MOJA CÓRKA NIC NIE WIE

E.S.
Ilekroć na nią patrzyłam, czułam wyrzuty sumienia.
Tak bardzo się bałam, że w końcu wszystko się wyda i moja córka dowie się, że jestem lesbijką.
„Czy będzie potrafiła zrozumieć?”- myślałam.
Jak jej wytłumaczę. co znaczyło moje małżeństwo i kim był dla mnie jej ojciec.
Dlaczego w ogóle był.
Zbyt złożone na czternastoletnią głowę. Zbyt trudne nawet dla mnie.

Kiedy powiedziałam Radkowi, prychnął śmiechem.
- Zwariowałaś? – zapytał.
- Nie – odparłam spokojnie.
- Czy nie czułeś przez wszystkie te lata, jak nam się nie układa? – dodałam
- Jesteś tylko trochę oziębła, to można leczyć – miał głupią minę.
- Nie jestem.
- Może jestem do niczego? – wybuchnął
- Nie potrafię tego ocenić.
- A Ania? Nie przyniósł jej bocian!
- Próbowałam. Wierz mi, że chciałam. Nie mogę już dłużej. Obojgu jest nam źle.
- Ty nie żartujesz, prawda? – był przerażony.
- Nie żartuję.
- Byłaś już… byłaś z jakąś, no z kobietą?
- Tak.
- To może powinnaś i mnie zaprosić! Może wtedy by ci się wreszcie spodobało – wrzeszczał.
- Nie krzycz, to nic nie zmieni. Chcę rozwodu!
- Zabiorę ci Małą – powiedział zimno.
- Nie zabierzesz, jesteś na to za wygodny – stwierdziłam spokojnie.
- Powiem jej, znienawidzi cię
- Mnie skrzywdzisz, to prawda, ale Anię jeszcze bardziej.
- Brzydzę się tobą – powiedział i wyszedł.

To było prawie pięć lat temu. W końcu jakoś się z tym pogodził, zresztą wiedziałam, że nic nie powie ani rodzinie, ani kolegom. Wyszedłby na durnia.
Rozwód odbył się kulturalnie, choć nasi rodzice byli w niemałym szoku. Takie dobre małżeństwo.
Anię kochał nad życie, był dobrym ojcem a ja byłam pewna, że nie skrzywdzi jej.
Z czasem wszystko się ułożyło. Odwiedzał nas często. Zabierał małą na wakacje.
Wreszcie kogoś poznał. Byłam spokojna. Można nawet powiedzieć, że się przyjaźniliśmy.
Czasem go drażniłam, ale taką już miałam przekorną naturę.
- Ładna ta twoja babka – stwierdziłam.
- Jesteś zboczona, nie próbuj jej podrywać! – złościł się.
- Boisz się o mnie czy o nią – zaśmiałam się.
- Z wami nigdy nic nie wiadomo, wszystkie jesteście stuknięte!

Jak większość ludzi marzyłam o miłości, cieple, stałym związku.
Moje były trudne. Przede wszystkim byłam matką.
Dwie kobiety, z którymi próbowałam być, nie potrafiły znieść ciągłego stania na drugim planie.
Przerywanych gwałtownie, upojnych nocy, bo mała ma gorączkę.
Rozumiałam je. Rozstania bolały, ale miałam w sobie tyle siły i miałam dla kogo żyć.
Przelotne znajomości nie dawały satysfakcji. Seks był dla mnie bardzo ważny, jednak musiał z czegoś wynikać. Nie chciałam się rozmieniać na drobne.


