Go¶æ
Kasandra
Sz³a niezbyt szybko. S³ysza³a odg³os swoich kroków. By³o pó¼no i na ulicy nie widzia³a nikogo, minê³o j± kilka zaledwie samochodów. Wymknê³a siê wcze¶niej z imprezy od Ka¶ki. W³a¶ciwie bez powodu. Chyba mia³a dosyæ towarzystwa. Oczywi¶cie, na dzisiaj. Nikt jej nie zatrzyma³, nikt nie wybieg³ za ni± i pewnie nikt nie zauwa¿y³, kiedy wysz³a.
Czu³a siê zmêczona i trochê pijana. Marzy³a o chwili, gdy znajdzie siê wreszcie we w³asnym ³ó¿ku i za¶nie s³odkim snem. O ile uda siê jej zasn±æ...
Ju¿ blisko domu zauwa¿y³a na ³awce ko³o wej¶cia jak±¶ postaæ. Trochê przestraszona, pomy¶la³a, ¿e zupe³nie bez sensu wysz³a z przyjêcia sama, ryzykuj±c samotne przechadzki o tej porze. Nie zatrzyma³a siê jednak, sz³a dalej jakby nigdy nic.
Zatrzyma³a siê dopiero przy drzwiach. Znalaz³a klucz i szybko zaczê³a je otwieraæ. Z ³awki zerwa³a siê m³oda dziewczyna, ziewnê³a, przeci±gaj±c siê przy tym tak, a¿ zatrzeszcza³y ko¶ci. Pozna³a Ankê.
- Dobry wieczór, pani Moniko - powita³a j± z rado¶ci±
- Dobry wieczór - odpar³a mocno zdziwiona, ale z pewn± ulg± w g³osie.
- Ale¿ mnie przestraszy³a¶, ju¿ my¶la³am, ¿e to jaki¶ bandzior... - Otworzy³a drzwi. Owionê³o j± przyjemne ciep³o. Zawaha³a siê przez chwilê.
- Wejdziesz? - zapyta³a Ankê.
- Chêtnie, d³ugo na pani± czeka³am - odpowiedzia³a, udaj±c, ¿e nie dostrzega niezbyt zachêcaj±cego tonu g³osu gospodyni.
Wesz³y do ¶rodka. Monika najpierw zdjê³a niewygodne buty, a zaraz potem pobieg³a do kuchni nastawiæ wody na herbatê. Gdy wróci³a do pokoju, zauwa¿y³a, ¿e Anka zd±¿y³a siê rozsi±¶æ wygodnie w fotelu. Uczyni³a to samo.
- Zaraz napijemy siê gor±cej herbaty - powiedzia³a trochê zmêczona
- Wspaniale, przemarz³am na tej ³awce. Ju¿ my¶la³am, ¿e pani nie przyjdzie- Monika u¶miechnê³a siê
- Niewiele brakowa³o. Ale co ty w³a¶ciwie tutaj robisz? O tej porze powinna¶ ju¿ spaæ - Anka wzruszy³a ramionami
- Chyba tak, mo¿e wiêc pani odst±pi mi kawa³ek ³ó¿ka i jaki¶ koc?-
Monika nie wiedzia³a, co odpowiedzieæ. Na chwilê zapad³o k³opotliwe milczenie. By³o dobrze po pó³nocy, kazaæ jej i¶æ o tej porze do domu, by³oby lekk± przesad±. W koñcu stwierdzi³a:
- No dobrze, mo¿esz u mnie zostaæ. Tylko czy twoi rodzice nie bêd± siê martwiæ?
- Nie s±dzê, czêsto zdarza mi siê nie wracaæ na noc. Nocujê u kole¿anki - doda³a niewinnie.
- No tak, kole¿anka ... ¦wietne alibi. A je¶li zadzwoni± do niej i ciebie tam nie bêdzie?
- Nie za³o¿yli jej jeszcze telefonu. A swoj± komórkê wy³±czam po 22-ej - roze¶mia³a siê.
