ODEJŚCIE

Aleksandra
W pierwszej chwili Diana tylko marszczy brwi, bo nie chce jej się wierzyć w to, co widzi. Rzeczy K. zniknęły.
Choć za oknem pada śnieg, Diana patrzy na kalendarz, jakby dla pewności, że to nie dziś mamy Prima Aprilis.
Nawet nie zastanawiając się, co może być przyczyną tego wszystkiego, wyciąga telefon i wybiera numer K. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty, piąty, szósty. Diana czeka tylko do dziewiątego, zawsze tak robi.
Wzbiera w niej złość. To nie pierwszy raz, gdy K. sili się na dramatyzm, gdy zupełnie Dianę olewa i gdy Diana jest gorszą częścią związku. Tą, która bez przerwy musi zabiegać i starać się, tą, która zastanawia się, co powiedzieć i tą, która nigdy nie czuje się do końca swobodnie.
Diana wie, że nie tak powinien wyglądać związek, i że jest to najprawdopodobniej toksyczna relacja, ale tak długo, jak ma K. przy sobie, niezbyt jej to przeszkadza. Problem w tym, że teraz nie ma. Diana znów obiecuje sobie, że nie będzie więcej dzwonić. Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. Nie przyjdzie góra do Mahometa, Mahomet będzie musiał ruszyć dupę.
Siląc się na spokój, zdejmuje buty, a potem kieruje swoje kroki do kuchni, gdzie nastawia czajnik, wyjmuje kubek i wsypuje do niego łyżeczkę kawy rozpuszczalnej. Kofeina nie jest jej niezbędna do życia, kawę pije tylko dla przyjemności.
Odgrzewa wczorajszy obiad w mikrofalówce i zjada go, nim zagotuje się woda. Siedzi chwilę przed brudnym talerzem, a z zamyślenia wyrywa ją gwizdanie czajnika. Gwizd jest ostry, nieprzyjemny. Diana po raz kolejny postanawia sobie, że kupi czajnik elektryczny.
Wytrzymać bez K. nie powinno być trudno. Rozstawały się już. W przeciągu ich pięcioletniej relacji zdarzały się dłuższe przestoje. Bywało, że nie rozmawiały tydzień, a później K. przepraszała Dianę za to karygodne zaniedbanie. Oczywiście przepraszała po tym, gdy Diana robiła pierwszy krok.
Tym razem tak nie będzie. Diana zaciska dłonie w pięści i napina mięśnie szczęki, kiedy postanawia hardo: nie odezwie się pierwsza. Zdaje sobie sprawę, że takie przekomarzanie się jest dziecinne, ale ma dość. Nie pokaże, że jej zależy. Jeśli K. zatęskni, to przyjdzie z podkulonym ogonem. Dianie wydaje się, że nie ma bardziej satysfakcjonującego widoku niż ten.
Choć raz być górą...
Nagle pragnie dać to K. do zrozumienia. Powiedzieć jej, że nie odezwie się, by ją przestraszyć i sprawić, że wróci szybciej niż by chciała. Bierze komórkę ze stołu, patrzy na wyświetlacz. Czuje się wewnętrznie rozdarta, jakby zależały od niej losy świata. Wreszcie z poirytowanym westchnieniem odkłada telefon, a potem podnosi go znów. I znów odkłada. Wstaje z krzesła i idzie do salonu, zostawiając komórkę w kuchni.
Nie odezwie się.
Przez pierwszy tydzień jest ciężko, bo złość rozrasta się do niebotycznych rozmiarów. Diana wstaje rano, idzie do pracy i wraca z pracy, ale jest tak piekielnie wściekła, że dni mijają jej szybko, a w nocy nie śpi. Patrzy w sufit, a złość drąży jej dziurę w piersi, tak że nawet nie może leżeć. Wstaje i chodzi po pokoju, dopóki nie zmęczy się na tyle, by około czwartej nad ranem wreszcie zasnąć niespokojnym snem.
Wcale nie czuje się niewyspana. Adrenalina to potężna rzecz. Diana zastanawia się, na jak długo jej wystarczy. Kiedy uderzy w nią całe to wyczerpanie.
Jest już czternasty grudnia, K. milczy od niemal dwóch tygodni. Diana zaczyna się niepokoić; wie, że K. nic się nie stało i dlatego niepokoi się jeszcze bardziej, gdy dostrzega, ile dni już minęło.