Teraz wszystko wyglądało inaczej. Z chwilą poznania Zofii.
Nasze losy niemalże identyczne. Nieudane małżeństwa, rozwody, dzieci.
Miała syna, starszego od Ani, o dwa lata. Bagaż doświadczeń nie lżejszy niż mój.
Była jednak inna, potrafiła myśleć o sobie, ja tej sztuki nie posiadałam.
Nią nie targały wyrzuty.
- On wyfrunie, a ja nie mam zamiaru sama się starzeć – mówiła.
- Ty masz w domu prawie mężczyznę, Ania to jeszcze dziecko – argumentowałam.
- Dziecko, które już niedługo będzie cię stawiać przed faktami dokonanymi swego życia, nie patrząc, co czujesz i nie oglądając się na ciebie! – na wszystko miała odpowiedź.
- Póki co, jestem jej potrzebna, nie chcę burzyć jej porządku, jej świata.
- Zawsze będziesz potrzebna, a nasz świat jest teraz, o tym nie myślisz?
- Myślę, dlatego to takie trudne.
- Planuję rozmówić się z Michałem, albo zaakceptuje fakt, że jestem lesbijką, albo wyrzeknie się mnie.
- I mogłabyś to znieść? Jakby własne dziecko się od ciebie odwróciło?
- A gdyby był gejem? To co? Kochałabym go mniej?
- To ty to wiesz, on jest nastolatkiem, to głupi wiek, może nie zrozumieć, może cierpieć.
- Jeśli na coś zdały się wszystkie te lata wychowania, to zrozumie.
Zazdrościłam jej, była taka pewna Michała. Ja się bałam. Wciąż miałam przed oczami reakcję Ani na Paradę, jaka niedawno się odbyła.
- Obrzydliwe, powinni ich zamknąć w domu wariatów – powiedziała wtedy.
- Dlaczego tak sądzisz? Takie predyspozycje są głęboko zakodowane.
- Zobacz co z siebie robią, to obcesowe, wulgarne, po prostu ohydne.
- Nie wszyscy tacy są, niektórzy tworzą rodziny, żyją normalnym życiem, kochają się.
- Umarłabym ze wstydu, gdyby w mojej klasie ktoś taki był.
- Nie wychowałam cię na tak nietolerancyjną! – byłam zła.
- Ty żyjesz na innym świecie, mamuś, dla ciebie wszystko jest normalne, nawet zbrodniarzy byś wytłumaczyła.
- Nie przesadzaj, co innego zbrodnie, co innego natura człowieka.
Chwilami mnie przerażała. Była dojrzała na swój wiek, ale kompletnie bezkompromisowa w swych opiniach. Jak miałam jej powiedzieć o sobie?
Spróbowałam inaczej.
- A gdybyś ty była lesbijką, nie potrzebowałabyś mojego poparcia, akceptacji, zrozumienia u swoich przyjaciół? – zapytałam.
- Na szczęście ja jestem normalna i nie musisz się martwić – pocałowała mnie.
Nie rozumiałam, skąd to się w niej bierze. Zawsze starałam się wpajać jej wartości, tolerancję, zrozumienie dla ludzkich słabości, akceptację inności.

- To pewnie robota Radka – powiedziała Zosia.
- Niemożliwe. Obiecał, że nigdy jej nie powie.
- Nie powie o tobie. Nie obiecywał nie obrzydzać jej homoseksualistów.
- Myślisz, że byłby do tego zdolny? Tyle lat.. – wątpiłam.
- Są zdolni do wszystkiego! Raz urażona duma, nie zapomina nigdy!

Przy najbliższej okazji zapytałam go.
- Zauważyłeś, jak w naszej córce jest mało tolerancji?
- Nie zauważyłem.
- Mówię poważnie, rozmawiasz z nią o tym?
- O czym? Czyżby nie cierpiała Murzynów, Żydów, Cyganów? Ma jakiś problem?
- Nie o tym mówię!
- A o czym? – uśmiechał się ironicznie.
- Nie cierpi homoseksualistów. Uważa to za zboczenie, to twoja robota, prawda?
- Prawda. Mojej córki nie przerobisz na lesbę!
- Radek, jak możesz!?
- Mogę, chcę żeby była normalna, nie jak jej matka… – urwał.
Wyszłam, byłam tak wściekła, że zbierało mi się na płacz.