- Ach tak, to pewnie wiele u³atwia? -
- Nie s±dzi pani, ¿e wykorzystujê sytuacjê, ¿eby spaæ u jakiego¶ faceta?
- Nie wiem - wzruszy³a ramionami, w³a¶ciwie niewiele j± to obchodzi³o.
- Nisko mnie pani ceni - wyczu³a w jej g³osie jakby wyrzut.
- Nie o to chodzi, przecie¿ prawie ciê nie znam...
- Mo¿e szkoda? - przerwa³a Anka
- Co masz na my¶li? - spyta³a zaskoczona
- Nic, absolutnie nic... - odpowiedzia³a z tajemniczym u¶miechem.
Monika popatrzy³a uwa¿nie na dziewczynê, ale nie dostrzeg³a w jej spojrzeniu niczego niepokoj±cego.
- Tak, chyba jest zbyt pó¼no na takie rozmowy. Wypijmy herbatê i id¼my spaæ. Jestem strasznie zmêczona.
- Nigdy nie jest za pó¼no na takie rozmowy - zaoponowa³a Anka
- Wiesz, Maryla mówi³a mi, ¿e jeste¶ m±dra, rozs±dna i inteligentna. Ale wybacz, nie mam si³y ani ochoty na m±dre dyskusje. Rozumiesz, mam nadziejê?
- A czy kiedy¶ znajdzie pani czas na rozmowê ze mn±?
- Jasne. A teraz wyk±piemy siê, wskoczymy do ³ó¿ka, za¶niemy, a pogadamy jutro. Co ty na to? - zaproponowa³a, ziewaj±c przy tym.
- Chyba nie ma pani zamiaru spaæ? - Anka nie dawa³a za wygran±
- Aniu, przykro mi, nie wiem jak ty, ale ja naprawdê jestem zmêczona i nie nadajê siê do ¿adnych rozmów. - Ta ma³a zaczyna³a j± denerwowaæ, tak samo jak ta bezsensowna rozmowa. Nie rozumia³a, o co chodzi tej dziewczynie.
Tymczasem wygrzeba³a w szafie rêczniki i koszulkê dla Anki.
- Proszê, to dla ciebie. Id¼, umyj siê, a ja przygotujê spanie.
Anka niechêtnie i z oci±ganiem wysz³a, po chwili z ³azienki dobieg³ szum wody. Monika po¶cieli³a rezerwowy fotel do spania. Po chwili dziewczyna pojawi³a siê w drzwiach. Monika wskaza³a jej fotel.
- Tu bêdziesz spaæ, mo¿e ¶rednio wygodnie, ale lepiej ni¿ na ³awce.
***
Gdy poczu³a strumieñ wody na swoim ciele, stwierdzi³a, ¿e chyba w³a¶nie tego by³o jej potrzeba. Nawet na chwilê zapomnia³a o niepo¿±danym go¶ciu. Ankê pozna³a u Maryli - kole¿anki jeszcze z ogólniaka, która przygotowywa³a dziewczynê do egzaminów wstêpnych na studia. Monika spotka³a Ankê kilka razy, kiedy¶ nawet na swojej ulicy, gdzie mieszka³a podobno jej kole¿anka. Trochê rozmawia³y, ale nie bardzo rozumia³a, dlaczego dzisiaj, maj±c tylu znajomych w mie¶cie, szuka³a noclegu u niej.
Trochê j± niepokoi³a nowa znajoma, mia³a cos dziwnego w spojrzeniu, czaruj±cy u¶miech i niezwyk³y dar przenikania my¶li.
Wytar³a siê szorstkim rêcznikiem. Nagle pomy¶la³a o Marcinie. Ten facet poci±ga³ j± jak ¿aden inny. Zastanawia³a siê, czemu w³a¶ciwie nie zaprosi³a go na dzisiejsz± imprezê. Cia³em wstrz±sn±³ dreszcz. Mog³a ³atwo przewidzieæ, jak skoñczy³aby siê ta noc, gdyby tu by³.
