg³ych i abstrakcyjnych - o bogach, którzy zamieszkiwali Niebiañski Pa³ac, o wojnach, o mi³o¶ci i o tym jak bêdzie wygl±daæ jej ¿ycie. Tego dnia siedzia³a w³a¶nie i rozmy¶la³a o podró¿ach i innych krainach, kiedy do komnaty zapuka³ lokaj, by poinformowaæ j±, ¿e król chce z ni± koniecznie rozmawiaæ. Jej ojciec rzadko znajdowa³ czas na prywatne rozmowy z córk±, zajêty by³ bowiem spotykaniem siê z dygnitarzami, innymi królami, kupcami i politykami, musia³ wci±¿ podejmowaæ decyzje, podpisywaæ ustawy, co sprawia³o, ¿e rodzina nieczêsto widywa³a go jak siada³ zmêczony, zdejmowa³ koronê i przeciera³ spocone pomarszczone czo³o. Tote¿ ka¿da rozmowa z potomstwem by³a poprzedzona skrupulatnymi planami, zapowiedziami i wbita w oficjalne ramy. Ksiê¿niczka podnios³a siê ze swojego miejsca i powolnym krokiem zaczê³a przemierzaæ korytarze do gabinetu swojego ojca. Ka¿dy napotkany s³uga k³ania³ siê jej g³êboko i nie ¶mia³ siê ruszyæ, zanim nie znik³ z zasiêgu jej wzroku. Anee reagowa³a na ten zwyczaj nie¶mia³ym u¶miechem i czuj±c siê niezrêcznie, przemyka³a korytarzami jak cieñ. W koñcu stanê³a przed drzwiami gabinetu i zapuka³a. Dono¶ny, ale lekko ochryp³y g³os ojca zaprosi³ j± do ¶rodka. Otworzy³a drzwi i wesz³a do wnêtrza niewielkiego pokoju. Nie by³o tu nikogo oprócz jej ojca, który siedzia³ za potê¿nym drewnianym biurkiem zawalonym tonami papierzysk.
- Wejd¼. Wejd¼, kochana i usi±d¼. Ja tylko muszê… - nie dokoñczy³ zdania i zaj±³ siê usuwaniem dokumentów ze sto³u, k³ad±c je po prostu na ziemi obok. Ksiê¿niczka usiad³a na krze¶le i obserwowa³a ojca. By³ dziwnie podenerwowany, tak przynajmniej wydawa³o siê dziewczynie, chocia¿ widywa³a go tak rzadko, ¿e zd±¿y³a ju¿ zapomnieæ jak zazwyczaj siê zachowywa³. W koñcu król uprz±tn±³ dokumenty z blatu, spojrza³ na swoj± córkê i odchrz±kn±³, jakby przygotowywa³ siê do ciê¿kich negocjacji. Anee poczu³a siê nieswojo.
- Wychodzisz za m±¿ – powiedzia³ wreszcie mê¿czyzna, pozornie stanowczo, jednak nerwowe wiercenie siê na fotelu wskazywa³o, ¿e wcale nie by³ taki pewien siebie. Ksiê¿niczka patrzy³a na niego z dezorientacj±.
- Za kogo? – zdo³a³a spytaæ w miarê spokojnie.
Ojciec obserwowa³ j± uwa¿nie – jej ruchy, mimikê, tembr g³osu. Trudno mu by³o jednak dostrzec jak±kolwiek emocjê poza bezbrze¿nym zdumieniem.
- O twoj± rêkê poprosi³ ksi±¿ê Sel z s±siedniego królestwa.
Anee zaczê³a gor±czkowo szukaæ w pamiêci obrazu swego przysz³ego ma³¿onka. Czy kiedykolwiek go spotka³a? Tak, niedawno w królestwie odbywa³ siê wielki turniej, na którym go¶cili najznamienitsi dostojnicy z okolicznych krain. By³ tam i ksi±¿ê Sel, m³ody ch³opak o ¶mia³ym spojrzeniu i gêstej czuprynie. Przywita³a go, pamiêta³a to powitanie, krótkie dygniêcie i szelest sukni oraz jego g³êboki, mo¿e trochê niezgrabny uk³on.
- A wiêc? – zagadn±³ niepewnie król.
- Wiêc?… - powtórzy³a, nadal czuj±c zawrót g³owy.
- Cieszysz siê? – ojciec pochyli³ siê nieznacznie w krze¶le. Dziewczyna wiedzia³a, ¿e król pragnie jej szczê¶cia, tak jak pragnie szczê¶cia królestwa. Ksi±¿e Sel by³ m³ody i przystojny, nie mo¿na mu by³o odmówiæ tych cech. Czy interesowa³o j±, co lubi czytaæ lub jakie ma marzenia?
- Tak, ojcze. Cieszê siê – u¶miechnê³a siê uspokajaj±co.
Mê¿czyzna klasn±³ rado¶nie w d³onie i zerwa³ siê z fotela.
- Otó¿ to, otó¿ to… - za¶mia³ siê serdecznie.
Podniós³ córkê z krzes³a i przytuli³ j± mocno. Jego broda k³u³a j± w policzki. W koñcu uwolni³ dziewczynê z u¶cisku i otoczy³ ramieniem.
- Teraz id¼, trzeba ciê przygotowaæ – stwierdzi³ pogodnie i niemal wystawi³ j± za drzwi gabinetu. Anee przez chwilê nie wiedzia³a, co robiæ, co my¶leæ, gdzie i¶æ. Przez moment po prostu sta³a, wpatruj±c siê w zamkniête drzwi. Nastêpnie odwróci³a siê na piêcie i chwiejnym krokiem uda³a do swojej komnaty. W zasadzie nie wiedzia³a nic – kiedy? jak? Spodziewa³a siê, oczywi¶cie, zam±¿pój¶cia, wkroczy³a ju¿ w wiek, w którym mog³a byæ ¿on± i matk±. Jednak zawsze marzy³a, ¿e spojrzy w oczy swojego wybranka i nie bêdzie mia³a ¿adnych w±tpliwo¶ci. Teraz mia³a w g³owie mêtlik, a w sercu pustkê.
Po tygodniu wszystko by³o gotowe. Anee zdawa³o siê, ¿e ledwo zdo³a³a mrugn±æ, u³o¿yæ sobie wszystko w g³owie, a ju¿ sta³a w piêknej sukni na dziedziñcu, w¶ród wiwatów i radosnych okrzyków gawiedzi, s³u¿by i rodziny. Zdezorientowana rzuca³a spojrzenia na boki i nie mog³a uwierzyæ, ¿e tak niewiele dzieli³o j± od ¶lubu. Czeka³a teraz na karetê, a kiedy z niej wysi±dzie, znajdzie siê ju¿ na zupe³nie innym dziedziñcu w zupe³nie innym kraju, by po¶lubiæ mê¿czyznê, o którym nie wiedzia³a prawie nic. Czu³a ucisk w ¿o³±dku ze strachu przed nieznanym. Stara³a siê jednak wygl±daæ spokojnie i godnie, jak na ksiê¿niczkê przysta³o. Kiedy na dziedziñcu pojawili siê zbrojni rycerze na koniach, a za nimi kareta, t³um zrobi³ siê jeszcze g³o¶niejszy. Odwróci³a siê w stronê ojca i sióstr, które sta³y obok. Omiot³a je nie¶mia³ym spojrzeniem, niepewna, czy jeszcze zobaczy któr±¶ z nich. Nastêpnie dygnê³a lekko przed królem w ge¶cie po¿egnania. Sêdziwy mê¿czyzna tylko kiwn±³ g³ow±. Tak wygl±da³o ich oficjalne po¿egnanie. Nieoficjalnie rozstali siê wcze¶niej, w zaciszu komnat, rzucaj±c siê sobie na szyjê i wylewaj±c ³zy. Kiedy ksiê¿niczka tylko wyjdzie za m±¿, jej rodzina bêdzie tam, gdzie jej ma³¿onek i wkrótce zapomni o swoich siostrach czy rodzicach. Jeden ze s³ug otworzy³ drzwi powozu. Anee wiedzia³a, ¿e je¶li szybko do niego nie wsi±dzie, rozp³acze siê lub zemdleje. Wchodz±c do ¶rodka, nie spojrza³a za siebie. Drzwi karety zamknê³y siê, tak jak pewien rozdzia³ jej ¿ycia. Mimo i¿ jecha³a w powozie z guwernantk±, odk±d tylko wyruszyli, czu³a siê potwornie samotna. Wszystko, co zna³a i zd±¿y³a pokochaæ, zostawi³a za sob±.
