DIOR DIORONDINE - opowie¶æ z pogranicza, cz.1

Saren
Jestem niczym okulary Diora Diorondine, na wystawie galerii w firmowym sklepie, budzê po¿±danie, gdy mnie dostajesz, zmieniam postaæ rzeczy, przyæmiewam, ogarniam nadmiar, leczê ból wywo³any nadmiarem S³oñca. Chcesz mnie za³o¿yæ, pokazaæ znajomym.
Spotykam Ciê, czarujê u¶miechem, elokwencj±, otwarto¶ci± i tajemnic± zarazem. Wy³apujesz strzêpki s³ów, sk³adasz we w³asne zdania, nakrêcasz siê, ignoruj±c sygna³y, które Ci wysy³am, g³upiejesz. Nie dostrzegasz samotno¶ci, która nie mo¿e mieæ przyczyny na zewn±trz, która bije ze ¶rodka, przera¿aj±cym brakiem kompatybilno¶ci z otaczaj±cym ¶wiatem. No, ale có¿… romantycznie uton±æ w czym¶ tak niebiañskim.
Jestem niczym okulary Diora Diorondine, traktujesz mnie jak rzecz, nie widzisz tu i teraz, nie dostrzegasz by³o-odesz³o.
P³yn± s³owa, czasem wielkie, czasem niezasadne, wpajasz mi przekonanie, ¿e warto, ¿e to mo¿e tym razem. Dla mnie czas nie istnieje. Z jednej strony wczoraj mog³o byæ milion lat temu, z drugiej strony potrafiê przeliczyæ sekundy, które zosta³y mi do staro¶ci, byæ mo¿e ¶mierci. Strach i pustka, ból i w¶ciek³o¶æ odmierzane wskazówkami zegarków. Anio³y s± nie z tego ¶wiata, Anio³y boj± siê czasu, gdy¿ go nie rozumiej±. Tik-tak przera¿a, odbiera, powoduje znikanie.
P³yn± s³owa, fascynacje rodz± siê, namiêtno¶ci niczym fale sztormu uderzaj±, raz, dwa, siedem. Wpajasz mi przekonanie, ¿e rozumiesz, ¿e pojmujesz. Jeste¶ inna, ta jedyna, ta która by³a mi pisana od samego pocz±tku, byæ mo¿e wêdrowa³a ze mn± korowodem dusz. Od kurhanu w Pazaryku, poprzez niezliczone urodzenia i gwa³towne ¶mierci, a¿ tutaj. Tu do dzisiaj, zatrzymamy chwilê, aby trwa³a wiecznie. Rodzisz we mnie spokój, uciekam w twe ramiona, moja dusza odp³ywa, ból i wycie chowaj± siê g³êboko pod ziemie za ¶mietnikiem, wkopuj± siê w korzenie konwalii, niczym pamiêtnik ze szkie³ka zielonego. Z dna butelki.
Czujê, ¿e ¿yjê, kocham wreszcie i prawdziwie, czujê spokój, jeste¶my splecione czym¶ przed-wiecznym, doskona³ym, nierozerwalnym. Sobie przeznaczone.
Pewnego dnia odkrywam, ¿e masz rozstêpy, a Twój gust muzyczny winien byæ i bardziej eklektyczny i bardziej wybiórczy. Mój Aniele, moja po³owo, moja ca³o¶ci. Ka¿dy ma wady, ja pewnie te¿ niewielkie, modyfikuje Ciê na w³asne podobieñstwo, Ty ulegasz, wszak kochasz. Ja kocham, ¶wiat jest piêkny, wszystko przetrzymamy i burzê, zawieruchê, ludzkie k³amstwo, oplucie i biedê. Masz swój ¶wiat, w który nie ingerujê, choæ czasem czujê siê samotna, gdy nie ma Ciê ze mn±. Zapadam wtedy w muzykê, w ksi±¿kê, czekam. Czas czeka wraz ze mn±. P³ynie z g³o¶nika, przeplata siê z literami na stronach ksi±¿ek. My¶lê, gdzie jeste¶, co robisz, piszê sms, ¿e kocham, ¿e têsknie, czy jeszcze jeste¶. Ty do mnie, ja do Ciebie. Ja swoje wyrzucam rankiem, gdy¿ ranek to nie wieczór i ju¿ mnie one nie frapuj±, intryguj± miernie, w sumie to nawet nie wiem, dlaczego. Ty moje trzymasz, napisane z przecinkami, polskimi znakami, pe³ne s³ów nietypowych dla krótkich wiadomo¶ci, cytatów, wydartych fraz. Mój telefon jest niczym moja g³owa, czasem co¶ tam tkwi, czasem znika, nie ma w  nim kontinuum, s± strzêpy wydarte z pamiêci i czasu. Twój to historia naszej mi³o¶ci . Twoja mi³o¶æ to historia, czas, daty… przypominasz mi o tym swoim istnieniem, mówieniem o tym, rocznic± tutaj i tam. Ja my¶lê, ¿e jednak czas p³ynie, ale zaczynam siê baæ.