***
W pokoju by³o ciemno. Cicho wsunê³a siê pod ko³drê. Nareszcie. Przytuli³a policzek do poduszki. Jak dobrze. Czu³a, ¿e powoli zapada w sen. Us³ysza³a szmer, ocknê³a siê, otworzy³a oczy. Anka wysz³a z pokoju. Monikê dobieg³ odg³os spuszczanej wody. Po chwili zobaczy³a sylwetkê dziewczyny obok swojego ³ó¿ka.
- To ty? - zapyta³a zaspanym g³osem.
- Tak. Przestraszy³am pani±?
- Nie, ale chyba ju¿ spa³am. Id¼ spaæ.
- Przepraszam, ¿e pani± obudzi³am, ale nie mogê zasn±æ.
- Nie przejmuj siê, tak jest zawsze na nowym miejscu.
- Dlaczego pani mnie o nic nie pyta, nie dziwi siê, ¿e tu przysz³am?
- Jest zbyt pó¼no na pytania i zdziwienie, k³ad¼ siê i ¶pij.
- Czy mogê siê po³o¿yæ obok pani? - zaproponowa³a Anka nieoczekiwanie.
- Dlaczego? Przecie¿ nie ma sensu, aby¶my siê cisnê³y, zw³aszcza, ¿e jest gdzie spaæ - odpar³a zaskoczona
- Proszê, mo¿e szybciej zasnê... - b³agalnie wyszepta³a dziewczyna.
- No dobrze, tylko b³agam, ju¿ nic nie mów.
Anka bez dalszego namawiania szybko znalaz³a siê obok niej. Monika by³a zbyt zmêczona, by d³u¿ej dyskutowaæ. W koñcu ³ó¿ko by³o do¶æ szerokie i spokojnie mog³y w nim spaæ dwie osoby. Czu³a, jak dziewczyna, wierc±c siê, uk³ada siê do snu. Odsunê³a siê trochê, by zrobiæ jej wiêcej miejsca. Poczu³a na szyi jej oddech. By³ niespokojny i nierówny.
- Dobrze siê czujesz? - spyta³a trochê zaniepokojona.
- Tak. Dlaczego pani nie ¶pi?
Nic nie odpowiedzia³a, bo nagle poczu³a d³oñ Anki na swoim ramieniu. Rêka by³a ciep³a i delikatna. W pierwszej chwili mia³a zamiar j± odsun±æ, ale nie zrobi³a tego. Znowu ogarnê³o j± przyjemne rozleniwienie. Anka przysunê³a siê do niej bardzo blisko, ich cia³a dotyka³y siê przez materia³ koszulek. Monika pomy¶la³a o innym ciele, które czêsto by³o jeszcze bli¿ej i o tym, które czeka, by byæ blisko.
Palce dziewczyny zaczê³y siê delikatnie poruszaæ, a d³oñ wêdrowa³a przy tym wzd³u¿ pleców.
- Co robisz? - Monika najchêtniej nie zada³aby tego pytania, ale nie bardzo wiedzia³a, co siê dzieje. Straci³a poczucie rzeczywisto¶ci. Przez chwilê mia³a wra¿enie, ¿e Marcin le¿y obok niej. Lecz przecie¿ doskonale wiedzia³a, ¿e to ta dziewczyna, znajoma i nieznana równocze¶nie.
Tymczasem Anka milcza³a. Jej usta dotyka³y szyi Moniki i nie napotykaj±c na opór, szuka³y jej ust. Monika by³a w jakim¶ transie. Trochê alkoholu, zmêczenie, jakby pó³sen. Bezwolnie poddawa³a siê pieszczotom. Po chwili ogarnê³o j± podniecenie. Ich usta spotka³y siê, d³onie dotyka³y cia³. Koszulki znalaz³y siê na pod³odze. Nie mówi³y nic. Zasnê³y zmêczone mi³o¶ci±. Monika w pewnej chwili pomy¶la³a, ¿e prze¿ywa co¶ niecodziennego i zupe³nie irracjonalnego, cos, co nie mie¶ci³o siê w jej systemie warto¶ci.