Rode sz³a poboczem drogi, napawaj±c siê ¶wie¿ym letnim powietrzem i spokojem. ¦cie¿ka ci±gnê³a siê miêdzy z³otymi ³anami zbó¿, znad których unosi³ siê zapach suchych k³osów. To by³y rzeczy, które kocha³a bogini – feeria barw i kszta³tów, zapachy i smaki, zwyk³e i ludzkie odczucia. Na drodze nie by³o nikogo oprócz niej, wiêc powoli kroczy³a poboczem z mieczem opartym na ramieniu. Czu³a siê mêsko w obszernym br±zowym p³aszczu, prostej lu¼nej koszuli i wysokich butach. Czu³a jeszcze co¶ innego – czu³a siê wolna. Tak jak nigdy nie by³a jako kaleka bogini i tak jak nie mog³aby byæ, gdyby wêdrowa³a jako kobieta. Poza tym ta przebieranka by³a dodatkowym elementem oddzielaj±cym j± od jej nocnego wizerunku, od którego chcia³a odej¶æ jak najdalej. Us³ysza³a za sob± têtent koni i odwróci³a siê. Zbli¿a³ siê ku niej konwój z³o¿ony ze zbrojnych na koniach i karety pomiêdzy nimi. Eskorta ta porusza³a siê raczej leniwie, jakby szybkie tempo jazdy mog³o uszkodziæ kogokolwiek, kto siedzia³ w ¶rodku karocy. Ilo¶æ zbrojnych i ich paradne stroje sugerowa³y, ¿e chronili kogo¶ znacznego, bogatego szlachcica lub nawet kogo¶ z rodziny królewskiej. Kimkolwiek by³ jednak bogacz, Rode nie zamierza³a zwracaæ jego uwagi. Zesz³a z drogi i przycupnê³a na poboczu, daj±c wytchnienie zmêczonym nogom. Wyjê³a buk³ak z wod± i obserwuj±c zbrojn± paradê, poci±gnê³a z niego ³yk. Mijaj±c j±, rycerze ledwie omietli j± wzrokiem. Okna karety by³y szczelnie zas³oniête, wiêc kobieta nie mog³a obejrzeæ arystokraty, który w niej podró¿owa³. Wkrótce orszak min±³ j± i znikn±³ za drzewami pobliskiego lasku. Rode wsta³a z kucek, otrzepa³a siê i ruszy³a dalej, w kierunku, w którym oddali³ siê konwój. Wesz³a w las i natychmiast odczu³a nieprzyjemny ch³ód. W cieniu wysokich drzew by³o zimno i wilgotno i musia³a siê szczelniej zakryæ p³aszczem. W lesie by³o spokojnie i cicho. Ca³a ro¶linno¶æ i zwierzyna tkwi³y w bezruchu, jakby czekaj±c na jaki¶ sygna³, by znów siê zbudziæ. Rode spojrza³a w górê, na korony drzew i przez chwilê zastanawia³a siê, czy jaki¶ le¶ny bóg przypadkiem nie obserwuje jej i nie puka siê w czo³o, obserwuj±c t± samotn± wêdrówkê. Nagle ptaki poderwa³y siê, ³ami±c martwotê krajobrazu. Gdzie¶ na drodze przed sob± us³ysza³a krzyk mê¿ów i szczêk ¿elaza. Kobieta poczu³a jak przy¶piesza jej puls, a nogi wyznaczaj± coraz szybszy rytm, a¿ w koñcu zaczê³a biec w kierunku zamieszania. Wiedzia³a, ¿e odg³osy dochodz±ce z niedaleka mog³y oznaczaæ jedynie walkê. Jej przybycie mog³o okazaæ siê zbyt pó¼ne lub niepo¿±dane. Jednak dla niej ka¿da potyczka oznacza³a ludzi, z którymi mo¿na siê zewrzeæ i staæ siê równ±, choæby przez walkê na ¶mieræ i ¿ycie. Nawet je¶li by³o to z³udne, nawet je¶li jako bogini nie mog³a po prostu zgin±æ, iluzja by³a zbyt silna, by siê jej oprzeæ. Wybieg³a zza zakrêtu i od razu wpad³a w sam ¶rodek potyczki. Zbrojni z orszaku bronili siê zaciêcie przed zamaskowanymi opryszkami, wiêc Rode nie mia³a problemu z ustalaniem, po której stronie stan±æ. Doskoczy³a do najbli¿ej znajduj±cego siê napastnika i machnê³a mieczem. Broñ ciê¿ko spad³a na zaskoczonego mê¿czyznê, który ugi±³ siê pod ciosem. Nie chc±c traciæ impetu, natychmiast zaatakowa³a kolejnego z nich. Ten nie da³ siê ju¿ tak ³atwo pokonaæ i bogini mia³a okazjê przeæwiczyæ parê efektownych ciosów, po których jej przeciwnik poleg³. Nagle szala zwyciêstwa przechyli³a siê na korzy¶æ osaczonych, którzy szybko zrozumieli, ¿e maj± potê¿nego sojusznika. Rycerze szczelnie otoczyli karetê, zagradzaj±c opryszkom dostêp do tajemniczego bogacza w ¶rodku. Rode lubi³a brawurê, wiêc nie zamierza³a os³aniaæ siê zbrojnymi. Bez wahania wesz³a w bitewny taniec, wiruj±c mieczem po¶ród przeciwników. Pewno¶æ siebie, z jak± wykonywa³a te ruchy by³± przera¿aj±ca dla napastników, którzy nie potrafili znale¼æ ucieczki przed ¶mierciono¶nymi ciosami. Wkrótce walka usta³a, na ¶cie¿ce pozosta³y tylko trupy i ranni. Rode sta³a z boku, lekko zdyszana, ale pe³na energii. Rycerze pozsiadali z koni, ¿eby dobiæ rannych.. Bogini obserwowa³a to uwa¿nie, wspar³szy siê na mieczu. Po chwili jeden ze zbrojnych podszed³ do niej. By³ to ros³y mê¿czyzna z gêst± rud± brod± i podobnymi w³osami. Pomimo ch³odu lasu, pot l¶ni³ mu na twarzy. Wygl±da³ na cz³owieka obytego w walce i twardego.
- Dziêkujê za pomoc, wojowniku – powiedzia³ niskim chrapliwym g³osem.
Kobieta u¶miechnê³a siê pod nosem, zadowolona, ¿e rozmówca uzna³ j± za wojownika.
- Pomy¶la³em, ¿e przyda wam siê pomoc – odpowiedzia³a przyja¼nie.
- ¦wietnie walczysz, m³odzieñcze – pochwali³ j± rycerz.
Otworzy³a usta, ¿eby co¶ mu odpowiedzieæ, ale nie zd±¿y³a, gdy¿ wokó³ karety zapanowa³a wrzawa. Drzwi pojazdu otworzy³y siê, z wnêtrza za¶ wydoby³ siê pe³en zgrozy i oburzenia stary kobiecy g³os: „Ale¿ ksiê¿niczko!…” Nastêpnie, z pe³n± gracj± z powozu wy³oni³a siê m³oda dziewczyna. W cieniu drzew, otoczona bujn± zieleni± i martwymi cia³ami przestêpców wygl±da³a zjawiskowo, jak bogini. Przez krótki moment Rode poczu³a, ¿e teraz, tu, na ziemi, role siê odwróci³y – ona by³a zwyk³ym wojem o skórze smaganej wiatrem i rze¼bionej s³oñcem, za¶ przed ni± sta³ cud, boska istota zrodzona z deszczu i kwiatów. Rode nie mog³a siê otrz±sn±æ, sta³a wsparta na swoim mieczu i by³a przekonana, ¿e gdyby go nie mia³a, runê³aby na ziemiê, powalona ostrym spojrzeniem b³êkitnych oczu. Dziewczyna st±pa³a ostro¿nie, by nie potkn±æ siê o które¶ z le¿±cych cia³ lub by nie pobrudziæ sukienki. Na jej twarzy widnia³a determinacja, jakby zdawa³a sobie sprawê, ¿e robi co¶, czego absolutnie nie wypada. Rycerz obok bogini przyklêkn±³ z wysi³kiem na jedno kolano. Rode zda³a sobie sprawê, ¿e w ludzkiej hierarchii mia³a do czynienia z kim¶, przed kim inni chyl± czo³a. Upad³a zatem na ziemiê i pochyli³a g³owê. S³ysza³a tylko jak piêkna istota zbli¿a siê i poczu³a rumieniec rozlewaj±cy siê jej po twarzy.
- Powstañ, rycerzu. To ja powinnam klêkn±æ przed tob± w podziêce – delikatny i trochê nie¶mia³y g³os zabrzmia³ tu¿ nad wojowniczk±. Rode unios³a wzrok, choæ wiedzia³a, ¿e nie wypada³o. Ludzkie konwenanse by³y rygorystyczne, lecz nie mog³a siê powstrzymaæ przed zerkniêciem na swoj± rozmówczyniê. Spojrzenia obu kobiet spotka³y siê i przez chwilê, Rode mog³a przysi±c, nie by³o nic innego oprócz ich dwu. Trwa³o to tylko chwilê, zanim sp³oszona ksiê¿niczka nie odwróci³a wzroku w bok, na swojego gwardzistê. Wygl±da³a, jakby mia³a zamiar odej¶æ, uciec i nigdy wiêcej nie powróciæ. Bogini zareagowa³a szybko, zanim zdo³a³a to przemy¶leæ.