Chwile bez Ciebie rosn±, nawet je¿eli nie ma Ciê minutê, to dla mnie jest to nieskoñczono¶æ i nic jednocze¶nie. Piszesz sms, zostawiasz kartkê przy obiedzie na kuchence, wszystko mówi tik-tak, a gdzie¶ czai siê koniec. Zapadam siê w sobie coraz czê¶ciej, uciekam w muzykê, w marzenia. Marzenia budz± pytania- kiedy, za ile, ile jeszcze? Odmierzam czas, jaki pozosta³ mi na spêdzenie go w twych ramionach, my¶lê co pó¼niej? Czy niematerialnie, czy mo¿e reinkarnacja, boje siê byæ sama nawet w grobie, bojê siê, ¿e znikniesz pierwsza, a mnie zostanie tylko Twoje zdjêcie, czujê pustkê i ¿al, jakby¶ ju¿ nie istnia³a. Ty wracasz, ale Twoje oczy s± inne ni¿ w mej wyobra¼ni, pytasz, dlaczego p³aczê? Mówiê, ¿e zatar³am pieprzem, czy zjesz spaghetti. S± ¶wiece, jest wino, on tego nie robi³, jestem Anio³em, ale u mnie ju¿ rodzi siê ból, k³uje co¶ w serce.
Czy Ty to Ty? Jak zmieniæ Ciebie w Ciebie? Ile zajmie to czasu i czy zd±¿ê?
Modyfikuje ¶wiat na w³asne podobieñstwo.
Pewnego dnia zostajesz na zawsze. Dom pachnie Twoimi wspomnieniami, poranki, wieczory, zasypiam bez snów, znika faza REM, w której ¶wiat eksplodowa³ co noc, znikaj± siñce pod oczami. Wstajê rze¶ka, wszystko siê uk³ada, ludzie mnie kochaj± za u¶miech. Co siê sta³o, ¿e dzi¶ Pani, pozytywnie tak, piêknieje. Zasypiam szczê¶liwa w Twych ramionach, ignoruje dotyk, pytanie, gdy¿ jest wszystko, a moja wewnêtrzna memory mówi - complit.
Zasypiam.
Pytasz.
Zasypiam.
Pytasz.
Nie rozumiem Ciê, po co chcesz wiedzieæ, co by³o wczoraj, co przedwczoraj, a co milion lat temu, ja ju¿ tego nie pamiêtam, a nawet gdybym chcia³a pamiêtaæ, to drogi s± ró¿ne i ka¿da prawdziwa, czasem co¶ napomknê, czasem rzucê. Nie widzê potrzeby zbierania tego w zbiory, uk³adania chronologii, stawiania dat, nie wiem mo¿e 2001, albo 2003, mo¿e 1999… pisanie CV sprawia mi ból, kilka dat zajmuje mi czêsto wiele dni. Boli spogl±danie w ten i inny papier, przypomina o czasie, ¿e mijam.
Dlatego czekam, a¿ wyjdziesz, zapadam siê w muzykê, czasem uciekam gdzie¶ z psami, jadê konno do lasu, wdycham jesieñ, albo wiosnê p³ucami, czas stopujê.