Gdy otworzy³a oczy, by³o ju¿ widno, a s³oñce próbowa³o przecisn±æ siê przez zas³ony. Dotknê³a rêk± miejsca obok, By³o puste. Wiêc wszystko, co prze¿y³a tej nocy, by³o tylko snem... Odetchnê³a z ulg±. Spojrza³a na fotel, by³ z³o¿ony, a po¶ciel równo posk³adana. Przy stole w d³ugiej, bawe³nianej koszulce siedzia³a Anka i pi³a kawê, której aromat dotar³ do Moniki.
- Ju¿ wsta³a¶?- zapyta³a, przecieraj±c oczy.
- Wsta³am. Pomy¶la³am, ¿e zrobiê ¶niadanie. Trochê porz±dzi³am siê w kuchni - powiedzia³a weso³o, potem wziê³a ze sto³u tacê i postawi³a na szafce obok ³ó¿ka.
- Dawno nikt mi nie podawa³ ¶niadania do ³ó¿ka. Dziêkujê.- Monika by³a zaskoczona. Jad³a powoli. Kawa postawi³a j± na nogi.
- Zastanawiam siê, sk±d siê tu wziê³a¶? -
- Nie pamiêta pani? Z ³awki przed domem.
- No tak, ale gdzie by³a¶ wcze¶niej?
- Ach, wszêdzie i nigdzie. Dobrze poczu³am siê dopiero tutaj
- Tutaj?
- Tak, dziwi to pani±?
- No tak, trochê
Monika zwlek³a siê z ³ó¿ka, siad³a w fotelu, zapali³a papierosa. Obserwowa³a Ankê, która przegl±da³a kompakty.
- Mogê co¶ w³±czyæ? - zapyta³a po chwili.
- Jasne, tylko, proszê, niezbyt g³o¶no...- Monika zaci±gnê³a siê dymem
- Oczywi¶cie, wiem, ¿e niezbyt g³o¶no. Przecie¿ mamy porozmawiaæ. W nocy nie mia³a pani ochoty - stwierdzi³a gwa³townie Anka.
- Tak siê dziwnie sk³ada, ¿e w nocy zazwyczaj ¶piê....
Anka w³±czy³a muzykê i szybko podesz³a do Moniki. Uklêk³a obok niej i wziê³a za rêkê.
- Masz delikatne d³onie - powiedzia³a jakby w zamy¶leniu. Monika by³a zaskoczona.
- Co? - wyrwa³a rêkê.
- Niech siê pani nie denerwuje. Nie ma powodu, nie warto ... - powiedzia³a dziewczyna uspokajaj±co
- Ja siê nie denerwujê, tylko nie wiem, co jest grane - odpowiedzia³a gwa³townie
- Nie wiesz? - Anka uda³a zdziwienie.
- Nie wiem, a je¶li chcesz, mo¿emy mówiæ sobie po imieniu. W koñcu obie jeste¶my doros³e - zaproponowa³a
- No w³a¶nie...
- Co?
- Jeste¶my doros³e i musimy co¶ sobie wyja¶niæ.
- Co tu wyja¶niaæ? Przenocowa³a¶ u mnie. Jeste¶ moj± znajom±. Po po³udniu wracasz do domu i to wszystko.
- Na pewno wszystko?- zapyta³a ³agodnym g³osem Anka
- A co jeszcze?
- W³a¶ciwie nic, to nie ma znaczenia - odpar³a dziewczyna
- Ja ci±gle nic nie rozumiem - stwierdzi³a Monika zrezygnowana
- Co chcesz zrozumieæ? Dlaczego tu przysz³am?
- Na przyk³ad...
- Przecie¿ wiesz
- Nie wiem...- zaczyna³a ja dra¿niæ ta rozmowa
- Naprawdê?