Siedziałyśmy z Zośką w naszym wynajętym mieszkaniu. Podwójne życie czasem mnie bardzo męczyło. Zapominałam gdzie, co mam i gdzie, co trzeba kupić.
- Miałaś rację, skarbie, to on przerabia Anię.
- Hej, więcej odwagi, kochanie, nie daj się, powalcz z nim trochę – przytuliła mnie, pocałowała.
- Kiedy jesteś blisko, jest łatwiej, ale potem trafiam na mur. Nie mogę się przebić.
- Wiesz, mam pomysł! Poznajmy ich. Michał jest tolerancyjny, może się zaprzyjaźnią, może coś to zmieni.
- Chodź tu do mnie – przyciągnęłam ją.
Kochałam ją, jej siłę przebicia, wolę walki, mądrość i piękne ciało dojrzałej kobiety.

Poznałyśmy się w Zakopanem, na konferencji. Zwykła tygodniówka, gdzie prelekcje odwalało się błyskawicznie, by jak najszybciej poszaleć w którymś z dancingów.
Dzieliłyśmy pokój. Było w jej spojrzeniu coś takiego, że czułam zawstydzenie, przebierając się.
Przyglądała się niemal erotycznie, trochę prowokacyjnie.
- A może zostańmy dziś i się zintegrujmy? – przeciągnęła się.
- Pewnie, przynajmniej stopy odpoczną, odwykłam od tańca.
- Co ci zamówić? – zapytała.
- Nie wiem, wszystko jedno.
Podniosła słuchawkę i zamówiła kilka drinków.
Siedziałyśmy, na przeciwległych tapczanach i rozmawiałyśmy o pracy, o dzieciach, o naszych ex mężach.
Pamiętam, że panował półmrok, byłam już lekko wstawiona.
Właśnie zbierałam się na odwagę, żeby zapytać, dlaczego przygląda mi się w taki szczególny sposób, kiedy Zofia jednym ruchem przeniosła się na moje łóżko i patrząc prosto w oczy, powiedziała.
- Przecież tego chcesz!
I to jeszcze jak chciałam. Puściły wszelkie hamulce. Ogarnęła nas szalona namiętność.
Czułam się, jakbym na nowo odkrywała własne ciało.
Każdy jej dotyk sprawiał drżenie. Chciało mi się śmiać, płakać, targać ją za włosy.
Kochała mnie fantastycznie. Zmysłowo i dziko.
We mnie wyzwoliło się wszystko to, co dotąd było nieznanym terenem.
Nie zdawałam sobie zupełnie sprawy, że może być aż tak cudownie.
Seks tej nocy przekształcił się w maraton. Nieustające kołysanie naszych ciał.
Czułam, że pot zlepił mi włosy, mokre były nasze ciała, prześcieradło.
Kiedy we mnie wchodziła, mruczała rozkosznie, kiedy ja w nią śmiała się radośnie.
Miłość dawała szczęście, poczucie spełnienia i przynależności.
Dwie zupełnie obce kobiety, a stworzone jakby dla siebie.
Padłyśmy nad ranem.
Obudził mnie pocałunek, pochylała się nade mną, drażniąc piersiami moje ciało.
Chwyciłam ją za pośladki, przyciągnęłam. Zsunęła się błyskawicznie i w kilka chwil doprowadziła mnie do szaleństwa.
Kochałyśmy się szybko, namiętnie i gwałtownie.
Nawet staranny makijaż niezupełnie pokrył podkrążone oczy.
Czytałam swój referat nieuważnie, myślami wciąż błądząc po minionej nocy i po Zofii.
Byłam podniecona do granic wytrzymałości. Wiedziałam, że Zośka przygląda mi się i starałam się na nią nie patrzeć. Wydawało mi się, że samo spojrzenie nas zdradzi.
Niektórzy dyskretnie ziewali, inni robili notatki.
Prelekcja dobiegała końca.
- Czy mają państwo jakieś pytania? – kończyłam
- Tak, ja mam jedno.
Zrobiło mi się gorąco. „O co ona zapyta?” – przestraszyłam się.
- Czy… czy dane, na jakich pani bazuje, dostępne są również w Internecie? – zapytała
- Tak, oczywiście, służę adresami stron – popatrzyłam na nią.
Cudownie się uśmiechała, była zaróżowiona i czułam, że mnie pożąda.
Dyskretnie spojrzałam na drzwi. Skinęła głową.
- Ty wariacie – śmiałam się
- Przestraszyłaś mnie tym pytaniem!
- Wymyśliłam je w ostatniej chwili, miałam zapytać o coś innego – rozpinała mi bluzkę.
- O co?
- Czy dzisiaj będzie się pani kochać ze mną równie namiętnie?
- Tak, oczywiście, służę moim ciałem – rechotałam.
- Myślałam, że już nie wyrobię, jestem całkiem mokra!
Do końca pobytu, każda noc dawała nam rozkosz, a każdy dzień dłużył się niemiłosiernie.
- Z kim przyjechałaś? – zapytała przed wyjazdem.
- Ze znajomymi z firmy.
- Wracaj ze mną.
- Z największą przyjemnością.

