POBAWMY SIĘ W MARZENIA

E.S.
Sms przyszedł w sobotę, po południu.
„Jestem”- napisała.
Pomyślałam, że czeka na mnie na czacie.
„Dziś nie będzie mnie w necie” – odpisałam.
„Jestem w Engelskirchem”, w SommerHaus Hotel”
Przyznam, że szczęka mi opadła. Ledwo wczoraj gadałyśmy i rzeczywiście rzuciła tekstem, że przyjedzie, ale w życiu bym nie wzięła go na poważnie… Ot, niewinny flircik w sieci…
Umówiłyśmy się, że wpadnę wieczorem, po pracy…

Szłam przez hotelowy parking, rozglądając się. Żadnych aut z polską rejestracją,
„Chyba mnie wkręca” – pomyślałam bez złości.
- Frau Krauze aus Polen? – zapytałam w recepcji.
- Zimmer nummer acht.
-
Zapukałam.
Na powitanie cmoknęła mnie w policzek, była bardzo zdenerwowana… Przekładała coś na stole, niepewnie zerkając w moją stronę. Ubrana w sukienkę, z nie wyschniętymi do końca włosami, nieśmiało uśmiechnięta… Wzięłam inicjatywę w swoje ręce..
- Dawno nikt nie sprawił, żeby opadła mi szczęka, jesteś kopnięta – wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. – Jak się tu dostałaś? – zapytałam.
- Byle do Berlina, stamtąd IC a potem HB.
- O! To widzę, że jesteś samodzielna.
- Nie trzeba mnie holować, radzę sobie nieźle.
- Znasz język, jak mniemam?
- No raczej, moja babcia była Niemką.
- Stąd to niemieckie nazwisko?
- Tak, nie mam ślubu z ojcem moich dzieci…
- Masz ochotę na jakąś kolację?
- Już jadłam, w tym bistro naprzeciwko.
- To sobie porozmawiajmy… Dlaczego przyjechałaś? – zapytałam łagodnie…
- Bo mnie zaczarowałaś! Zupełnie straciłam głowę… Zakochałam się w tobie, w twoim serduszku.. uśmiechu, oczach… Pisałam ci o tym przecież… – wyrzuciła jednym tchem.
- Tak, pisałaś..
- Naprawdę, nigdy się tak nie czułam, a spotykałam się parę razy z dziewczynami z netu, ale teraz jest inaczej... ja poczułam, że to jest takie prawdziwe, musiałam natychmiast przyjechać… czy, czy skomplikowałam jakoś twoje sprawy?
- Nie, to naprawdę szalone... Zaskoczyłaś mnie. Do kiedy chcesz zostać?
- We wtorek rano muszę jechać… Wystarczająco szalone dla ciebie?
- Mogę dać ci trzy noce, w dzień pracuję… A czy wystarczająco, powiem ci pojutrze – uśmiechnęłam się
- Och, naprawdę, dziękuję… noce, och... – zamrugała a właściwie zatrzepotała rzęsami...
Powoli mijało zakłopotanie, rozmawiałyśmy zupełnie na luzie… Była zwariowana. Prawdziwa zakręcona artystka, taka jakaś zwiewna, filigranowa… uśmiechnięta…
Czas płynął, zaczęłam zastanawiać się, jak się do niej dobrać, nie płosząc za bardzo...
Właśnie produkowałam tekst o zmysłach i o tym, co ludzi do siebie przyciąga... kiedy powiedziała.
- Zamknij się już i chodź do łóżka.
„Śmiała” – pomyślałam. Spodobało mi się.
Zmrużyłam oczy, intensywnie wpatrzyłam w jej twarz, a potem błyskawicznie przeniosłam się na łóżko, tuż koło niej… Pchnęłam ją na poduszki, podciągnęłam sukienkę i kilkoma wprawnymi ruchami pozbawiłam majtek… jednocześnie gwałtownie rozchylając kolana.