- Naprawdê! S³uchaj, nie rób ze mnie idiotki. Spotykam ciê w nocy przed swoim domem. Potem mówisz, ze zazwyczaj nocujesz u kole¿anki. Zreszt±, my¶lê, ¿e jest w mie¶cie trochê ludzi, których znasz lepiej ode mnie i u których mog³aby¶ znale¼æ nocleg. Tymczasem l±dujesz w moim ³ó¿ku i ... - wyrzuca³a z siebie gniewne s³owa
- I co? Dokoñcz - przerwa³a zaczepnym tonem
- I nie wiem, co... - niepewnie szepnê³a Monika
- Kocham siê z tob±, ca³ujê ciê, dotykam, czy tak? - zapyta³a dziewczyna
- Tak - potwierdzi³a bardzo cicho
- I tego nie rozumiesz najbardziej. Jak to siê sta³o? Jak to siê mog³o staæ? Po prostu, sta³o siê i kwita - odpowiedzia³a z czaruj±cym u¶miechem
- Nie takie znowu, po prostu. Ja zawsze robi³am to z facetami. Rozumiesz?!
- Jasne. Znam to - odpar³a z niechêci± w g³osie
- No wiêc?
- Co, no wiêc?
- Dlaczego? - Monika nie dawa³a za wygran±
- Widocznie tak musia³o byæ i daj spokój. Chcia³am tu byæ. W chwili, gdy wesz³a¶ do Maryli, wiedzia³am, ¿e tu bêdê - stwierdzi³a
- Nie pytaj±c mnie o zgodê?
- O co ci chodzi? Mog³a¶ zaprotestowaæ, zareagowaæ inaczej. A ty? Dotyka³a¶ mnie, ca³owa³a¶ i najwyra¼niej sprawia³a ci to przyjemno¶æ.
- No, tak, ale...- zaczê³a
- Ale... - przerwa³a Anka
- By³am zaskoczona, upojona alkoholem, zmêczona...- próbowa³a siê t³umaczyæ Monika
- Nie zwalaj winy na zaskoczenie i alkohol. Zreszt±, nie ma o czym mówiæ...
- Mo¿e...- niepewnie potwierdzi³a
- Na pewno - odpar³a Anka
Przez chwilê milcza³y. Monika obserwowa³a Ankê. By³a ³adn± blondynka, o wysportowanej sylwetce, zgrabnych nogach, orzechowych oczach.
- Ile ty masz lat?
- Dziewiêtna¶cie. Czy mój wiek ma jakie¶ znaczenie? - z powag± zapyta³a Anka
- Chyba nie... ale nigdy nie mia³am tak m³odej przyjació³ki.
- Wiesz, cieszê siê, ¿e ciê spotka³am. Kocham ciê - Anka pochyli³a siê, delikatnie dotknê³a ust Moniki. Chwilê pó¼niej siedzia³a na jej kolanach.
- Wiesz, najchêtniej nie odchodzi³abym od ciebie - westchnê³a
- Nic z tego. Mam dzisiaj randkê, a tobie radzê poszukaæ sobie jakiego¶ faceta.
- Nie teraz - poca³owa³a j±. Monika nie protestowa³a, ogarnia³y j± jakie¶ dziwne emocje. Nie potrafi³a tego poj±æ, ale coraz bardziej pragnê³a tej dziewczyny. Przytuli³a j± do siebie.
- Nic nie rozumiem - westchnê³a, wsuwaj±c jednocze¶nie d³onie pod bawe³niana koszulkê Anki. Dotyka³a jej skóry, brzucha, jêdrnych piersi. Czu³a pulsowanie krwi, s³ysza³a bicie serca i wcale nie pragnê³a niczego zmieniaæ. Anka zeskoczy³a z jej kolan i wziê³a za rêkê.
- Chod¼ - lekko poci±gnê³a ja w stronê ³ó¿ka. Le¿a³y nagie obok siebie w blasku s³oñca. Ich oddechy miesza³y siê. Usta, jêzyki dotyka³y, uda oplata³y w dreszczach ekstazy. To by³ dziwny poranek.