Na Zakopiance był tłok. W okolicach Myślenic zrobił się potworny korek.
- Objedziemy bocznymi – zadecydowała - Nie cierpię takich przerw w podróży.
Wjechałyśmy w drugorzędne drogi, jakieś wsie, piękne widoki.
Prowadziła spokojnie, uśmiechała się do mnie.
Położyłam jej rękę na udzie, gładziłam delikatnie.
Skręciła tak gwałtownie, że oparłam się o drzwi.
Wjechała w las.
- Wezmę cię, tu i teraz – szepnęła.
- Weź!
Kochałyśmy się w samochodzie, szyby zaparowały. To były istne akrobacje.
Seks z Zosią był niesamowity.
- Wiesz, nie miałam tak dotąd – powiedziałam
- A wiesz, że ja też nie – śmiała się.
- Czyli, że wyzwalamy w sobie nowe instynkty!

Dziś, po kilkunastu miesiącach nic się nie zmieniło. Nadal działała na mnie w niezwykły sposób.
Kochałyśmy się wciąż jakby na nowo.

Po powrocie z Zakopanego zupełnie oczywistym stał się nasz związek.
Wynajęłyśmy mieszkanie i spotykałyśmy niemal codziennie.
- Kocham Cię, Basiu.. Wiesz czego mi najbardziej brakuje?
- Hm..?
- Codziennego budzenia się przy tobie.
- A jak mi!
Wtuliłam się w nią. Chciałam spędzić resztę życia z Zosią, ale to było takie skomplikowane.
Dzieci.

Szukałyśmy odpowiedniego pretekstu, żeby poznać nasze pociechy.
W końcu najnaturalniejszym sposobem, wydał nam się wspólny wypad, w góry.

- Aniu, w czasie ferii jedziemy na narty, co ty na to?
- Hurra!, a gdzie?
- Do Zakopanego, koleżanka ma tam zaprzyjaźnionych górali.
- Same jedziemy?
- Nie, no właśnie ona jedzie, z synem.
- A to ja ich znam?
- To Zosia, znasz ją.
- A to dobrze, fajna jest, ile lat ma ten syn?
- 16, na imię ma Michał.
- Uff!
- Dlaczego uff? – zaśmiałam się
- No bo nie jakiś małolat, będzie z kim pogadać.

Wieczorem czekałam na Zośkę, dziś miała rozmówić się z Michałem.
Spóźniała się ponad godzinę. Martwiłam się.
- Kochanie, będę za jakieś dwadzieścia minut – wołała do słuchawki
- Wszystko dobrze?
- Jak najlepiej.
Wpadła promieniująca radością.
- Opowiadaj!
- No! nieodrodny syn swej matki, zrozumiał. Trochę się przestraszyłam na początku, bo miał przedziwną minę. Ale potem długo rozmawialiśmy. Dla niego najważniejsze jest, żebym była szczęśliwa.
- Wiesz, Basiu, chce mi się płakać z radości, tak mi lżej.. – dodała.
- A o mnie mu powiedziałaś?
- Tak i o Ani i naszym wspólnym wypadzie.
- I?
- Powiedział, że wybada sprawę.
- Jak?
- Zostawmy to im, rówieśnicy mają własne kody, niech gadają, niech się nawet pokłócą.
- Masz rację, kochanie, tak czy inaczej prędzej dotrze niż ja.
- No to mamy sojusznika – powiedziała, popychając mnie na łóżko.
Była cudowna, zmysłowość doznań, sięgała raz za razem szczytów.
Zasnęła potem, wpychając nos w okolice mojej pachy. Rozczulało mnie to.
Leżałam, gładząc ją po plecach i marzyłam o chwili, kiedy moja córka zrozumie.
Przecież kochać i być kochanym jest najpiękniejszym, co może spotkać człowieka.