Spojrzałam, uchwyciłam panikę w oczach… zaczerwieniła się… Widocznie odwagi wystarczyło jej tylko na to prowokujące zaproszenie…
Uśmiechnęłam się, pocałowałam… Delikatnie.. .Muskałam jej usta... Spokojnie… Ciepło…
Chyba się uspokajała, bo odetchnęła…
- Nie bój się – szepnęłam
- Nie będę… – objęła mnie, wplotła palce w moje włosy…
Zaczęłam całować ją głębiej, oddawała każdy pocałunek, wsunęła mi dłonie pod t-shirta i odpięła stanik, ręce dotknęły piersi, westchnęłam…
Pomyślałam, że pozwolę jej, aby zrobiła to pierwsza, oswoi się…
Wyprostowałam się, leżała wpatrzona, wciąż z niepewnością na twarzy… ale uśmiechała…
Zdjęłam koszulkę, odrzuciłam biustonosz… Sięgnęłam do jej sukienki… Nie protestowała…
Nic nie miała pod spodem… Położyłam się, pogładziłam ją po twarzy, wzięłam za rękę i skierowałam do guzików moich dżinsów… Zaczęła je rozpinać… Jednocześnie całując w szyję… dekolt, piersi... Rozchyliłam nogi… Położyła całą dłoń na moim wzgórku łonowym… Ustami pieściła brzuch, biodro… Zacisnęła na mnie dłoń… Brało mnie… Powoli zaczynało kręcić… chwyciłam ją za głowę, podciągnęłam wyżej… Całowałyśmy się teraz jak szalone…
Czułam, że robię się mokra, też to poczuła… Delikatnie, bardzo delikatnie wsunęła we mnie palec… Chwilę szukała, aż mogła skupić się na najczulszym punkcie mego wnętrza… Pieściła go zmysłowo, powodując kołysanie mego ciała, w tym samym rytmie… Zaczynałam drżeć, zatracać się w tej pieszczocie… Wsunęła się głębiej i zwiększyła częstotliwość… Zaczęłam odpływać... Przerwała nagle i kocim ruchem przekręciła się w odwrotnym kierunku… Wsunęła język, zaczęła ssać… Jęknęłam… zgniotłam prześcieradło… Fale gorąca zalewały mnie… Przesuwałam się w każdym kierunku łóżka, traciłam kontrolę… Zbliżałam się do spełnienia…
Czuła to… wiedziałam, nie wiem skąd, ale wiedziałam, że wie… zsynchronizowała się ze mną… Wstrząsnęło mną nagle i potężnie, zacisnęłam uda… Coś krzyknęłam… Wtuliła się we mnie…
Szeptała, ale jeszcze nie docierało… W końcu usłyszałam…
- Cii, jestem tu… kocham cię…
- Mmmm – wykrztusiłam..
Pochyliłam się nad nią... Objęłam wzrokiem od twarzy po stopy... Wsunęłam ręce pod plecy i podciągnęłam odrobinę do góry tak, aby jej sutki znalazły się na wysokości moich ust... Ujęłam jeden, ssałam powolutku, drażniąc drugi dłonią… Stwardniały błyskawicznie... Wygięła się jeszcze bardziej w moim kierunku… Jej wzgórek drażnił mój brzuch… rozchyliłam ją… Kciuk odnalazł łechtaczkę… gotową na przyjęcie tego, co chciałam jej dać a pozostałe zagłębiły we wnętrzu… Zdecydowanymi, ruchami… brałam ją… By dotrzeć głębiej… wsunęłam prawą rękę pod pośladki… Jęczała cichutko… Nie spuszczałam z niej oczu… chwilami uciekała swoimi, wciąż wstydziła... Czytałam w nich jak w  otwartej księdze… Było w nim totalne oddanie, prośba... niemal błaganie.. O Co? I było uczucie, cały ogrom… Cholera, cholera..
„Dam jej tyle rozkoszy, ile potrafię” – pomyślałam..
Zaczęłam się zsuwać coraz niżej... Rozchyliłam ją ustami… Pieściłam każdy zakamarek..
Mój język zatańczył w niej... Ledwie muskałam łechtaczkę… okrężnymi, sprecyzowanymi ruchami, doprowadzając dziewczynę do szaleństwa, jęczała… zalewała mnie swoją wilgocią… prosiła o jeszcze a gdy zaczęła dochodzić, przytrzymałam moment, possałam ułamek sekundy i weszłam mocno, głęboko… Jej spełnienie przenikało mnie drżeniem końcówek nerwowych wnętrza… Wpiła mi palce w plecy, do bólu... Śmiała się, rozpłakała, znowu zaśmiała… Gadała coś kompletnie bez składu… Przytuliłam ją do siebie i trzymałam tak długo, aż zaczęła się uspokajać…
- Uaaa, nigdy nie przeżyłam czegoś takiego, jesteś niesamowita – powiedziała.