Innym razem wydzieram go ³apczywie przy Tobie, a¿ zapominam, ¿e istniejesz. Odp³ywasz w tle innych twarzy, jest alkohol, s± ludzie, jestem ja - gwiazda towarzystwa. Imponowa³o Ci to jeszcze niedawno, gdy by³am rzecz±, nie przypisan± Twej w³asno¶ci. Str±cam Twe d³onie, ignoruje spojrzenia i s³owa. Mówiê - daj spokój, nie dotykaj mnie, potem zasypiam szybko, ale bezpieczna w Twych ramionach.
Jest raz i drugi, nie potrafiê piæ tak sobie, wiêc pije, a¿ ¶wiat zapomina o Newtonie, nie rozumiem, dlaczego siê ¼le bawisz. Palê, choæ nie palê, w sumie palenie codzienne wymaga³oby skupienia siê na tej czynno¶ci, nie rozumiem, dlaczego musisz wychodziæ z domu, gdy Ciê akurat potrzebuje. Dlaczego papieros jest wa¿niejszy ni¿ anielska mi³o¶æ, wiec palê. Kopcê jak smok, pijê niczym smok. Kokieteria ka¿e mi flirtowaæ, aczkolwiek nigdy bym Ciê nie zdradzi³a, nie wiem dlaczego tak jest, muszê to robiæ. Nie rozumiem s³ów rzucanych w gniewie, wiêc budzi siê mój sprzeciw, ale nie mam ochoty siê k³óciæ, bo k³ótnia wymaga skupienia siê , wytworzenia chronologii, argumentów, szeregowania ich, a ja mam w g³owie kalejdoskop. Uderzasz z lewa, robi siê mozaika taka, uderzasz z prawa inna. Krzywdzisz mnie, gdy¿ niszczysz wszystko, przewracasz jeszcze bardziej, zmuszasz do ucieczki, potem chcesz siê kochaæ, ale ja nie mogê. Nawet nie wiem czy w ogóle co¶ czujê, chce spaæ. Ty nie rozumiesz, gdzie odp³ywa moja seksualno¶æ, namiêtno¶æ, a ja nie przypominam nawet sobie, aby ona kiedykolwiek istnia³a. Mo¿e chcia³abym, aby¶ bra³a mnie, jak rzecz, zrobi³a, co chcesz, ale nie anga¿owa³a w to mojej g³owy.
Mijaj± dni, rutyna, pieni±dze, ucieczki. Ja ju¿ wiem, ¿e nie jeste¶ Anio³em, ¿e oszuka³a¶ mnie, zwabi³a¶ w pu³apkê, w której siê duszê, która zabiera mi resztki ¿ycia, dostajê od Ciebie rozstêpów. Czasem my¶lê, kiedy i po co uknu³a¶ ten plan, jaki jest sens tego, ¿e jeste¶ tu i teraz, co chcesz mi zabraæ, jak oszukaæ? W ka¿dym pytaniu czai siê pu³apka, za ka¿dym gestem cios. Nie raz to prze¿y³am, chyba, gdy¿ nie wiem tego i owego, nigdy nie czeka³am do koñca. Wiem jedno - krzywdzisz mnie, spiskujesz, chcesz odebraæ spokojny sen, który mam od zawsze.
Znów jest alkohol, ucieczki, Twoje ³zy, jakie¶ dziwne jazdy, ¿e niby ja nie mówiê tego, owego, tamtego, ¿e tajemnice. Pewnego dnia p³aczê. Wylewam z siebie ¿al, mówiê, przedstawiam prawdy jak widzê, wtulam g³owê w twe piersi, Ty mówisz:
- nie bêdê taka, kocham Ciê od zawsze, moja ksiê¿niczko.
Odp³ywam w Twój zapach, w twe ramiona, zasypiam. Rano mam kaca.
Jestem daleko, czujê ból. Ból têpieje, gdy jeste¶ obok, ale wtedy pojawia siê refleksja nad uzale¿nieniem, nie mam ju¿ pewno¶ci, niczego nie wiem, ¶wiat zdaje mi siê ob³y, chcia³abym aby¶ pyta³a, mo¿e wyja¶nia³a, kocha³a bez warunków jednak¿e. Ale… alkohol, uciekam, bawiê siê, Ty pytasz, ja milczê, choæ dusza krzyczy. Proszê, zrozum mnie bez s³ów. Proszê, pytaj. Proszê, s³uchaj, ale nic nie powiem.