Nie ma nic wstrętnego w obcowaniu z kimś bliskim..
Tak bardzo chciałam, żeby zaakceptowała.
„Co zrobię, jeśli nie zechce?” – myśl mnie przeraziła.
„Odejść od Zofii i pogrążyć się na resztę lat w smutku? Boże, nie mogłabym.”
Przytuliłam ją mocniej.
Dotarło do mnie, że to nie Zosia będzie problemem dla Anki, tylko moja orientacja.
To była jedna z tych chwil, kiedy żałowałam młodzieńczych decyzji.
„Jestem wyrodna” – wołało w środku.
Łzy mi pociekły.

Ledwo upchaliśmy bagaże. Michał dokonywał istnych cyrków. W końcu się udało.
- Dzieci do tyłu – zakomenderowała Zosia.
- Wapniaki do przodu – odpalił syn.
- Nie jesteśmy dziećmi, tylko nastolatkami – zawołała Ania
- To tak, czyli zupełnie dojrzałe towarzystwo – śmiałam się.
Od dwóch godzin byliśmy już w trasie.
Podróż przebiegała wesoło. Dzieciaki albo gadały, albo śpiewały.
Z ledwością powstrzymywałam się, żeby nie dotykać Zośki.
Czasem na mnie zerkała, robiąc komiczną minę i puszczając oko.
Była prawdziwą szelmą.

- Zjemy coś? – zapytała Anka.
- Ok. robimy postój!
Zajechaliśmy do przydrożnej restauracji.
Poszłyśmy do toalety.
- Jak myślisz, dobrze idzie? – zapytałam.
- Jasne, już się lubią, gadają jakby się znali od lat.
- No, też tak myślę.

Pod stolikiem przywarłam do niej udem, poczerwieniała lekko.
Zmrużyłam oczy. Jej spojrzenie wołało „ Już ja się z tobą policzę!” Uśmiechała się cudownie.
Chwilami chwytałam spojrzenie Michała. Patrzył porozumiewawczo, a ja się peszyłam.

Gospodarze rozlokowali nas naprzeciw siebie.
- Lecimy na rekonesans, wrócimy za dwie godziny – wołał Michał.
Zosia posłała mu całusa. Pobiegli.

Zrywałyśmy z siebie ubrania. Śmiała się, klęknęła przede mną, ssała piersi.
Unosiła mnie cudownie. Odpływałam, starając się dać jej to samo.
Uporządkowałyśmy łóżko i grzecznie siadłyśmy na fotelach.
Młodzież wróciła, pachnąca mrozem i frytkami.
Michał mrugnął do mnie, zakrztusiłam się.
- Wszystko wiemy, niedaleko jest mały orczyk, w sam raz dla was. Nie ma wielkich kolejek.
Ja będę szusował z Kasprowego.
- To ja też chcę – upomniała się Ania.
- Ejże, aż tak dobrze nie jeździsz – upomniałam ją.
- Niech się pani nie martwi, będzie ze mną, będę uważał.
- Możesz mu zaufać – wtrąciła Zosia.
Córka patrzyła prosząco.
Wahałam się, ale błagające spojrzenia trzech par oczu przekonały mnie.

- No dobrze, a Ty, Michał mów do mnie po imieniu, nie jestem taką wapniaczką – śmiałam się
Ania popatrzyła na Zofię.
- Wprawdzie jestem trochę starsza od twojej mamy, ale skoro luz, to luz. Zośka! – podała małej rękę.
- Ale doborowe towarzystwo! – Michał potrafił być uroczy.
- Fajne mamy matki, prawda? - zapytała Anka
- No ba! Są w dechę.
- Hhihihi, dosyć już tych komplementów – chichotała Zosia.