- Pozwól mi s³u¿yæ tobie, pani – odezwa³a siê i pochyli³a g³owê, czekaj±c na odpowied¼.
Anee u¶miechnê³a siê. By³o w tym walecznym m³odzieñcu co¶, co j± poci±ga³o. Prawdopodobnie spe³nia³ jej romantyczny ksi±¿kowy idea³ ksiêcia na koniu. Tyle, ¿e nie mia³ konia i by³ zwyk³ym wêdrownym wojem.
- Wiêc chod¼ – wyci±gnê³a d³oñ, czuj±c ulgê.
Wojownik uniós³ g³owê i spojrza³ pytaj±co na dziewczynê. Delikatnie uj±³ d³oñ ksiê¿niczki i powsta³ z klêczek. Przyboczni rycerze ogl±dali t± scenê z niedowierzaniem, nigdy bowiem ich pani nie pozwoli³a nikomu na tak± zuchwa³o¶æ. Jednak zbyt dobrze znali swój fach, by wiedzieæ i¿ nie s± po to, by oceniaæ i komentowaæ. Ksiê¿niczka prowadzi³a Rode za rêkê, trochê jak zagubione dziecko. Z karety wychyli³a siê starsza kobieta, a zgroza, jaka wymalowa³a siê na jej twarzy, by³a nie do opisania.
- Ale¿ ksiê¿niczko… - ¿achnê³a siê, tak jakby umia³a wypowiadaæ tylko te dwa s³owa. Zamacha³a przed twarz± wachlarzem bliska tragicznego omdlenia.
- Nie mamy wiêcej koni. Bez wahania ruszy³e¶ nam na ratunek, wiêc chcê, aby¶ jecha³ ze mn± – stwierdzi³a stanowczo Anee piorunuj±c wzrokiem guwernantkê, która na koñcu jêzyka mia³a swoje: „Ale¿ ksiê¿niczko…”
- Dziêkujê, pani – odpowiedzia³a Rode, nie ca³kiem zdaj±c sobie sprawê z zaszczytu i nieodpowiednio¶ci tej sytuacji. Pomog³a ksiê¿niczce wsi±¶æ do pojazdu, a nastêpnie sama wesz³a do wnêtrza. Zajê³a miejsce obok starszej kobiety, która odsunê³a siê daleko jak mog³a. Drzwi karety zamknê³y siê i w ¶rodku zapanowa³o niezrêczne milczenie. Rode czu³a nie¶mia³y acz zaciekawiony wzrok dziewczyny na sobie.
- Mam wra¿enie, ¿e moja obecno¶æ tutaj to dziwny pomys³… - odezwa³a siê w koñcu bogini zerkaj±c na siedz±c± nieopodal guwernantkê, która lustrowa³a j± wzrokiem. Anee za¶mia³a siê. Jej ¶miech brzmia³ trochê smutno i wymuszenie.
- Jadê na swój ¶lub i potrzebujê teraz trochê nieodpowiednio¶ci – wyja¶ni³a.
Rode kiwnê³a g³ow± na znak, ¿e rozumie. W jaki¶ sposób ³±czy³a siê w bólu z t± kruch± istot± naprzeciw niej, wpl±tanej w regu³y i zakazy, ¿yj±cej ¿yciem, który by³ schematem, nie za¶ wyborem.
- Co siê sta³o z twoim okiem? – spyta³a Anee rozlu¼niaj±c siê na siedzeniu.
Bogini odruchowo podnios³a rêkê, by dotkn±æ zas³oniêtego oczodo³u.
- Paskudna rana – sk³ama³a g³adko. – Nie dodaje urody.
Ksiê¿niczka kiwnê³a g³ow±, ale w jej oczach widaæ by³o niedowierzanie.
- Nie wygl±dasz na woja – kontynuowa³a dziewczyna – Twoja twarz i rêce s± takie delikatne, niemal dziecinne…
Starsza kobieta znacz±co chrz±knê³a, by zaznaczyæ, ¿e takie s³owa nie przystoj± królewskiej rodzinie, lecz Anee zignorowa³a to.
- Mam wiêcej wiosen ni¿ my¶lisz, pani – Rode u¶miechnê³a siê ³agodnie – I przeby³em ju¿ d³ug± drogê…
Ksiê¿niczka wspar³a podbródek o d³oñ i zaczê³a przypatrywaæ siê nieznajomemu badawczo. Kim by³ ten tajemniczy m³odzieniec? Lekko¶æ jego ruchów i ³agodno¶æ rysów czyni³a zeñ bardziej kota ni¿ cz³owieka z krwi i ko¶ci. Jego w±t³e ramiona wydawa³y siê niezdolne do uniesienia orê¿a, tymczasem niemal sam pokona³ bandê opryszków.
- Przed czym uciekasz, rycerzu? Gdzie jest twój dom? – spyta³a zanim zd±¿y³a siê zorientowaæ, ¿e mówi na g³os. Bogini wzdrygnê³a siê. To nie by³y pytania, które zadaje siê nieznajomym w podró¿y. Ksiê¿niczka sprawia³a wra¿enie jakby wwierca³a siê w duszê rozmówcy, jakby wyci±ga³a j± kawa³ek po kawa³ku, by z tryumfem przejrzeæ j± ca³±. Rode mia³a ochotê nie odpowiedzieæ na pytania i odwróciæ wzrok od postaci przed sob±. Nie mog³a jednak oderwaæ oczu od tej piêknej istoty.
- Mój dom… - zaczê³a, czuj±c jak dr¿y jej g³os – Nigdy tam nie pasowa³em. To oko, ca³y ja… Jestem w drodze, bo lubiê zapach trawy, twardo¶æ kamieni, prostotê ludzi…
Bogini przerwa³a. Oczy Anee by³y w ni± wpatrzone, a ka¿de jej s³owo powodowa³o, ¿e ksiê¿niczka zatraca³a siê w opowie¶ci. Rode poczu³a siê niepewnie.
- Wiem, ¿e to brzmi naiwnie. Przepraszam za swoj± szczero¶æ, pani. – Spu¶ci³a wzrok, u¶miechaj±c siê przepraszaj±co.
- Nie – wykrzyknê³a nagle Anee i podnios³a rêkê, ¿eby chwyciæ rozmówcê, tak jakby ten mia³ zamiar wyj¶æ z powozu i znikn±æ na zawsze. Ten nag³y, niekontrolowany odruch sprawi³, ¿e ksiê¿niczka sp³oni³a siê i szybko wycofa³a d³oñ. Starsza kobieta wyjê³a wachlarz, bliska omdlenia po tym faux-pas.
- Nie… - powtórzy³a dziewczyna cichym g³osem. – Nie wydaje mi siê to naiwne. Wiem, co czujesz, rycerzu…
Po tych s³owach ksiê¿niczka zamilk³a. Rode nadal nie rozumia³a, co siê dzieje, dlaczego ¶wiat zacz±³ nagle wirowaæ, dlaczego czu³a, ¿e nie mo¿e oddychaæ, ¿e jej serce jest ciê¿kim kamieniem. Anee przez resztê podró¿y nie spojrza³a na ni±, tylko wbi³a wzrok w punkt gdzie¶ nad g³ow± starszej kobiety. Ta niekomfortowa dla bogini sytuacja zdawa³a siê odpowiadaæ guwernantce, która w koñcu mog³a odpocz±æ. Kareta zatrzyma³a siê dopiero po paru godzinach, co podró¿uj±ce przyjê³y z ulg±. Drzwi do powozu otworzy³y siê i przywita³ je koj±cy ch³ód zmierzchu.
- Pozwól, ¿e pomogê, pani – zaoferowa³a Rode, wyci±gaj±c rêkê do swojej towarzyszki.