Kocham Ciê rankiem, gdy wychodzisz do pracy, wypijamy kawê, zostajê sama, gdy¿ mam wolne, patrzê w Twoje zdjêcie, s³ucham muzyki, wracasz, ale… to nie Ty, ze zdjêcia patrzy inna osoba. Zaczynam uk³adaæ korowody, która, gdzie, gdzie by³a ta najprawdziwsza, wreszcie odkrywam ja. W, P, albo B, to nieistotne, ale wiem, ¿e ona w³a¶nie kocha³a mnie zawsze, a ja z³ym s³owem, skostnia³o¶ci± serca odtr±ci³am J±, wreszcie skoñczy³am wszystko jednym s³owem - wypierdalaj. Tak, wiem, zdradza³a mnie, ale dostrzegam swoje b³êdy. Bywa³am zimna, niedostêpna, nieobecna. Ucieka³am poza ¶wiat, czasem pi³am, a czasem szydzi³am, tak szydzi³am, gdy¿ szyderstwo, ironia i sarkazm s± moja broni± na zewn±trz, któr± czasem zapominam sprz±tn±æ z nocnego stolika.
Nie zmienia to faktu, ze ONA mnie kocha³a i to w³a¶nie J¡ straci³am… dla Ciebie. Moj± mi³o¶æ, wszystko odesz³o.
Dlatego zasypiam z prze¶wiadczeniem, ze Ciê nienawidzê, brzydzê siê Twojego dotyku, zmuszam do blisko¶ci, koñczê j± ciêta ripost±, po której w Twych oczach pojawiaj± siê ³zy. Wychodzê wiêc, idê na piwo, potem drugie i trzecie, spotykam znajomych, wracam nad ranem. Ciebie ju¿ nie ma, piszesz smsy, ale ja nie mam ochoty rozmawiaæ z Toba, chcê Ciê ukaraæ za wszystko. Nale¿y Ci siê.
Potem znów towarzystwo, ja siê bawiê, Ty na szczê¶cie równie¿. Mnie w to graj, Anio³ spuszczony ze smyczy to dusza towarzystwa. Przychodz± noce zimne, zasypiam oko³o trzeciej, budzê siê tu¿ przed ¶witem. Nie rozumiem dlaczego mnie odtr±casz, mia³a¶ byæ bezwarunkowo, mnie boli przecie¿ g³owa, chorujê na p³uca, chcia³abym mo¿e porozmawiaæ, mo¿e zatrzymaæ czas, uciec gdzie¶ z Tob±.
Jednak¿e jeste¶ zimna, nie rozumiesz mnie, ja tonê w rozpaczy wieczorami. Potrzebuje dotyku, spalam siê, lecz Ty jeste¶ zmêczona, mimo ¿e dzieñ wcze¶niej przetañczy³a¶ ca³y wieczór, ach - mo¿e w³a¶nie dlatego?
Dusza towarzystwa umiera, nie mam ochoty na alkohol, nie palê, gdy¿ papierosy ¶mierdz±. Irytuje mnie Twój ¶miech, jego ¶miech, albo jej ¶miech. Niszczê ludzi s³owami, czasem rzucam wszystko, wychodzê, trzaskam drzwiami. Wracam do pustego domu, jestem sama, biorê zdjêcie P, albo Z i p³aczê nad strat±. Rankiem nie mam ochoty i¶æ do pracy, gdy wracasz chcê byæ z Tob±, lecz bez pytañ, rozmów i warunków, Ty wychodzisz, ja zostaje. P³acze, gdy¿ boli mnie wszystko, to co by³o, to co bêdzie i to czego nie bêdzie. Boli mnie cia³o, bol± d³onie, stopy, g³owa, czasem robiê sobie krzywdê, znaczê dni ¶ladami na ciele. Ludzie odeszli, inni nie -zaistnieli. Co by by³o, gdyby by³o, dlaczego, po co? Miliony pytañ, nieodpowiedzialnych s³ów, gestów nienazwanych.