Dzień wypełniliśmy włóczeniem się po miasteczku i próbowaniem oscypków, niemal na każdym rogu.
Młodzież chwilami odłączała się, dyskutując o czymś zawzięcie.
Marzyło mi się, żebym wziąć Zosię za rękę, a ona jak zwykle fenomenalnie odgadywała me myśli.
- Mam tak samo – szepnęła.
- Mmm.. kocham cię.

Wieczorem Anka nie mogła przestać gadać.
- Mamo, Michał jest fantastyczny, dlaczego ja go wcześniej nie znałam?
- Jakoś tak się złożyło, sama nie wiem.
- Zupełnie nie przypomina tych głupków z osiedla. Tyle wie, na wszystkim się zna.. – tokowała.
- Cieszę się, że się polubiliście – uśmiechnęłam się.

Rano dzieci pędziły na stację kolejki, a my miałyśmy czas co najmniej do piętnastej.
- Chryste, jakby tak wpadli wcześniej.. – spanikowałam nagle.
- Nie bój się, Miś jest odpowiedzialny, nie narażałby małej na szok.
- Uff..
Żeby nie podpadać gospodarzom, na orczyk też biegałyśmy.
Po jakimś tygodniu zauważyłam zmianę u Anki.
- Coś mi posmutniałaś, córeczko.
- Nie, tak tylko – starała się mnie zbyć
- Coś się stało? Pokłóciłaś się z Michałem?
Milczała.
Nie dopytywałam się. Wiedziałam, że gdy zechce, sama powie.
- Strasznie mnie wkurzył – wybuchła przed snem.
- Hmm.?
- Zarzuca mi hipokryzję!
- Dlaczego?
- Rozmawialiśmy o tolerancji i stwierdził, że ja jestem nietolerancyjna.
- A to dlaczego?
- Sama nie wiem. Właściwie wiem, ale nie rozumiem.
- To opowiedz od początku.
- Tak ogólnie gadaliśmy, zeszło na narodowości, potem na jakąś inność..
- Inność?
- No na różne subkultury, religie, potem na narkomanów, chorych na AIDS, bezdomnych i na homo, i właśnie wtedy to powiedział.
- Zaczekaj, bo nie rozumiem.

- Powiedziałam, że toleruję wszelkie czyjeś odchyły, oprócz pedalstwa.
- Mhm..
- A Michał na to, że albo się jest tolerancyjnym albo nie.
Obalił każdy mój argument!
- A jakie one były?
- Oj, mamo, przecież wiesz, rozmawiałyśmy o tym.
- Ej, to nie były argumenty, tylko stek epitetów.
- Eee… tata jakoś umie to wyjaśnić.
- Tata, hmm… tata ma swoje zdanie i można się nie zgodzić, ale je szanować, a ty jesteś indywidualnym człowiekiem i powinnaś wyrobić własne. Nie wzoruj się na ojcu czy na mnie. Myśl, analizuj, czytaj a potem dopiero wyrażaj swe opinie. Inaczej tylko powielasz czyjeś.
- To co? Ty też myślisz, że nie mam zdania?
- Michał tak powiedział?
- Tak, że dopiero muszę dorosnąć do dojrzałych dyskusji.
- No, a masz to własne zdanie.
- Mam!
- A umiesz je obronić?
- Umiem! Nie wiem… yy… chyba nie…
Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony zasiał w niej jakąś wątpliwość, z drugiej dość ostro potraktował. „Może tędy droga?” – zastanawiałam się.

- Nie mieszajmy się w to – powiedziała Zosia
- Myślisz, że nie powinnyśmy?
- Jeszcze nie, nic się nie dzieje. Ania nie przywykła do krytyki, dlatego się wkurza.
Powiem Michałowi, żeby wziął pod uwagę, że jest młodsza.