- Samowita – zaśmiałam się.
- Jesteś wiedźmą, czarodziejką, co ty ze mną zrobiłaś? – pocałowała mnie w ramię.
- Abrakadabra – cmoknęłam ją w nos.
- Kocham cię, jesteś cudowna a te oczy... Rany, masz w nich coś takiego...
- Co takiego?
- Coś takiego, od  czego aż dreszcze po mnie chodzą…
- Hihihi, ale chyba nie ze strachu? – rozbawiła mnie…
- Nie ze strachu – odparła poważnym tonem… – Jest coś tajemniczego, coś dzikiego, ale i coś ciepłego, cała masa dobra…
- Uhuhu
- Wiem, co jeszcze… masz coś takiego kpiarskiego, wesołego… takie błyski… szczególnie jak mrużysz oczy… Wiem już! ty cały czas flirtujesz, zupełnie bezwiednie mnie podrywasz…
- Och, nie robię tego bezwiednie – zaśmiałam się.
- Naprawdę- pochyliła się, musnęła usta…
- Mhm…
- Miałaś dużo kobiet, prawda?
- Trochę
- Ale więcej niż trzy?
- Dlaczego akurat trzy?
- Bo ja miałam trzy…
- No to teraz miałaś czwartą – przekomarzałam się…
- Miałam? Naprawdę? Byłaś przez chwilę całkiem moja, w mojej mocy…
- Mhm… w mocy własnych zmysłów…
- Ale to ja je rozbudziłam – podniosła brodę do góry…
- No ty, ty... cudnie mnie kochałaś…
- Och – uśmiechnęła się pięknie… -To ile ich było?
- O rany, nie prowadzę statystyk..
- No, ale powiedz, proszę – wzięła w usta mój sutek…
- Siedemdziesiąt pięć, no z tobą sześć – zażartowałam.
- Żartujesz?
- Żartuję.
- To ile?
- Nie pamiętam, więcej niż cztery, w każdym razie…
- I wszystkie kochałaś? No może nie od  razu, ale czy wszystkie pokochałaś?
- Nie, kochałam tylko jedną z nich…
- A te inne?
- Wydawało mi się, że je kocham…
- A mnie pokochałaś… pokochasz?
- Och, proszę... nie zadawaj mi takich pytań... nie teraz…
- Dobrze, ale zapytam jeszcze kiedyś, ok.?
- Ok., podaj mi papierosy...
Zapaliłyśmy. Podparła głowę na łokciu i patrzyła na mnie... Nad czymś się zastanawiała...
- No co? – zapytałam.
- Ty to twardzielkę rżniesz a masz w sobie taki potencjał miłości, że nie ogarniasz tego – wypaliła…
Przymurowało mnie trochę, zaciągnęłam się.
- I jakiejś takiej szlachetności – dodała…
- Daj spokój, nie jestem szlachetna… patrzysz na mnie przez różowe okularki, moja mała…
- Nie, ja wiem... czuję...
- Tak… malarko piękna, masz trzecie oko – mrugnęłam do niej.
Podjęła żartobliwy ton.
- Jasne i nie zapominaj, że mam wrażliwą, artystyczną duszę i widzę sprawy, których inni nie dostrzegają…
- Ojojoj, to będę się lepiej maskować...
Gadałyśmy jakiś czas o zupełnie luźnych sprawach… Trochę o sztuce… Była inteligentna... wrażliwa… Umiała opowiadać... kochała żagle i pływanie... miała pasję... Lubiłam te cechy w ludziach...
- Cholera, zgłodniałam jak wilk... - powiedziała.
- Zapomnij, w tej dziurze knajpy zamykają o jedenastej, chyba, że pojedziemy do Köln?
- Nie, nie... szkoda czasu... Wiesz...
- Hm?
- Chcę jeszcze...
- Aha...
- Zaraz, natychmiast – wyjęła mi papierosa, zgasiła oba i usadowiła się między moimi udami..