Ksiê¿niczka u¶miechnê³a siê i pozwoli³a na ten akt kurtuazji. Kiedy d³onie obu kobiet dotknê³y siê, tak¿e ich spojrzenia siê skrzy¿owa³y. Przez moment zaistnia³a pomiêdzy nimi niæ porozumienia i jedno¶ci. Anee u¶miechnê³a siê, a lekki rumieniec rozla³ siê na jej policzkach. Bogini patrzy³a na ni±, ale z zamy¶lenia wyrwa³a j± staruszka, która bez zbêdnych ceregieli przepcha³a siê do wyj¶cia, kwituj±c zachowanie m³odzieñca niewyra¼nym mamrotaniem. Rode opu¶ci³a pojazd jako ostatnia i rozejrza³a siê wokó³. S³oñce chyli³o siê ku zachodowi, sprawiaj±c, ¿e niebo z ognisto-pomarañczowego stopniowo stawa³o siê fioletowe i granatowe. Wiedzia³a, ¿e niewiele jest ju¿ czasu do zmroku. Znajdowali siê przed jakim¶ zajazdem, w którym mieli spêdziæ noc i wyruszyæ w podró¿ nastêpnego poranka. Rycerze z obstawy krêcili siê przy koniach, oporz±dzaj±c je i wydaj±c instrukcje m³odym stajennym, którzy giêli siê w pok³onach. Ksiê¿niczka wraz ze starsz± kobiet± i rudobrodym wojem byli w³a¶nie podejmowani przez w³a¶ciciela gospody, który wraz z ¿on± tak¿e gi±³ siê wpó³ i zapewnia³ o luksusach czekaj±cych rodzinê królewsk±. Bogini by³a trochê zagubiona, nie wiedzia³a bowiem, gdzie ma siê podziaæ. Sta³a obok powozu, staraj±c siê podj±æ jak±¶ s³uszn± decyzjê, gdy podszed³ do niej rudow³osy rycerz, który jeszcze przed chwil± eskortowa³ ksiê¿niczkê.
- Ksiê¿niczka Anee ¿yczy sobie, aby¶ j± odprowadzi³ do pokoju – poinformowa³, wpatruj±c siê surowo w rozmówcê. Rode tylko kiwnê³a g³ow± i natychmiast uciek³a przed ostrym spojrzeniem mê¿czyzny. Podesz³a do ksiê¿niczki, która na jej widok u¶miechnê³a siê ciep³o.
- Karczmarz poka¿e nam pokój. Odprowad¼ nas, rycerzu. – Unios³a rêkê, by zostaæ poprowadzon±. Wojowniczka delikatnie ujê³a jej d³oñ i pod±¿y³a za krêpym mê¿czyzn±, który by³ w³a¶cicielem zajazdu. Czu³a siê skrêpowana, do¶wiadczaj±c na sobie wrogich i oskar¿ycielskich spojrzeñ ludzi z otoczenia swojej towarzyszki. Wspiê³y siê po schodach, na piêtro, gdzie znajdowa³y siê pokoje. Niewielu by³o podró¿nych w g³ównej sali, zapewne gospodarz zosta³ wcze¶niej poinformowany o wizycie wa¿nej osobisto¶ci i zd±¿y³ siê pozbyæ wiêkszo¶ci mniej znacz±cych go¶ci. Poprowadzi³ kobiety korytarzem do ostatnich drzwi, które uchyli³, by pochwaliæ siê swoim najlepszym pokojem. Izba by³a ³adna i czysta, zapewne niedawno sprz±tniêta, jednak nie da³o siê ukryæ jej skromno¶ci. By³o w niej wielkie ³o¿e, na którym le¿a³a puchowa pierzyna – pos³anie godne królewskiego rodu. Ksiê¿niczka zatrzyma³a siê i odwróci³a w stronê Rode. Za ni±, jak cieñ, stanê³a starsza guwernantka.
- Dziêkujê ci, rycerzu – po¿egna³a siê Anee grzecznie, choæ jej oczy wyra¿a³y o wiele wiêcej ni¿ by³a w stanie zmie¶ciæ w tych s³owach. Bogini uklêk³a na kolano i o¶mieli³a siê uca³owaæ d³oñ swojej pani. Mog³aby przysi±c, ¿e us³ysza³a st³umiony jêk opiekunki. Gospodarz w pok³onach wycofa³ siê z pokoju i czmychn±³ na dó³, by obs³u¿yæ czekaj±cych rycerzy. Drzwi od pokoju zamknê³y siê, lecz Rode jeszcze przez chwilê nie podnosi³a siê z pod³ogi. W koñcu ocknê³a siê z odrêtwienia, wsta³a ciê¿ko i odwróci³a siê, omal nie wpadaj±c na rudow³osego wojownika. Spora ró¿nica wzrostu sprawi³a, ¿e spojrzenie mê¿czyzny by³o co najmniej onie¶mielaj±ce.
- Uwa¿aj, m³odzieñcze – odezwa³ siê rycerz.
- Przepraszam – powiedzia³a kobieta i chcia³a ¶piesznie odej¶æ, lecz mê¿czyzna zagrodzi³ jej drogê.
- Za parê dni ksiê¿niczka bierze ¶lub. Nie wiem, czy jest z tego powodu szczê¶liwa, ale wiem, ¿e to jej obowi±zek. Jedyne, co mo¿emy to j± ochraniaæ. – U¶miechn±³ siê przyja¼nie i nagle nie wydawa³ ju¿ siê taki gro¼ny jak poprzednio. Rode mog³a nie wiedzieæ wiele o obyczajach ludzkich, wiedzia³a jednak, co wojownik chcia³ powiedzieæ. Tego dnia zdarzy³o siê wiele rzeczy niespodziewanych, które nigdy nie powinny siê zdarzyæ. Ona sama zdawa³a sobie sprawê z niedorzeczno¶ci tej sytuacji, a jednak czu³a siê jak æma, która za wszelk± cenê musi wlecieæ w ogieñ.
- Nie martw siê, jak tylko dotrzemy do celu, zniknê – zapewni³a go, spuszczaj±c g³owê.
- Jeste¶ rozs±dnym m³odzieñcem – stwierdzi³ rudobrody. – Chod¼, napij siê z nami, towarzyszu.
- Wybacz, jestem zmêczony – wykrêci³a siê Rode – Innym razem.
Ruszy³a korytarzem nie czekaj±c na swojego rozmówcê. Zesz³a na dó³ schodami, gdzie królewska gwardia zajê³a d³ug± ³awê i opró¿nia³a kolejne dzbany z piwem. Wysz³a na zewn±trz, chc±c zaczerpn±æ ¶wie¿ego powietrza. Robi³o siê ciemno, na niebie powinny pokazaæ siê gwiazdy. Bogini przeklê³a sam± siebie, ¿e tak ³atwo zapomnia³a o swoim obowi±zku. Obesz³a gospodê dooko³a w poszukiwaniu samotnego miejsca. Kiedy w koñcu uzna³a, ¿e nikt nie bêdzie jej przeszkadzaæ, uchyli³a opaskê na oko. Przez chwilê o¶lepiaj±cy b³ysk roz¶wietli³ mrok. Rode chwyci³a to, co by³o jej prawym okiem, wyjê³a je ostro¿nie i rzuci³a w górê. Ma³a kula z niebywa³± prêdko¶ci± poszybowa³a wzwy¿, a¿ w koñcu zawis³a wysoko na ciemnogranatowym niebem. Po ksiê¿ycu zaczê³y siê pojawiaæ gwiazdy, a¿ w koñcu ca³e niebo by³o upstrzone migoc±cymi punkcikami. Rode zas³oni³a pusty oczodó³ opask± i przycupnê³a na ³aweczce przy karczmie. Zamknê³a oczy i skupi³a siê. Jej ksiê¿ycowe oko widzia³o wszystko, odleg³e krainy, ka¿d± wioskê, dom, nic nie zdo³a³o umkn±æ temu czujnemu spojrzeniu. W koñcu zobaczy³a te¿ gospodê, siebie rozpart± na ³awce, a tak¿e okno do pokoju ksiê¿niczki. Anee sta³a ty³em do niego i rozczesywa³a swoje d³ugie l¶ni±ce w³osy. Rode zatraci³a siê w tym widoku i przez ca³± noc, niczym wierny stra¿nik, strzeg³a spokoju snu swojej pani.
Bogini trwa³a tak do samego ¶witu, a¿ jej brat Setun nie wkroczy³ na niebosk³on roz¶wietlaj±c swoje ogniste cia³o. Wtedy kobieta wsta³a, siêgnê³a po wisz±cy ponad ziemi± ksiê¿yc i na powrót umie¶ci³a go w swoim oczodole. Dzieñ powoli siê rozpoczyna³. Ksiê¿niczka znów za¿yczy³a sobie asysty m³odego wojownika przy do¶æ skromnym jak na królewskie wymogi ¶niadaniu. Odt±d przez ca³± podró¿ Rode towarzyszy³a swojej pani, gdziekolwiek tylko ta siê uda³a. Ich rozmowy w karecie by³y coraz swobodniejsze, kobiety dyskutowa³y o rzeczach zwyk³ych jak podró¿e, ksi±¿ki, polityka, a tak¿e o tych niesamowitych, o marzeniach i o magii. Czasem bogini milcza³a i s³ucha³a z zafascynowaniem s³ów dziewczyny, czasem jednak to ona wiod³a prym w dyskusji, Anee za¶ z zaciekawieniem s³ucha³a jej. Nawet guwernantka, z pocz±tku osch³a i nieprzyjemna, podda³a siê urokowi tych rozmów i nierzadko Rode przy³apywa³a j± na tym, jak z otwartymi ustami przys³uchiwa³a siê opowie¶ciom. Podró¿owa³y tak parê dni, na noc zatrzymuj±c siê w przydro¿nych gospodach. Ka¿dego zmroku bogini ucieka³a od zgie³ku i zawieszaj±c na niebie ksiê¿yc, obserwowa³a ksiê¿niczkê. W koñcu nasta³ jednak czas, gdy ich oczom ukaza³ siê w ca³ej wspania³o¶ci zamek ksiêcia Sel. Rycerze z ulg± powitali ten widok, jednak Anee nagle posmutnia³a i ucich³a. Na rozkaz ksiê¿niczki zatrzymali siê niedaleko bram, czekaj±c na dalsze polecenia.