Po dwóch dniach wróciło do normy, znowu razem jeździli na Kasprowy.
Ferie minęły tak szybko, że aż nie chciało mi się wierzyć.
Anka i Michał zaprzyjaźnili się. Ja czułam, że coraz trudniej będzie mi znosić chwile bez Zosi.

- Mamo, Michał zaprosił mnie na imprezę do kumpla, mogę pójść?
- Kiedy i gdzie?
- W sobotę, gdzieś pod Piasecznem.
- To daleko, jak dotrzecie do miasta?
- Będziemy tam nocować, on ma domek.
- Hmm, jesteś za młoda na całonocne zabawy.
- Ale przecież nie będę tam sama!
- Nie, Aniu.
- Mamo!! Zaufaj mi, pogadaj z Michałem, proszę cię... no mamuś...
- Dobrze, zadzwonię.

Zosia też nie była zachwycona.
- Już zbeształam Michała za ten pomysł – powiedziała.
- Znasz tego kolegę?
- Tak, są w tej samej klasie.
- Może pojedźmy po nich. Wilk będzie syty a owca cała?
- No, ty to masz pomysły.

Ania trochę się nabzdyczyła.
- Traktujesz mnie jak małe dziecko!
- Jesteś nim. Bez dyskusji. Przyjedziemy po was o jedenastej, albo nici z imprezy!
- Jezu, dobrze już – zrezygnowała.

Miałyśmy prawie cztery godziny dla siebie.
Zosia była jakaś nie w sosie.
Nachyliłam się, żeby ją pocałować.
- Czasem mam wrażenie, że spotykamy się na szybki seks – wypaliła.
Zatkało mnie. Zrobiło mi się przykro.
- Zosiu, przecież wiesz, że tak nie jest. Kocham cię, pragnę, to chyba nie jest dziwne?
- Mnie się marzy wspólny dom, zakupy, wieczór przed telewizorem – szepnęła.
- Mamy swój mały świat, to mieszkanie, namiastkę domu… – zaczęłam
- Właśnie! Namiastkę. Chcę wiedzieć, że gdy wracam z pracy, jesteś, czekasz… że nie muszę wykradać ci każdej chwili – przerwała mi.
- Zosia!
- Chcę zasypiać przy tobie i budzić się, mam dosyć życia z zegarkiem, tajemnic, wiecznego strachu – podniosła głos.
- Przecież wiesz, że jeszcze za wcześnie, żeby powiedzieć Ance.
- Zawsze będzie za wcześnie, za późno, za trudne, zdecyduj się na coś, spróbuj chociaż!
Milczałam, chciało mi się płakać
- Przepraszam, Basiu – chciała mnie przytulić.
Odsunęłam się, pierwszy raz poczułam jakąś obcość. Zraniła mnie.
- Kochanie, przepraszam, nie chciałam cię zranić.
- Zraniłaś – łzy popłynęły nie wiadomo kiedy.
- Basik, dziecinko, przytul się, wybacz, tak mi trudno.
Przylgnęłam do niej. Rozpinała mi spodnie, całkowicie skupiając się na tym.
Zdarła je gwałtownie, zatopiła twarz między moimi nogami.
Nie pozwalała rozebrać się do końca.
Seks był inny. Szybki, zdecydowany, ale jakiś powierzchowny.
Nie było w nim więzi, jaką zwykle czułam. Tylko fizyczność.
Wstyd przyszedł jednocześnie z orgazmem.
Wyrwałam się jej.
- Nie chcę tak! To takie, to takie przedmiotowe – wyrzuciłam jednym tchem.
- A jakie ma być, jakie będzie? No powiedz! Na ile nam jeszcze wystarczy magii, wyjątkowości, czaru? No na ile? – krzyczała.
- Zosiu, Boże mój, co się z nami dziś dzieje?
- Nie wiem, nie wiem, nic już nie wiem.
- Lepiej jedźmy po dzieci – powiedziałam sucho.