Okaza³o siê, ¿e Anka nie zd±¿y na autobus, a nastêpny ma dopiero po po³udniu. Monika podesz³a do telefonu, wykrêci³a numer
- Marcin, s³uchaj, nie mo¿emy siê dzisiaj spotkaæ. Nie moja wina, tak wysz³o. Tak, dobrze, we wtorek. Ja te¿ têskniê. Do zobaczenia.
Anka patrzy³a zdziwiona
- Co robisz?
- Zostaniesz u mnie. - zaproponowa³a Monika
- Na pewno tego chcesz?
- Tak.
- To nie powinno niczego zmieniaæ w twoim dotychczasowym ¿yciu...
- To niczego nie zmienia.
- A Marcin? Przecie¿ mog³aby¶ siê z nim spotkaæ
- Nie mog³abym dzisiaj. Chyba powinna¶ siê cieszyæ? Mo¿emy ten czas spêdziæ razem. Mo¿e to jedyny i ostatni raz. Musimy go wykorzystaæ.
- Jasne - przytaknê³a bez przekonania.
- Mo¿e powinnam zadzwoniæ do rodziców, ¿e wrócê pó¼niej? - doda³a.
- Chyba tak, bo siê zamartwi±
Anka rozmawia³a z rodzicami, Monika tymczasem krêci³a siê po kuchni. Po chwili obiad gotowa³ siê na kuchence. Zastanawia³a siê, czy dobrze post±pi³a, a przede wszystkim, dlaczego. Wiedzia³a tylko, ¿e jest pod jakim¶ czarem, urokiem Anki i jak na razie nie mia³a ochoty uwolniæ siê spod jego mocy. By³o jej dobrze jak nigdy dot±d. Marcin i inni stawali siê odlegli, coraz mniej wa¿ni. Do kuchni wesz³a Anka.
- Mo¿e pomóc?
- Jak chcesz, obierz kartofle.
- Co planujesz na dzisiaj? - zapyta³a.
- A ty?
- To samo. Czy ci±gle zastanawiasz siê nad tym, co zasz³o miêdzy nami?
- Trochê, ale ju¿ mnie to nie niepokoi.
- A powinno - rzuci³a jakby od niechcenia Anka.
- Dlaczego? - zapyta³a zdziwiona Monika.
- Dlatego... Co my¶lisz z tym zrobiæ? Mogê ciê odwiedzaæ, mo¿emy chodziæ na spacery, do kina itp., i co dalej?
- Jakie dalej? Dzisiaj jest pocz±tek i koniec - gwa³townie zareagowa³a Monika
- Tak s±dzisz? To s± tylko twoje pobo¿ne ¿yczenia - stwierdzi³a Anka.
- Nie s±dzê, wiem. By³y¶my tylko partnerkami w ³ó¿ku. Przez jedn± noc... Interesuje nas wy³±cznie cia³o, nic wiêcej. Nie znamy siê na tyle, by to mog³o byæ przyja¼ni±. Zaspokoimy po¿±danie i powêdrujemy w inne ramiona.
- Dziwnie mówisz. Wiêc dla ciebie istnieje tylko seks, orgazm i cze¶æ. Nie! Ja ciê kocham za ca³okszta³t, za to, jaka jeste¶ i jaka bêdziesz - odpowiedzia³a zdecydowanym tonem.
- Kiedy zd±¿y³a¶ to zrobiæ? - zapyta³a cicho.
- Co? - Anka by³a zaskoczona pytaniem i tonem g³osu Moniki.
- No, wiesz... Pokochaæ mnie... Przecie¿ znamy siê tak s³abo... Z widzenia
Anka nie da³a jej skoñczyæ.
- Czy nie s³ysza³a¶ o mi³o¶ci od pierwszego wejrzenia? Zreszt±, o czym my mówimy?
- Od pierwszego wejrzenia... fatalne zauroczenie, bez szansy na przysz³o¶æ... Lepiej siê obud¼.
- Przysz³o¶æ? Liczy siê teraz.
- A przed chwil± pyta³a¶, co dalej?