Ten drugi raz trwał i trwał... Pot po nas spływał a wciąż nie miałyśmy dosyć…
Parę razy dochodziła, ale przytrzymywałam ją na granicy... Rzucała iskry, ale poddawała się… Kiedy w końcu opadłyśmy kompletnie wyczerpane, powiedziała.
- A nie sądzisz, że panie w naszym wieku to na drutach powinny robić?
- Jezu, nie! Tylko nie na drutach – dostałam ataku śmiechu... Po prostu aż się popłakałam...
Nie od razu zaskoczyła. Patrzyła z niepewną miną...
- Posłuchaj co powiedziałaś... „na drutach”
- Yyy, hahahahahaha, faktycznie – śmiałyśmy się jeszcze kilkanaście minut.
- Ale nie uważam, bo dopiero panie w dojrzałym wieku, wiedzą co to odlotowy seks – powiedziałam
- Faktycznie odlotow ... nie miałam takiego... zjadłabym cię i oblizała paluszki...
- Mmmm z paluszkami to mi się podoba.
Zaczerwieniła się lekko... Słodka była w tym zakłopotaniu... Podejrzewałam, że ma bardzo małe doświadczenie i dopasowuje się do mnie, ale wychodziło jej do doskonale...
Spojrzałam na zegarek, dochodziła piąta, za dwie godziny powinnam być w pracy...
- Chodź tu, prześpimy się godzinkę, potem muszę lecieć...
- Och, będziesz zmęczona – zmartwiła się Marzena...
- Dam radę, mam wolne w ciągu dnia, to się zdrzemnę, ale ty porządnie wypocznij...
Wtuliła się we mnie i mocno objęła...
- Dobrze mi z tobą – szepnęła...
- Dobranoc – pocałowałam ją w okolice ucha...

Nie budziłam jej, spała mocno, trochę chrapała... Wyśliznęłam się z łóżka i pojechałam do pracy... Byłam naprawdę padnięta, ale uśmiechałam się od ucha do ucha...
Kochałam ten rodzaj zmęczenia... Dawno nie miałam kobiety, parę miesięcy... A dziś, to było szalone... Ona była szalona... Odważna, chociaż taka świeżutka, wstydliwa… ale z jaką pasją... Mmmm, chyba trochę mnie podrapała... kocica...

Dzień się wlókł, ledwo dotrwałam do mittag pause, mogłam zasnąć na dwie godziny...
Zadzwoniła koło trzeciej.
- Pamiętasz o mnie? – zapytała.
- Jasne…
- To daj mi buziaczka.
- Cmok.
- Nie mogę doczekać się wieczora, o której będziesz?
- Po dziewiątej. Zwiedzałaś już katedrę w Kolonii?
- Nie, nie wychodziłam z dworca.
- To pojedź, niecałe 20 min. Wysiądziesz na stacji „Breslauer Platz”... stamtąd masz kawałeczek, polecam, warto, piękna jest, cała z kamienia...
- A ty kochasz kamienie..
- A ja kocham kamienie..
- To pojadę na pewno..
- To pa
- Papa


Zapukałam.
- Proszę – zawołała.
Leżała nago w łóżku, tylko trochę przykryta. Z błyszczącymi oczami, lekko zaróżowiona...
- Weź mnie od razu – poprosiła..
- Widzę, że trochę sobie pomogłaś przed moim przyjściem – moje palce od razu zanurzyły się w jej wilgoci..
- Tak, nie do końca, ty dokończ...
Poruszyłam kilkakrotnie, wyprężyła się, zajęczała...
- Tak – szepnęła... – Tak..
- Pokaż mi, jak to robiłaś – powiedziałam.
- Och…
- Nie wstydź się…
- Ale ja…
- Cii, proszę...
- Ale ja przy kimś tego jeszcze nie robiłam…
- Zrób teraz... – powiedziałam i zaczęłam się rozbierać, nie spuszczając z niej wzroku...
Włożyła w siebie palce i zaczęła nimi poruszać... kolistymi, zmysłowymi ruchami... patrząc mi w oczy, chyba wciąż się bała, wstydziła... Też nie spuszczałam z niej wzroku, dotknęłam swoich piersi... brodawki stwardniały… przesunęłam dłonie w dół... Przestała na chwilę...