- Chcia³abym zostaæ teraz sama – poinformowa³a sucho zarówno Rode, jak i guwernantkê. Starsza kobieta przytaknê³a i zaczê³a niezdarnie wydostawaæ siê z powozu. Bogini chcia³a pod±¿yæ tu¿ za ni±, lecz ksiê¿niczka stanowczym ruchem zamknê³a drzwi i zas³oni³a szczelnie zas³ony. By³y w karecie same. Rode prze³knê³a ¶linê i mog³a przysi±c, ¿e s³ychaæ by³o bicie jej serca.
- Kiedy przekroczymy mury tego miasta, nie bêdê ju¿ osob±, któr± zna³a¶. Bêdê ksiê¿niczk±, narzeczon±, pó¼niej ¿on± i królow± – stwierdzi³a Anee, patrz±c uwa¿nie na drug± kobietê.
Ta pokiwa³a g³ow± ze zrozumieniem.
- Lepiej ¿ebym znikn±³ teraz. – Wojowniczka spu¶ci³a wzrok.
- Nie! – Ksiê¿niczka znów zdoby³a siê na akt spontaniczno¶ci i jak za pierwszym razem z³apa³a Rode za rêkê – Nie mo¿esz odej¶æ. Nie przejdê przez to, je¶li nie bêdzie ciê w pobli¿u.
Bogini unios³a g³owê zdziwiona. Anee wygl±da³a na zrozpaczon± i zrezygnowan±, tak jakby poznany nie tak dawno m³odzieniec by³ jej jedynym przyjacielem.
- Pani… - Rode próbowa³a co¶ powiedzieæ, ale ksiê¿niczka po³o¿y³a jej delikatnie d³oñ na ustach.
- Niech wszystko zostanie w ciemno¶ci tej karety… - z tymi wyszeptanymi s³owami pochyli³a siê ku swemu rozmówcy. Bogini z pocz±tku nie wiedzia³a, co siê dzieje, lecz gdy poczu³a s³odkie dziewczêce wargi tu¿ przy swoich, ¶wiat przesta³ dla niej istniej. Skupi³a siê jedynie na intensywno¶ci uczuæ. Po ca³ym jej ciele rozla³o siê przyjemne gor±co, gdy g³odne usta spotka³y siê, pragn±c jakiej¶ obietnicy. Po jakim¶ czasie obie oderwa³y siê od siebie, ciê¿ko oddychaj±c. Ani bogini, ani ksiê¿niczka nigdy wcze¶niej nie prze¿y³y czego¶ takiego. Powietrze w powozie sta³o siê ciê¿kie, niemal nie do oddychania. Dr¿±ca rêka Rode chwyci³a za klamkê. Kiedy kobieta opuszcza³a karetê, us³ysza³a jedynie ciche b³aganie dziewczyny:
- Tylko b±d¼ tam przy mnie…
Nied³ugo potem ruszyli do zamku, Anee w karecie, Rode za¶ z ty³u wraz z rudow³osym wojownikiem o imieniu Harg. Przejechali najpierw przez bramê i zostali wch³oniêci przez kolorowy, wiwatuj±cy t³um. Bogini czu³a siê trochê dziwnie, siedz±c na jednym koniu z rycerzem w¶ród skanduj±cej gawiedzi. Przez ca³y czas te¿ my¶la³a o ksiê¿niczce zamkniêtej w powozie, dostarczanej swojemu przysz³emu mê¿owi jak opakowany prezent. W koñcu dotarli na dziedziniec zamkowy, gdzie czeka³a zbrojna ¶wita oraz najdostojniejsi magnaci. Ksi±¿e Sel sta³ trochê wy¿ej na schodach, w piêknych bia³ych szatach, tak ¿e trudno by³o go przeoczyæ. Zatrzymali siê na ¶rodku placu i zeskoczyli z koni, które prawie natychmiast zosta³y zabrane przez pacho³ków. Wojownicy uklêkli, spuszczaj±c g³owê przed ksiêciem, ich nowym panem. Rode klêcza³a przy Hargu i mimo opuszczonego wzroku, stara³a siê jako¶ obserwowaæ wydarzenia na dziedziñcu. Ksi±¿e Sel dostojnym krokiem zszed³ po schodach i podszed³ do karety, czekaj±c na swoj± narzeczon±. Drzwi pojazdu otworzy³y siê i t³um zamar³ w oczekiwaniu. Nawet bogini przy³apa³a siê na tym, ¿e wstrzymuje oddech. Anee wy³oni³a siê z powozu z godno¶ci± i dostojno¶ci±, wygl±da³a niemal obco w porównaniu z sympatyczn± dziewczyn±, z któr± wojowniczka mia³a okazje spêdziæ ostatnie dni. Ksiê¿niczka mia³a racjê – nie by³a ju¿ t± sam± osob±. Królewski syn asystowa³ jej przy wysiadaniu. Klêcz±ca kobieta poczu³a uk³ucie zazdro¶ci w sercu, gdy¿ ten dostojny mê¿czyzna odbiera³ jej co¶ wa¿nego. Sel uca³owa³ rêkê ksiê¿niczki, a gawied¼ wiwatowa³a z rado¶ci. Chleb, igrzyska i dworskie romanse – to by³o to, co karmi³o tych ludzi. Ksi±¿ê poprowadzi³ swoj± wybrankê po stopniach pa³acu, podczas gdy trêbacze i cyrkowcy dawali swój popis na placu. Gdy przysz³a królewska para dotar³a do szczytu schodów, zatrzyma³a siê i odwróci³a w stronê t³umu. Ksi±¿ê Sel uniós³ d³oñ, by uciszyæ ludzi i artystów.
- Oto ksiê¿niczka Anee, wasza przysz³a królowa! – krzykn±³ tak g³o¶no jak móg³, a jego s³owa odbi³y siê echem po dziedziñcu. T³um ponownie rykn±³ jednym g³osem. Rode za¶ poczu³a jak d³awi± j± ³zy.
Ku swemu zaskoczeniu, wojowniczka nie dosta³a pokoju wraz z innymi zbrojnymi gdzie¶ na ni¿szych piêtrach zamku. Jej pokój znajdowa³ siê tu¿ przy komnacie ksiê¿niczki, co, jak przypuszcza³a kosztowa³o Anee du¿o wyobra¼ni i perswazji. Nie wiedzia³a, dlaczego dziewczyna potrzebowa³a mieæ j± blisko siebie, skoro praktycznie nie mog³y siê widywaæ. Dla Rode by³a to tortura, zw³aszcza ¿e odkry³a, ¿e jej dziwne i skomplikowane uczucia s± odwzajemnione. Obieca³a Hargowi, ¿e zniknie, wiêc przyjazny dot±d olbrzym rzuca³ jej pytaj±ce spojrzenia, za ka¿dym razem, gdy j± widzia³. Nie umia³a i nie chcia³a podaæ rycerzowi powodów zmiany decyzji, sama walczy³a ze sob±, ¿eby po prostu nie znikn±æ z pa³acu i nie zapomnieæ o piêknej dziewczynie o d³ugich blond w³osach. Dzieñ ¶lubu zbli¿a³ siê wielkimi krokami, a Rode nie potrafi³a podj±æ ¿adnej decyzji. Nie mia³a te¿ okazji porozmawiaæ z dziewczyn±, mimo i¿ asystowa³a jej przy ka¿dym wyj¶ciu. Dwóm osobom o tak ró¿nych stanach nie wypada³o bowiem wymieniaæ pogl±dów. Sytuacja przerasta³a boginiê, która o zwi±zkach miêdzyludzkich wiedzia³a niewiele. Dni p³ynê³y jej na pod±¿aniu za obiektem swoich westchnieñ, noce za¶ na obserwowaniu z góry ciemnej sylwetki ¶pi±cej w swojej komnacie dziewczyny.