- Tak. Ale to dalej zale¿y od dzisiaj... Zapewniam ciê , ¿e dla mnie to nie tylko ³ó¿ko.
- Tym lepiej. My¶lê, ¿e mo¿emy... - mia³a dosyæ tej rozmowy. Po¿a³owa³a, ¿e da³a siê wci±gn±æ w tê historiê, ¿e odwo³a³a spotkanie z Marcinem, ¿e Anka nie pojecha³a do domu. Co to w³a¶ciwie ma byæ? Dokoñczy³a
- ... wreszcie zje¶æ obiad. Do zabaw w ³ó¿ku potrzeba du¿o energii - próbowa³a byæ ironiczna i z³o¶liwa
- Mam wra¿enie, ¿e chcesz mnie do siebie zniechêciæ. Energia jest potrzebna, ¿eby ¿yæ, oddychaæ, kochaæ siê i ... rozmawiaæ. A my mamy wiele do obgadania.
- Czy¿by? - zapyta³a z nieukrywan± drwin± Monika
- Musimy nadrobiæ stracony czas - stwierdzi³a z przekonaniem Anka.
Monika nak³ada³a porcje na talerze. Anka patrzy³a rozbawiona.
- Bez przesady, a¿ tyle energii nie potrzebujê.
- Nie wiadomo...
Usiad³y przy stole. Monika dopiero teraz u¶wiadomi³a sobie, jak bardzo by³a g³odna. Anka kontynuowa³a przerwany w±tek ich rozmowy.
- Nie mo¿esz ci±gle zrozumieæ, co ciê pchnê³o w moje ramiona? Ciebie, normaln± kobietê, napalon± na Marcina i jego pieszczoty...
- Mo¿e nie mieszajmy do tego Marcina... - oburzy³a siê Monika.
- No dobrze, masz racjê.
Po chwili milczenia Monika zapyta³a dziecinnie.
- S³uchaj, a mo¿e nam siê ¶ni? Mo¿e to sprawka Freuda?
Anka wsta³a, podesz³a do niej i uszczypnê³a w ramiê.
- ¦pisz? To najlepszy sposób aby siê przekonaæ...
- Co robisz? Bêdê mia³a siniaka. - krzyknê³a, rozcieraj±c bol±ce miejsce.
- Ale to przecie¿ bezsensowna sytuacja...
- Przestañ, a gdzie twój stoicki spokój informatyka. Mo¿e komputer móg³by nam pomóc? - rzuci³a drwi±co Anka.
- Nie ¿artuj - zawo³a³a oburzona.
- Wiesz co, zrobimy dzisiaj cos ekstra na kolacjê i urz±dzimy powitalno-po¿egnalny wieczór przy ¶wiecach.
Monice spodoba³ siê ten pomys³
- Jak prawdziwi romantyczni kochankowie - zawo³a³a z entuzjazmem.
- Raczej jak kochanki - z rozbrajaj±c± szczero¶ci± odpar³a Anka.
Po chwili Monika stwierdzi³a
- Zaskakujesz mnie. Nie potrafiê ciê zrozumieæ - Anka spojrza³a zdziwiona.
- A to czemu?
- Raz jeste¶ romantyczna, jakby nieobecna, za chwilê bardzo konkretna...
- Ty te¿ taka jeste¶. Tylko nie dostrzegasz tego, a mo¿e nie chcesz dostrzec?
- Ale zgadzasz siê na po¿egnanie? Tak bêdzie lepiej...
- Tak, lepiej. Ale dla kogo? Dla ciebie? Dla mnie?, dla spo³eczeñstwa? A mo¿e ruszy³o ciê sumienie? Przypomnia³a¶ sobie tradycjê, bo¿e przykazania, a mo¿e cos innego? - Anka by³a zdenerwowana, próbowa³a wyraziæ to s³owami. Monice udzieli³ siê ten nastrój i ten ton, hamowany od wczoraj, a mo¿e od d³u¿szego ju¿ czasu.