- Nie przestawaj – poprosiłam…
Trochę przyśpieszyła, przymknęła oczy... Patrzyłam, jak to robi i czułam, jak wzrasta we mnie napięcie... wilgotniałam z każdą chwilą…
Kiedy wprawiła się w naprawdę szybkie tempo, chwyciłam jej rękę i zastąpiłam ją swoimi palcami... Wchodziłam gwałtownie, ostro... Krzyknęła coś, objęła mnie nogami...
Kilka mocnych pchnięć i zadrżała w  moich ramionach... Oddychała ciężko...
- Nie wychodź – przytrzymała mnie...
Zakołysała biodrami, wstrząsnęło nią jeszcze parę spazmów i znieruchomiała...
Delikatnie cofnęłam dłoń...
- Jezu, odkrywam samą siebie, pięknie było, dziękuję – pocałowała mnie...
- No coś ty! Nie dziękuj... Cudnie reagujesz…
- To ty sprawiasz, że się prawie nie wstydzę...
Uśmiechnęłam się do niej, sięgnęłam po papierosy i poprawiłam poduszki.
- Opowiedz o wrażeniach z katedry.
- To potem, teraz chcę ciebie kochać...
- Mamy czas, delektujmy się tym, co będzie potem, teraz opowiedz...
- Naprawdę wspaniała, zrobiłam kilka zdjęć, ale nie najlepszych, bo telefonem i kupiłam książkę... Mam i refleksję...
- O! Jaką?
- Chciałabym być kamieniem...
- Kamieniem?
- Skoro je kochasz…
- Wolę cię taką z krwi, kości i tego pociągającego ciałka – przyciągnęłam ją do siebie...
Kochała mnie namiętnie, wkładając w to nie tylko intuicję, ale też całą masę uczucia, miłości, której nie chciałam... To nie było dobre... dla niej...
Nie bałam się o nią, była dojrzałą kobietą... Szaloną, prawda, ale musiała wiedzieć, że ryzykuje brak wzajemności, jadąc tutaj…
Oddawałam jej pieszczoty… Kochałam się z pasją, z zaangażowaniem i tym kompletnym wariactwem, właściwym tylko mi... Ośmielała się coraz bardziej, godziła na wszystko... Czujna na moją mimikę, drżenia, słowa… starała się odgadywać czego chcę... Dawała wszystko...
Całą siebie... Pragnęłam jej po każdym razie, jeszcze intensywniej... Ale nie kochałam... Nie kochałam...
Przeżyłam kolejny dzień, do wieczora.. By znowu oddać się spragnionym zmysłom...


- Pobawmy się w marzenia – poprosiła, przewracając na brzuch..
- Mów... będę słuchać...
- Marzy mi się dom, na plaży... z tarasem… Ty pochylona nad laptopem, piszesz... ja stoję przy sztalugach... maluję... od czasu do czasu podnosisz głowę i uśmiechasz do mnie... wiesz... widzę to, to jest możliwe... takie twórcze dni i cudowne noce... szum fal, gwiazdy i my obie... zakochane w sobie do nieprzytomności, kochające się całymi godzinami, zmęczone i szczęśliwe... a nasza miłość jest wieczna... – zawiesiła głos i spojrzała prosto w oczy...
Milczałam, chyba naprawdę zakochała się we mnie. Tak niefartownie... Dlaczego to nie mogło być proste...
- I jak? Jak ci się podoba takie marzenie? – zapytała...
- Nie lubię morza – odpowiedziałam.
Coś na kształt łez zakręciło się w jej oczach...
- Ale to może być dom w górach – powiedziała szybko...
- Mam już dom w górach.
- To jakie jest twoje marzenie?
Och moje marzenia... Obracające się w tak nierealnej przestrzeni lub przeciwnie, prozaiczne, banalne wręcz... Nie miałam ochoty pokazać jej, ile ich mam...
- Powiedz, proszę...
- Chcę w końcu skończyć książkę...
- Skończysz! – powiedziała z entuzjazmem. – A inne marzenia, te dotyczące uczuć?
- Ja nie marzę o uczuciach...
- Przecież każdy chce by go kochano, chce kochać, ty nie?