By³ dzieñ przed weselem, tu¿ przed zmierzchem, gdy Rode us³ysza³a s³abe pukanie do swojego pokoju. Podnios³a siê z ³ó¿ka, na którym siedzia³a bez ruchu przez ostatni± godzinê, rozmy¶laj±c nad swoim po³o¿eniem. Pukanie powtórzy³o siê, niecierpliwe i g³o¶niejsze ni¿ poprzednio. Podesz³a do drzwi i uchyli³a je lekko. Zanim zd±¿y³a siê zorientowaæ, nieproszony przybysz w¶lizn±³ siê do pomieszczenia. Bogini ostro¿nie zamknê³a drzwi i odwróci³a siê do szczelnie odzianego w p³aszcz nieznajomego. Ktokolwiek to by³ i jakiekolwiek mia³ zamiary, nie móg³ zagroziæ Rode w ¿aden sposób. Jednak¿e gdy tylko przybysz ¶ci±gn±³ zas³aniaj±cy jego twarz kaptur, kobieta wstrzyma³a oddech. Sta³a przed ni± ksiê¿niczka Anee, wygl±daj±c na wzburzon± i zmartwion± jednocze¶nie.
- Rode… - wyszepta³a dr¿±cym g³osem i rzuci³a siê w stronê bogini.
Ta, zd±¿y³a tylko roz³o¿yæ rêce, gdy drobna postaæ zamknê³a j± w u¶cisku. Cia³em dziewczyny wstrz±snê³y spazmy i zaczê³a p³akaæ. Rode zawaha³a siê, lecz objê³a m³od± kobietê i delikatnie zaczê³a g³askaæ po g³owie. Jej w³osy by³y miêkkie i l¶ni±ce, i wkrótce bogini zatraci³a siê w ich fakturze, tak ¿e nie zauwa¿y³a, gdy ksiê¿niczka uspokoi³a siê.
- Nie powinna¶ chyba tu byæ – odezwa³a siê w koñcu wojowniczka, zamieraj±c z w³osami w oplecionymi wokó³ jednego ze swoich palców.
- Nikt nie wie… - wyszepta³a dziewczyna, tak jakby nawet g³o¶ne mówienie mog³o zdradziæ jej obecno¶æ. Odsunê³a siê nieznacznie od wy¿szej kobiety, by spojrzeæ jej w twarz. Wygl±da³a bezbronnie z opuchniêtymi od p³aczu oczami i czerwonymi policzkami. - Nie mogê, nie dam rady go po¶lubiæ… - odezwa³a siê Anee s³abym g³osem.
Rode patrzy³a jej w oczy, obserwowa³a tê niewinn± i piêkn± twarz przed sob±. S³owa, które wypowiedzia³a dziewczyna by³y gdzie¶ daleko, jedyne, co kobieta dostrzega³a, to poruszaj±ce siê wargi. Pochyli³a siê bezwiednie, nie kontroluj±c swojego cia³a. Jej usta dotknê³y opuchniêtej od p³aczu powieki ksiê¿niczki i delikatnie uca³owa³y. Anee rozchyli³a wargi, by z³apaæ oddech. Ich twarze by³y blisko, obie czu³y ciep³o bij±ce od skóry, gor±ce oddechy. Poca³unek by³ naturaln± konsekwencj±, by³ jak dope³nienie wzajemnej obietnicy. Znów na moment ¶wiat przesta³ istnieæ. Znów Rode poczu³a, ¿e w jej ¿yciu nigdy nic nie liczy³o siê tak, jak ta drobna postaæ przed ni±. Potem ich usta rozdzieli³y siê i obie, milcz±c, trwa³y w ciasnym objêciu.
- Spraw, ¿ebym by³a twoja… Ten jeden raz… - b³agalnie wyszepta³a Anee.
Bogini poczu³a jak jej serce zaczyna biæ mocniej, jak ¿o³±dek ¶ciska siê jak piê¶æ. Wcze¶niej nie pomy¶la³a o tym, ¿e tak mog± potoczyæ siê wydarzenia. Nagle zrozumia³a, ¿e ¿y³a w iluzji i ¿e pozwoli³a w niej ¿yæ tak¿e swojej ukochanej. Odsunê³a siê od dziewczyny, niemal brutalnie j± odpychaj±c. Potrzebowa³a oddechu, potrzebowa³a zebraæ my¶li i odwagê. Anee wygl±da³a na zdezorientowan± i zranion±.
- Nie mogê… - zaczê³a wojowniczka niepewnie. – Nie wiesz o mnie wszystkiego… Ja… s± rzeczy, których nie powiedzia³am…
Ksiê¿niczka za¶mia³a siê. Po prostu, szczerze i bez odrobiny z³o¶liwo¶ci. To ca³kowicie zbi³o z tropu Rode, która ju¿ nie potrafi³a nic wiêcej powiedzieæ. Anee u¶miechnê³a siê ciep³o.
- Na przyk³ad, tego, ¿e jeste¶ kobiet±? – spyta³a pewnie, przechylaj±c figlarnie g³owê.
Oczy bogini rozszerzy³y siê ze zdziwienia. Nie by³a to jej najwiêksza tajemnica, ale mo¿e najwa¿niejsza w ich relacji.
- Jak…? - wyduka³a oszo³omiona.
Dziewczyna podesz³a do niej powoli i spojrza³a prosto w oczy.
- Nie wiem. Po prostu. Mo¿e to oczy, mo¿e skóra… Mo¿e sposób, w jaki ca³ujesz… - stwierdzi³a, podnosz±c d³oñ do policzka swojej ukochanej. Jej ciep³y u¶miech roztapia³ serce bogini.
- I mimo to chcesz…? – Rode zada³a niedokoñczone pytanie. Ksiê¿niczka ujê³a jej d³onie, po³o¿y³a na piersiach i przykry³a je w³asnymi rêkoma.
- Chcê ciebie – wypowiedzia³a byæ mo¿e pierwsze w swoim ¿yciu egoistyczne stwierdzenie.
Wojowniczka nie mia³a si³y walczyæ z uczuciem, które nape³nia³o j± ca³±. Nadal nie powiedzia³a ca³ej prawdy, ale to nie mia³o znaczenia w tej sytuacji. Zdawa³a sobie sprawê, ¿e ma szanse jedn± na milion, by ugasiæ pragnienie, miotaj±ce jej cia³em. Nie bardzo wiedzia³a jak siê zachowaæ, jej rêce niezgrabnie przesunê³y siê po piersiach dziewczyny. Pochyli³a siê nad ni± i dotknê³a ustami jej policzka, k±cika ust, potem warg. Pokój zawirowa³. Anee nie pozosta³a jej d³u¿na, jej d³onie wodzi³y po plecach, a¿ w koñcu zatrzyma³y siê wczepione w krótkie w³osy na karku wojowniczki. ¯adna z kobiet nie zauwa¿y³a nawet, ¿e na dworze zrobi³o siê ciemno. Gdy ciê¿ko runê³y na ³ó¿ko, nic nie o¶wietla³o mroku pokoju. Noc by³a bezksiê¿ycowa.