Jak ona może nie tęsknić? Jak? Czyżby naprawdę była tak egocentryczną świnią? Diana wie, że K. jest egocentryczną świnią.
Po złości przychodzi dziwne odrętwienie i smutek. Dianie jest głupio przez tę całą melancholię. K. z pewnością funkcjonuje zupełnie normalnie i tylko czasem, może wieczorem, przypomni sobie o Dianie, paląc kolejnego drogiego papierosa. Czy ma w ogóle na to czas? Czy może każdy dzień spędza otoczona ludźmi i zwyczajnie nie musi myśleć?
Z zamyślenia wyrywa ją ostry dźwięk gwizdka. Woda. Diana biegnie do kuchni, by wyłączyć gaz i postanowić sobie, że kupi elektryczny czajnik. Zalewa liście herbaty w kubku. Pije niemal od razu, wzdryga się więc i wciąga zimne powietrze, by ochłodzić poparzony język.
Najbardziej bolesne jest to, że K. nie wie, jak bardzo jest niepotrzebna i jak bardzo nikomu na niej nie zależy. Gdzieś na samym dnie umysłu Diana ugniotła niewygodną myśl: tęsknisz jak jasna cholera. Tłumaczy sobie, że wszystkie te emocje są normalne, miną, a później odetchnie pełną piersią i zapomni o K.
W weekendy Diana traci poczucie czasu. Stara się wyjść i zabawić chociaż w piątek, by potem nie mieć siły myśleć i przespać pół soboty. Niedziele są najstraszniejsze, bo potem jest poniedziałek, a adrenaliny już nie ma. Diana zaczyna pić kawę raczej dla kofeiny, przestała jej smakować. Którejś niedzielnej nocy - dokładnie czwartej od czasu, gdy K. milczy - Diana, nie mając pojęcia, która jest godzina, bierze komórkę do ręki i odkrywa, że boi się dzwonić. K. znów nie odbierze. Wysyła więc SMS, zupełnie wbrew sobie i wbrew temu, co sobie obiecała. Jest słaba, przegrała, wytrzymała tylko miesiąc.
"Myślałam, że zatęsknisz i wrócisz. Wróć."
Ma zamiar wysłać wiadomość, ale usuwa ją i pisze od nowa, gdy dobrze znana złość ponownie kiełkuje.
"Nie mów mi potem, że Ci zależy."
Diana czeka chwilę na odpowiedź, ma nadzieję, że będzie pełna skruchy i smutku, tak żeby mogła jeszcze wyżyć się na K., ukarać ją za fatalne zachowanie. Ale odpowiedź nie przychodzi. Godzinę później K... oddzwania.
Diana walczy chwilę ze sobą, aż w końcu odbiera. Milczy.
- Wybacz - zaczyna K. spokojnym, zupełnie spokojnym głosem - nie czuję się najlepiej. Mentalnie. Ale dużo o tobie myślę. Bądź jutro w domu, wrócę.
Diana ma chęć zwymiotować. Albo najlepiej obić gębę K.
- Myśl sobie o mnie nawet i do końca świata, najwyraźniej to ci wystarcza.
Rozłącza się z grzeszną satysfakcją, czując dziwną przyjemność, gdy wyobrazi sobie, jaką minę musi mieć K. To nie było typowe zachowanie Diany - powinna krzyczeć, odgrażać się i uzewnętrzniać.
Mimo to Diana w poniedziałek nie idzie do pracy - czeka. Nie chcąc pokazać K., jakie spustoszenie sieje jej nieobecność, sprząta mieszkanie na błysk. Kiedy kończy, zdaje sobie sprawę, że jest zbyt czysto; jakby posprzątała dla specjalnego gościa. Wzdycha. Trudno, nie zdąży nakurzyć. Ale nie ugotuje obiadu.
Czeka. Mija trzecia po południu. K. nie określiła, o której godzinie przybędzie - jakie to typowe. Siedź i oczekuj pani całymi dniami.
Kiedy wybija północ, jasne staje się, że K. nie zjawi się wcale, wbrew temu, co obiecała. Diana przez moment czuje strach, że to przez jej słowa; być może K. wzięła je zupełnie poważnie i uznała, że nie ma o co walczyć?