- Ja już mam to za sobą, mówiłam przecież…
- Mówiłaś, ze kochałaś jedną kobietę, ale przecież jej już nie ma, to było dawno temu... Gdyby to było takie ważne, to byś ją odnalazła, ukochała... była z nią…
- Gdzieś jest… A bycie z nią… Cóż, jest niemożliwe, nigdy nie było...
- No, ale przecież nie możesz wciąż jej kochać… ileś tam lat, nie widząc, nie mając kontaktu... to takie… takie – szukała słowa… – Takie utopijne – powiedziała w końcu…
- Tak myślisz? A nie mówiłaś przed chwilą, że miłość jest wieczna?
- Miałam na myśli naszą miłość...
- Naszej nie ma, wiesz przecież…
- Jest, jest! Czuję ją całym sercem, całą sobą... kocham cię! To niemożliwe, żebyś nic nie czuła, przecież tak cudnie spędziłyśmy ten czas, tak zwariowanie... może nie?
- Ależ czuję, fascynację całą tą sytuacją... twoim szalonym wypadem tutaj, determinacją.. seksem... Rzeczywiście spędziłyśmy fantastyczne chwile, nie psuj tego...
Niech zostanie w pamięci właśnie takie, zupełnie odjechane...
- Nie chcę w pamięci, chcę na co dzień...
- No nie! – wkurzyłam się – nic ci nie obiecywałam, nigdy nie mówiłam, że coś do ciebie czuję ani w necie ani tutaj, o ten przyjazd też nie prosiłam...
Co ty myślisz, że czyjeś zakochanie to u mnie jakiś automat? Wyzwala moje?- zerwałam się z łóżka i wskoczyłam w spodnie.
- Ale kochałaś mnie tak namiętnie, tak z oddaniem, po prostu nigdy nie przeżyłam takich wzlotów, przecież nie na zimno? I pozwoliłaś na takie pieszczoty, na tak najbardziej intymne, to dlaczego? Dlaczego? – uniosła się.
- Bo jestem diablo dobra w łóżku. I nie mam szesnastu lat, żeby seks uzależniać od tego czy kogoś kocham czy nie! Wystarczy, że ten ktoś jest kobietą, inteligentną, atrakcyjną i z poczuciem humoru i tak cię odebrałam, bez tego zakochania... Nie potrzebuję tego…
- Nigdy nie będziesz potrzebować?
- Nie wiem..
- To pozwól mi się kochać, ja poczekam... już nie będę o tym gadać, nie znikaj tylko całkiem z mojego życia, proszę – podeszła do mnie, chyba powstrzymywała, by się nie rozryczeć. Zrobiło mi się przykro, nie chciałam jej zranić... niepotrzebnie to komplikowała...
Złapała moje ręce w nadgarstkach, uniosła do ust i pocałowała wewnętrzną stronę dłoni.
- Przepraszam... za tą głupią rozmowę, nie wściekaj się już... przepraszam… kochajmy się, wróćmy do łóżka, rób ze mną, co tylko chcesz... pieprz, pierdol…
- Nie klnij! Nie znoszę, jak kobieta przeklina!
- Przepraszam, kochaj się ze mną – zaczęła odpinać mi spodnie i zsuwać aż opadła na kolana, pocałowała mój brzuch... mocno chwyciła pośladki... błądziła ustami... delikatnie... nie byłam z drewna... wzięłam głęboki oddech i pociągnęłam ją w stronę łóżka ...
Kochałyśmy się do świtu, potem leżałyśmy w milczeniu przytulone do siebie, ale czułam, że to jest dobra cisza… Zgrzyt minął… Jej zostały marzenia i ta miłość tak niespełniona... A mnie odprężenie i chyba wdzięczność, że przez parę chwil była tak blisko...
Płakała w chwili pożegnania i uśmiechała przez te łzy... Łaskotało mnie w gardle...
- Dziękuję, że przyjechałaś – ma moment przytuliłam ją bardzo mocno...
- Wiesz, gdybyś mnie pokochała, na kolanach do końca życia przed tą miłością bym szła... Pamiętaj o tym. Proszę…
- Zapamiętam – obiecałam…

Pamiętam...
Data publikacji w portalu: 2011-01-04
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024