Ksiê¿niczka obudzi³a siê o brzasku, gdy s³oñce ledwo zd±¿y³o wyjrzeæ zza horyzontu. Rode jeszcze spa³a, jej nieruchoma sylwetka l¶ni³a w porannych promieniach padaj±cych przez okno. Wygl±da³a spokojnie i dostojnie, niemal jak bóstwo z ognist± aureol±. Anee dotknê³a kruczoczarnych w³osów swojej kochanki. By³y miêkkie w dotyku i jedwabiste. Miniona noc by³a dla dziewczyny odkryciem, jak rozpoczêcie nowego ¿ycia, narodziny kogo¶, kogo istnienia nawet nie podejrzewa³a. Jedna, najwa¿niejsza noc jej ¿ycia, poprzedzaj±ca resztê dni, które mia³a spêdziæ w k³amstwie i obojêtno¶ci. Spojrza³a na twarz kobiety le¿±cej obok niej, lekko otwarte usta i czarn± opaskê os³aniaj±c± jedno z jej oczu. Jej palce delikatnie obrysowa³y zarys materia³u. Ksiê¿niczkê ogarnê³a nag³a ciekawo¶æ, by ujrzeæ ukryty za t± przepask± kawa³ek cia³a wojowniczki, jedyny, który zosta³ nie odkryty podczas ich nocy. Zacisnê³a wargi wahaj±c siê, czy poddaæ siê w¶cibstwu. W koñcu uzna³a, ¿e ma prawo choæ raz w ca³o¶ci ujrzeæ osobê, która skrad³a jej serce. Delikatnie wsunê³a palec pod sztywny materia³. Rode drgnê³a, lecz nie obudzi³a siê. Anee kontynuowa³a wiêc swoj± czynno¶æ, a¿ opaska zsunê³a siê z oka kobiety. Ksiê¿niczka oczekiwa³a paskudnej blizny, lecz skóra jej kochanki ukryta za kawa³kiem tkaniny okaza³a siê nieskazitelna. Dziewczyna niepewnie dotknê³a tego fragmentu cia³a przyjació³ki, zaskoczona t± g³adko¶ci±. Wszystko zdawa³o siê byæ na swoim miejscu, ¿adna paskudna blizna nie szpeci³a oka kobiety. Anee wstrzyma³a oddech. Twarz ¶pi±cej kobiety w ca³ej swojej okaza³o¶ci by³a jeszcze piêkniejsza. Jej uroda by³a niemal nienaturalna, nieludzka, na pewno za¶ nie mog³a nale¿eæ do twardego woja, ¿yj±cego z walk i zabijania. Czemu Rode kry³a tak idealn± twarz pod mask±? Ksiê¿niczka czeka³a cierpliwie, wsparta na ³okciu. W koñcu promienie s³oñca dotar³y do powiek ¶pi±cej bogini. Rode poruszy³a siê niespokojnie, chc±c ukryæ siê przed natrêtnym ¶wiat³em. Odwróci³a siê na bok, lecz ciep³o s³oñca na plecach nie dawa³o jej spaæ. W koñcu leniwie otworzy³a zaspane oczy. Z pocz±tku nie wiedzia³a, co nie pasuje jej do zamazanego jeszcze obrazu pokoju. Poczu³a dziwny niepokój i gwa³townie przewróci³a siê na drugi bok w poszukiwaniu dziewczyny, z któr± spêdzi³a noc. Mrugnê³a. Kiedy jej powieki ponownie siê otworzy³y, zobaczy³a przed sob± tak ukochan± twarz. Jednak w tym samym momencie odkry³a przyczynê swojej niewygody - widzia³a j± obojgiem oczu. Zas³oni³a gwa³townie swoje chore oko, ale by³o ju¿ za pó¼no. Ksiê¿niczka zerknê³a na ¶wiat³o ksiê¿yca i zd±¿y³a jedynie pomy¶leæ, jak cudowna zdaje jej siê twarz Rode, gdy w jednej chwili ogarnê³a j± ciemno¶æ. Nie by³a to zwyk³a ciemno¶æ zamkniêtych powiek czy ciemno¶æ nocy; by³a to ciemno¶æ bez koñca i pocz±tku, lepka i gêsta, za¶ Anee tonê³a w niej nie mog±c niczego siê chwyciæ. Krzyknê³a tylko raz, gdy poczu³a jak zapada siê w mrok. Upad³a na plecy i poczu³a miêkko¶æ ³o¿a. To nie jej cia³o by³o zagubione, ciemno¶æ ogarnia³a jedynie jej umys³. Bogini z³apa³a j± za ramiona, potrz±sa³a i rozpaczliwym szeptem powtarza³a jej imiê. Ksiê¿niczka s³ysza³a to wszystko, lecz nie potrafi³a zdobyæ siê na wyci±gniêcie d³oni i danie jakich¶ oznak ¿ycia. Rode by³a przera¿ona. Jej ukochana le¿a³a nieruchomo jak ra¿ona gromem, jej oczy szeroko otwarte, lecz niewidz±ce. Sta³o siê to, co mia³o nigdy siê nie staæ, odk±d uciek³a od swoich bliskich i ukry³a swoj± tajemnicê pod kawa³kiem szmaty. Zna³a to ju¿, widzia³a to wcze¶niej, gdy jako ledwo zrodzone bóstwo nie zna³a ostro¿no¶ci. Za ka¿dym razem przera¿a³a j± ta destrukcyjna moc, jednak nigdy nie poczu³a takiej rozpaczy jak w tym momencie. Anee nie o¶lep³a, zagubi³a siê w ciemno¶ci gwiazd i dryfuje miêdzy planetami nocy, których nie zna i które pewnie j± przera¿aj±. To by³a wina Rode, nie ostrzeg³a swojej ukochanej przed kl±tw±, która nad ni± ci±¿y³a, nie powiedzia³a te¿ nic o brzemieniu bosko¶ci. Przez chwilê kobieta zatraci³a siê w rozpaczy, tak ludzkiej i czystej, jakiej nie dano prze¿yæ ¿adnemu z bogów. ¦ciska³a wiotkie cia³o dziewczyny. Z oka sp³ynê³y jej ³zy, za¶ ksiê¿yc zrodzi³ dwa b³yszcz±ce kryszta³y, które ciê¿ko spad³y na po¶ciel. Rode ¶cisnê³a kamienie w d³oni. Ich ch³ód przyniós³ jej ukojenie i w dziwny sposób uspokoi³. Chwyci³a opaskê, która le¿a³a na ³ó¿ku i nasunê³a j± z powrotem na oko. Nie mog³a czekaæ bezczynnie a¿ wszystko zostanie odkryte. Narzuci³a na siebie wczorajsze ubranie i przykrywszy nagie cia³o dziewczyny p³aszczem, wziê³a je w ramiona. Ksiê¿niczka nie by³a ciê¿ka, przynajmniej nie dla bogini, która z ³atwo¶ci± przenios³a j± do okna, gdzie przystanê³a. Okiennice otworzy³y siê same i przyjemny ch³ód poranka wype³ni³ pokój. Rode wci±gnê³a do p³uc orze¼wiaj±ce powietrze i zrobi³a krok na zewn±trz. Przed bogini± rozpostar³a siê niewidzialna ¶cie¿ka do pa³acu, który by³ jej domem. Kroczy³a pewnie, w pe³nym ¶wietle dnia, nios±c ze sob± ludzk± istotê. Ktokolwiek z ziemi dostrzeg³ na niebie jej sylwetkê, u¶miecha³ siê pobo¿nie i pozdrawia³ s³oñce.
Rode nie lubi³a wracaæ do domu. Boski pa³ac by³ jej o wiele bardziej obcy ni¿ ziemskie pola i drogi. Zazwyczaj, gdy przemyka³a korytarzami do swojego pokoju, nikt nie zwraca³ uwagi na tê niepozorn± postaæ. Tym razem jednak ¶ci±ga³a na siebie zainteresowanie wszystkich, krocz±c szybko i pewnie, z bezw³adnym cia³em Anee w ramionach. Nie wiedzia³a, co bardziej intrygowa³o mijane bóstwa – nag³a odmiana ksiê¿ycowej pani czy mo¿e obecno¶æ ¶miertelniczki. Pomimo to, ¿adne z nich nie odezwa³o siê, dostrzegaj±c co¶ niepokoj±cego w oku swojej siostry. Rode wiedzia³a, gdzie idzie. Odk±d tylko zdecydowa³a siê na powrót do pa³acu, by³a zdeterminowana, by odnale¼æ Belna, boga-lekarza, najbardziej zapracowanego i najspokojniejszego z bogów. Je¶li ktokolwiek by³ w stanie pomóc Anee, by³ to tylko ten dobroduszny mê¿czyzna. Korytarze pa³acu by³y d³ugie i zawi³e, zmienia³y siê tapety, pod³ogi i kandelabry, tak samo jak zmienia³y siê mijane postaci. Bogini ksiê¿yca by³a przyzwyczajona do nich wszystkich, najbardziej pokracznych, najpiêkniejszych, najmniejszych i najpotê¿niejszych. Nie wzbudzali w niej ani strachu, ani podziwu, nie czu³a do nich absolutnie nic. Beln mieszka³ w najwy¿szej wie¿y zamku, dumnej i samotnie odbijaj±cej siê na tle nieba. Jego komnata by³a ogromna i mie¶ci³a wszystko, co tylko mo¿na by³o tam zmie¶ciæ – dziwne przyrz±dy, mikstury i ksiêgi. Pomiêdzy nimi w³a¶nie mo¿na by³o znale¼æ bia³ow³osego mê¿czyznê. Rode nie zwalnia³a ani na chwilê, z ka¿dym stopniem przybywa³o jej si³, tak ¿e ostatnie piêtra przeby³a niemal biegiem. Otworzy³a po¶piesznie drzwi do pokoju lekarza i zatrzyma³a siê na ¶rodku zaba³aganionego pomieszczenia. Rozejrza³a siê wokó³ w poszukiwaniu mê¿czyzny. By³o to trudne po¶ród wszystkich tych zakurzonych przedmiotów. Jednak po chwili dojrza³a nienaturaln± biel prze¶wituj±c± spomiêdzy rega³ów z ksi±¿kami. Rode spotka³a Belna tylko parê razy, jako m³oda bogini, za ka¿dym razem, gdy blask ksiê¿yca pozbawia³ kogo¶ wzroku. Bóg-lekarz robi³ wra¿enie na ka¿dym, kto go zobaczy³, jednak nie by³ ani zbyt piêkny, ani za brzydki. Mia³ d³ugie bia³e w³osy opadaj±ce na chude ramiona koloru papieru, z twarzy za¶ ledwo mo¿na by³o wyró¿niæ kontur ust. Jego oczy nie mia³y ¼renic, by³y samym bia³kiem. Nie by³o istoty czystszej ni¿ ten mê¿czyzna, ukryty zawsze pomiêdzy szaro¶ci± starych rzeczy. Bogini ostro¿nie u³o¿y³a cia³o swojej ukochanej na stole, zrzucaj±c mnóstwo osobliwych narzêdzi, które z g³uchym hukiem spad³y na pod³ogê. Beln nie móg³ nie us³yszeæ tego wtargniêcia do laboratorium i w mgnieniu oka wy³oni³ siê zza swoich ksi±g. Przywita³ j± czym¶, co zapewne mia³o byæ ciep³ym u¶miechem, ona za¶ odwzajemni³a mu siê tym samym. Lekarz spojrza³ na le¿±ce nieruchomo cia³o dziewczyny na swoim stole, a nastêpnie ponownie zwróci³ wzrok na swoj± krewn±.