Tęsknota znów miesza się z wściekłością. Diana została wystawiona do wiatru. Czekała jak idiotka, denerwowała się, przygotowywała w głowie tyrady, dawała sobie lekcje, wyznaczała zasady, wybierała najbardziej odpowiednią wersję wydarzeń, a ta suka nie przyszła.
Diana kolejny raz postanawia sobie, że nie odezwie się słowem. Już nigdy, nigdy, choćby K. była nieobecna cały rok, choćby stanęła teraz pod drzwiami i zapukała. Wie, że bez przeszkód może się tak odgrażać, bo K. nie stanie pod drzwiami i nie zapuka. Ma o wiele więcej dumy niż Diana, o wiele więcej miłości własnej.
Mija kolejny miesiąc i Diana nawet nie wie, czy pragnie powiedzieć K. cokolwiek. Odnajduje miejsce jej pobytu. Czasem staje nieopodal, by popatrzeć na palące się światło w oknach. Któregoś razu widzi, jak K. idzie gdzieś z obcymi ludźmi, głośno śmiejąc się tym samym złośliwym śmiechem co zawsze. Diana czuje się do cna zbędna. Nieszanowana. Kim właściwie była dla K.? Czy była kimkolwiek?
"Do kogo wracam, kiedy jest naprawdę źle?"
Diana nie pamięta dokładnie, kiedy K. zadała to pytanie, pamięta uniesioną brew i dziwnie niewesoły uśmiech. Ego Diany powinno zostać połechtane; była ostoją, pomocną dłonią, kimś ważnym i... ale zamiast tego zauważyła, że jest dla K. tym samym, czym Bóg dla niewierzącego. W obliczu śmierci nawet ateista wierzy. Trudno o coś mniej satysfakcjonującego, ale okazuje się nagle, że można spaść jeszcze niżej; K. przecież już nie wraca.
K. jej nie szanuje, absolutnie, całkowicie nie szanuje.
Diana nie płacze i nie rzuca się na niewinnych ludzi, ba, nawet żartuje, odnosi sukcesy w pracy, a jej życie towarzyskie nie umiera.
Wszystko w normie. Nie zamyka się niedokończonego rozdziału, więc Diana nie całkiem zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje. Przecież nie zna powodów, nie potrafi sobie nic wytłumaczyć.
Dopiero gdy mija kolejny miesiąc, do Diany dociera, że tego nie da się odbudować. Wtedy sukcesy w pracy bledną, a życie towarzyskie staje się nieważne. K. jest tak odległa, jakby nigdy nie istniała. Diana nie rozdrapuje ran, ale wie, że one tam są. Nie je śniadań, by nie rzygać i boi się patrzeć przez okno, by nie skoczyć. Bawi ją to wszystko, ale jest to gorzki śmiech. Lituje się nad sobą, a później powtarza, że to nie koniec świata. Traci kolejne kilogramy, cienie pod oczami ciemnieją, a oczyma wyobraźni widzi, jak wielki nóż tkwi w jej sercu; w przeciwnym razie nie bolałoby tak bardzo. Znów śmieszy ją patetyczność.
Diana dziwi się wszystkim swoim uczuciom i dziwi się, że czasem siada przy stole i kładzie na nim kartkę papieru. Ktoś jej kiedyś poradził... albo nie jej, może usłyszała to w filmie; że zdrowo jest wyrzucić z siebie wszystkie złe emocje. Napisać list, którego nigdy nie wyślemy.
Diana chce to zrobić, ale długopis w jej dłoni ani drgnie. Jeśli napisze choć słowo, zwymiotuje. Ma wrażenie, jakby cała treść listu zalegała w jej żołądku. Może tak wygląda detoksykacja organizmu. Diana obawia się, że za nawet rok nie będzie lepiej; podskórnie czuje, że przygaszony ból będzie w niej zawsze. Złości się, bo nie może ruszyć do przodu, wziąć przykładu z... K. Dlaczego jest tak słaba? Rwie kartkę i rzuca długopisem za siebie, ale znów prycha z politowaniem, bo nie może dać wyrazu swojej wściekłości.
Data publikacji w portalu: 2012-12-16
« poprzednie opowiadanie następne opowiadanie »

Witaj, Zaloguj się

OPOWIADANIA ALEKSANDRA

Artykuły zoologiczne na Ceneo

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024