Nie odzywałyśmy się w samochodzie. Zofia prowadziła, paląc papierosa i nawet na mnie nie patrzyła.
Poczułam, jakby w ciągu paru godzin wyrósł między nami mur. Była zupełnie obca.
Nie chciało mi się o tym myśleć.
- Jesteśmy – przerwała ciszę.
- Wiesz, gdzie jest ta ulica?
- Nie wiem, zapytajmy – powiedziała, hamując koło jakiegoś przechodnia.
- Dwa kroki, zaraz będziemy.
- Zosiu…
- Nie!
Chciałam coś powiedzieć i wtedy ją zobaczyłam.
Anka biegła środkiem ulicy, nie zauważyła nas.
Wyskoczyłam z samochodu, dogoniłam ją, wyrwała się.
- Nie dotykaj mnie, nie dotykaj – płakała.
- Dziecko, co się stało??
- Tato, tato – krzyczała.
W końcu udało mi się ją przytrzymać.
- Uspokój się, natychmiast. Dosyć tych histerii – wrzeszczałam.
- Mów co się stało?
- Jesteś lesbą! Obrzydliwą lesbą! Robisz to z Zosią, to ohydne! Nienawidzę cię!
- Kto ci naopowiadał takich bzdur? Co ty pleciesz? – czułam, że ręce mi latają.
- Michał mi powiedział! Chciał, żebym to zrozumiała, jego też nienawidzę!
- Aniu, to jakaś bzdura, Michał jest pijany! Przepraszam cię za niego. To, co mówi jest zupełnie niedorzeczne. Zaraz to wyjaśnię – spokojny głos Zosi zmroził mnie.
Anka uspokajała się. Zauważyłam na jej twarzy dezorientację.
- Zaczekajcie, zaraz go przyprowadzę – powiedziała Zofia.
Michał dreptał za matką z przerażoną miną.
- Mów gówniarzu! Natychmiast wyjaśnij to wszystko! – zażądała
- Anka, sorry, wkurzyło mnie, że się nabijałaś z moich kumpli. To świetni faceci, a ty tylko pedały i pedały, chciałem ci dopiec.
- Więc to nieprawda, że mama, że nasze mamy…?
- Zwariowałaś!? Przecież są dzieciate, no i tego, no wiekowe.
- Ok.!
Zosia nie patrzyła na mnie, rysy miała tak napięte, że przestraszyłam się.
- Jedźmy już, późno – powiedziała.
Ta cisza była nie do zniesienia, bałam się podnieść wzrok, bałam się, co wyczytam w oczach kobiety mojego życia.
- Jesteśmy, śpijcie dobrze – starała się uśmiechnąć
- Cześć Aniu, przepraszam jeszcze raz.
Zostałyśmy na ulicy. Odjechali bardzo szybko, nawet nie zamrugała światłami, jak zawsze.
- Och mamuś, nie gniewaj się, tak się przestraszyłam, że to prawda – przytuliła się do mnie.
- Hej dzieciaku, idź się umyć i do łóżka, jutro mi opowiesz wszystko, jestem zmęczona.
Nasłuchiwałam pod drzwiami czy już zasnęła, kiedy się upewniłam podniosłam słuchawkę.
- To ja, Zosiu…
- Nic nie mów – głos miała drewniany.
- Kocham cię, Zosiu, ja…
- Nie! Nas już nie ma, nie ma „kocham cię”, nigdy nie będzie, nie rozumiesz jeszcze?
- To co miałam zrobić, co? – rozryczałam się
- Mogłaś walczyć!
- Walczyć z własnym dzieckiem?
- Walczyć o nas.

Nie odzywała się, nie dzwoniła, nie przyjeżdżała. Nie odwiedzała naszego mieszkania.
Poszłam tam w poniedziałek. Rzeczy Zosi znikły. Na stole znalazłam połowę pieniędzy za wynajem i kartkę.
„ Zrezygnuj z mieszkania, samej będzie ci ciężko je opłacać”.
Zabolało. Bolało jak cholera. Zrozumiałam, że na zawsze straciłam Zofię.

Moja córka przez chwilę wiedziała.
Data publikacji w portalu: 2010-11-05
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024