- Pomó¿ jej… - szepnê³a b³agalnie Rode, zanim mê¿czyzna zd±¿y³ zadaæ jakie¶ pytanie.
Beln s³ysza³ ju¿ ten rodzaj b³agania i ten smutek, lecz teraz by³y one o wiele silniejsze. Lekarz skin±³ tylko g³ow± i podszed³ do nieprzytomnej ksiê¿niczki. Wiedzia³, co siê sta³o. Za ka¿dym razem, gdy bogini z zakrytym okiem przychodzi³a do niego, przekleñstwo noszonego ksiê¿yca by³o przyczyn± wszystkich nieszczê¶æ. Bóg dotkn±³ twarzy jasnow³osej dziewczyny. Jej cia³o by³o ciep³e, lecz by³a to jedyna oznaka ¿ycia. Spojrza³ w oczy Anee, puste i beznamiêtne.
- Twoja przyjació³ka zagubi³a siê po¶ród mroku gwiazd i nie umie stamt±d wyj¶æ – wyja¶ni³ zrozpaczonej bogini. – Nie przywrócê jej wzroku.
Rode upad³a na kolana. Jej mi³o¶æ, jej jedyne pragnienie mia³o zostaæ na wieki zgubione przez ni± sam±. Ciê¿kie ³zy ponownie stoczy³y siê po jej policzkach. O zimn± kamienn± pod³ogê uderza³y ma³e kryszta³ki, jeden po drugim z brzêkiem toczy³y siê po posadzce. Beln obserwowa³ swoj± siostrê, jej rozpacz, tak niebosk± w swojej formie. Serce ¶cisn±³ mu ¿al, jakby on sam cierpia³ po stracie ukochanej.
- Mogê jej jednak pomóc. – Klêkn±³ przy bogini i po³o¿y³ d³oñ na jej ramieniu, by ukoiæ smutek. Siêgn±³ po dwie tocz±ce siê po ziemi bry³y, zrodzone z ksiê¿ycowego oka kobiety. Wsta³ z klêczek i spojrza³ na b³yszcz±ce kule w swojej d³oni.
- Te kryszta³y to gwiazdy otaczaj±ce ksiê¿yc, który w sobie nosisz. Mogê nimi zast±piæ jej oczy, by o¶wietliæ drogê do ciebie. Lecz tak jak ty, bêdzie musia³a ukrywaæ je przez wzrokiem innych.
Rode przesta³a p³akaæ i spojrza³a na lekarza z nadziej±. Nie zna³a innego wyj¶cia z tej sytuacji. Je¶li nie zgodzi siê, dziewczyna a¿ do ¶mierci bêdzie b³±dziæ w¶ród ciemno¶ci. Je¶li za¶ wyrazi zgodê, ksiê¿niczka bêdzie skazana na stanie siê bóstwem takim jak ona, upo¶ledzonym i niewidz±cym. Kobieta podnios³a siê z kolan i popatrzy³a zdecydowanie na boga.
- Pomó¿ jej – poprosi³a, tym razem pewnie i stanowczo.
Beln kiwn±³ tylko g³ow±, bêd±c ju¿ wcze¶niej pewnym decyzji bogini.
- Teraz wyjd¼ – rozkaza³ jej pozbawionym emocji g³osem.
Mê¿czyzna na powrót z pocieszyciela zamieni³ siê w lekarza, najlepszego w swoim fachu i musia³ ocaliæ duszê przed zagubieniem. Pos³usznie wysz³a i usiad³a na schodach przed komnat±. Czas p³yn±³ wolno. W ciemno¶ci trudno by³o jej stwierdziæ, czy by³ dzieñ czy noc, czy up³ynê³a minuta, godzina czy mo¿e tydzieñ. Bogini jednak nie pogania³a lekarza. Tak d³ugo jak operacja trwa³a, siedzia³a bez ruchu na zimnych schodach wie¿y. W koñcu drzwi otworzy³y siê i ksiê¿ycowa pani niepewnie w¶lizgnê³a siê do ¶rodka. Komnata by³a taka jak przedtem, lekko zakurzona, pe³na porozrzucanych przedmiotów. Nie by³o ¿adnej krwi, narzêdzia nie by³y brudne ani mokre, za¶ Anee jak przedtem le¿a³a na drewnianym stole. Beln sta³ przy pó³ce z ksi±¿kami i przegl±da³ jaki¶ manuskrypt, tak jakby nic siê nie zdarzy³o. Rode spojrza³a na niego trwo¿nie, szukaj±c odpowiedzi na nurtuj±ce j± pytanie o stan jej ukochanej.
- Zabierz j± na zewn±trz – odezwa³ siê w koñcu bóg-lekarz, nawet nie podnosz±c wzroku.
Bogini podesz³a do sto³u i ostro¿nie podnios³a cia³o swojej ukochanej. Nie by³o ju¿ tak bezw³adne jak wcze¶niej. Poczu³a jak drobne d³onie zaciskaj± siê na jej plecach.
- Rode?… - usta ksiê¿niczki poruszy³y siê w cichym pytaniu.
Pani ksiê¿yca mia³a ochotê p³akaæ, lecz ¿adna ³za ju¿ nie potoczy³a siê po jej policzkach. Objê³a dziewczynê mocno, boj±c siê choæ na chwilê wypu¶ciæ j± z ramion.
- B±d¼ ze mn±. B±d¼ ze mn± zawsze – wyszepta³a prosz±co.
Wysz³a z gabinetu i zesz³a powoli po schodach, ciesz±c siê z odzyskanej mi³o¶ci. Sz³a dumnie korytarzami, pomiêdzy spojrzeniami innych bóstw, przyciskaj±c cia³o Anee do w³asnego. Wreszcie dotar³a na niebiañski dziedziniec i przywita³o j± przyjemne zimno wieczora. Setun w³a¶nie koñczy³ swoj± podró¿ po niebosk³onie i zaraz mia³a nastaæ noc. Rode ostro¿nie postawi³a ksiê¿niczkê na ziemiê, ta za¶ stanê³a ju¿ o w³asnych si³ach, trochê chwiejnie, niczym ma³e dziecko.
- Ju¿ noc – powiedzia³a bogini i zdjê³a swoj± opaskê.
Zawiesi³a ksiê¿yc na firmamencie. Spojrza³a na stoj±c± obok Anee, która na¶ladowa³a jej ruchy. Wkrótce jej w³asne gwiazdy zawis³y obok na widnokrêgu.
- A teraz spójrz na mnie – poprosi³a bogini swoj± kochankê.
Dziewczyna nie bardzo wiedzia³a, co wojowniczka mia³a na my¶li. Wytê¿y³a ca³± swoj± wolê, by dostrzec co¶ pustymi oczodo³ami. Nagle jednak, to nie z ich perspektywy zobaczy³a swoj± ukochan±, lecz gdzie¶ z wysoko¶ci nieba. Rozejrza³a siê wokó³. Mog³a dostrzec wszystko – niebiañski pa³ac, ziemskie pola, lasy i miasta, mog³a zajrzeæ w ka¿dy zakamarek, siêgn±æ wzrokiem przez okna domów. Widzia³a zrozpaczonego ksiêcia Sela, którego narzeczona opu¶ci³a w przeddzieñ ¶lubu, widzia³a tak¿e swoich rodziców i siostry, uk³adaj±cych siê do snu. Lecz, co najwa¿niejsze, zobaczy³a siebie stoj±c± na ¶rodku dziedziñca, ramiê w ramiê z piêkn± bogini±. Odwróci³a siê do niej, a jej d³oñ powêdrowa³a do policzka ciemnow³osej. Rode u¶miechnê³a siê, wiedzia³a bowiem, ¿e dziewczyna to zobaczy. Pochyli³a siê, by poca³owaæ swoj± wybrankê. Kiedy ich usta ju¿ mia³y siê spotkaæ, mrugnê³a figlarnie ku gwiazdom, a Anee mimowolnie odwzajemni³a jej u¶miech.
- Zawsze… – szepnê³a ledwo s³yszalnie ksiê¿niczka i dotknê³a warg swojej kochanki.
Odt±d ¿y³y ju¿ tak wiecznie – w dzieñ Rode by³a oczami Anee, w nocy za¶ razem p³ynê³y po¶ród gwiazd. Niegdy¶ samotna ksiê¿niczka i spragniona mi³o¶ci bogini zawsze odnajdowa³y siê w ciemno¶ci.
Data publikacji w portalu: 2010-09-08
« poprzednie opowiadanie
nastêpne opowiadanie »