Wracasz, chcesz rozmawiaæ, ale ja ju¿ powiedzia³am wszystko. Do zdjêæ, do my¶li, chcia³abym, aby¶ zapomnia³a wszystko, aby¶my gdzie¶ wyjecha³y, ale nie potrafiê tego powiedzieæ.
Pewnego dnia pojawia siê on, albo ona. To nie ma znaczenia, znaczenie ma projekcja. Wiem, ¿e pewnego dnia mnie zdradzisz, oszukasz, byæ mo¿e zostawisz. Bojê siê tego dnia, choæ wiem, i¿ on nast±pi. Nie wiem, czy bêdzie to ¶roda, gdy wyjadê do Warszawy, pi±tek, gdy jestem we Wroc³awiu, a mo¿e w sobotê na imprezie. £owiê pó³s³ówka, pó³gesty, ukryte spojrzenia. Liczê minuty. Wiem, ¿e pewnego dnia mnie zdradzisz.
Ty pytasz, dlaczego oczy mam takie, dlaczego nie chce rozmawiaæ, dlaczego? ¦wiat skupia siê na pytajnikach, a Ty nie wiesz, ¿e ja ju¿ odmierzam czas. Tik i tak, ironia w s³owach przy ¶niadaniu, kolacji, czekam na moment odpowiedni.
Pewnego dnia Ty potrzebujesz ciep³a od kogo¶ innego, a  ja w Twoich oczach widzê, ¿e mia³am racjê. Zawsze mam racjê, wiem jednak, ¿e ok³amywa³a¶ mnie od samego pocz±tku, aby wzi±æ jak rzecz z wystawy sklepowej, wykorzystaæ, zniszczyæ wspomnienia o Z lub W, wyszarpaæ pamiêæ i zostawiæ. Wracasz do domy, ja mówiê - wypieprzaj.
Zostajê sama. Nie odpowiadam. Chcia³abym, aby kto¶ zadzwoni³ do drzwi, najlepiej i aby¶ to by³a Ty. Bojê siê i czujê pustkê. Nienawidzê Ciê i pragnê usn±æ obok Ciebie, obudziæ siê i zapomnieæ wszystko, przestaæ kojarzyæ fakty z osobami. Wyrzucam jednak Twój numer, gdy piszesz, wyrzucam sms, numer z historii po³±czeñ, nie odbieram, kupuje sherridana i ¿o³±dkow± gorzk±. ¦wiat odbija siê niczym pi³ka od krzywdy w³asnej, do konieczno¶ci wybaczenia, wiêc pijê, pijê, zasypiam na pod³odze. Wstaje dzieñ, wy¿ywam siê na ludziach w pracy, pijê, pijê, zasypiam w ³azience. Wyrzucam Twoje wiadomo¶ci, chcia³abym, aby¶ zwyczajnie by³a, tu i teraz, bez s³ów i bez warunków. Nienawidzê Ciebie w s³owie wczoraj, chcê tak jak na pocz±tku. Zasypiam w nienawi¶ci, budzê siê w nadziei.
Wreszcie spotykam Ciê. Dowalam Ci ile mogê, mimo ¿e chcia³abym okazaæ mi³o¶æ. Wylewam pomyjê, opluwam, czasem jest gorzej.
Mój ¶wiat siê rozpada. Jest twarz tutaj i twarz dla innych. Pewnego dnia wêdrujê na powrót na sklepow± wystawê.
Data publikacji w portalu: 2012-06-09
« poprzednie opowiadanie nastêpne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj siê

KONTAKT

Wy¶lij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracê nickiem lub imieniem
(je¶li chcesz: nazwiskiem), je¶li chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZO¦Æ

Jest jak delikatny kwiat. Ka¿da jej forma zawiera ¶lady g³êbokich wzruszeñ i emocji, przenosi pamiêæ o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Je¶li pisa³a¶, piszesz lub pisaæ zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel siê nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Mo¿esz przysy³aæ teksty podpisane imieniem b±d¼ pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Mo¿e to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj siê.
To w³a¶nie od Ciebie bêdzie zale¿a³ kszta³t tej strony. Zapraszam do jej wspó³tworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2022