- Tak, ¿eby¶ wiedzia³a, ruszy³o mnie sumienie. Nie mogê udawaæ czego¶, czego nie czujê. Mo¿e tobie siê zdaje, ¿e mnie kochasz, ale mnie nic siê nie zdaje, ja zwyczajnie ciê nie kocham i koniec.
- Do czasu - wtr±ci³a spokojnie Anka.
- Jakiego czasu? O czym ty mówisz, dziewczyno? - spyta³a zaskoczona i rozdra¿niona.
- Pewnego dnia odnajdziesz mnie i powiesz to, czego teraz jeszcze nie rozumiesz, co nie chce ci przej¶æ przez gard³o z powodu przes±dów, religijnych zabobonów i twojej w³asnej nie¶wiadomo¶ci.
- Nie by³abym taka pewna. Lepiej nie baw siê w proroka, bo twoje przepowiednie mog± okazaæ siê iluzj±.
Anka spojrza³a na zegarek:
- Dziêkujê za obiad i za nocleg. By³o sympatycznie... mimo wszystko - zawiesi³a g³os i obdarzy³a Monikê wymownym spojrzeniem. Napisa³a co¶ na kartce - Tu masz mój numer telefonu... na wszelki wypadek.
Monika zaniemówi³a ze zdziwienia, gdy jej przyjació³ka zaczê³a szykowaæ siê do wyj¶cia.
- Co robisz? A kolacja? - nic innego nie przychodzi³o jej do g³owy.
- Nie bêdzie po¿egnalnych kolacji, ¿adnych ostatecznych decyzji. Po prostu, kiedy¶ zaczniemy w momencie, do którego dobrnê³y¶my w tej chwili.
- Nie rozumiem ... - szepnê³a Monika.
- Przyjdzie czas, ¿e zrozumiesz. Jeszcze raz dziêkujê. Do zobaczenia. Zjem w domu chocia¿ niedzieln± kolacjê - powiedzia³a z u¶miechem.
Monika by³a zaskoczona. Co siê dzieje? Czu³a, ¿e sytuacja wymknê³a siê spod kontroli.
- Zaczekaj - dopad³a ja przy drzwiach - Tak nie mo¿na, a plany na dzisiaj?
- To by³y bardziej twoje plany. Nie jestem mechaniczna lalk± albo twoim osobistym komputerem i nie pozwolê sob± manipulowaæ.
- Uwa¿aj! Przesadzasz... - ostro zareagowa³a Monika.
- O co chodzi? Jeste¶my ca³kowicie niezale¿ne. Mogê chyba wróciæ do domu na kolacjê. A ty spotkaj siê z Marcinem, ucieszy siê. Cze¶æ. My¶lê, ¿e mogê powiedzieæ do zobaczenia.
Wysz³a. Monika zosta³a sama i przez chwilê nie mog³a wykrzesaæ z siebie ¿adnej my¶li. Ta ma³a przelecia³a przez jej dom niczym przys³owiowy huragan i pozostawi³a po sobie niepokój. Posz³a sobie. Monika u¶wiadomi³a sobie nagle, ¿e jeszcze nigdy nie czu³a siê tak samotna. Jakby wraz ze sob± Anka zabra³a kawa³ek jej duszy.
Po namy¶le zadzwoni³a do Marcina. Nie mog³a byæ sama. Zje z nim kolacjê i zapomni o tej dziewczynie.
Przyszed³, by³ trochê zdezorientowany. A Monika, która jeszcze wczoraj planowa³a dalsze ¿ycie razem z nim, dzisiaj zachowywa³a siê do¶æ pow¶ci±gliwie. Zaczyna³a dra¿niæ j± jego obecno¶æ, dotyk.. Wymówi³a siê zmêczeniem, wczorajsza imprez±, ale zdawa³a sobie sprawê, ¿e ok³amuje i siebie i jego. Gdy wyszed³, nastawi³a cicho muzykê, po³o¿y³a siê i próbowa³a zasn±æ. A przed oczami wci±¿ widzia³a Ankê.
Kilka dni pó¼niej Marcin zaprosi³ j± na obiad. Okaza³o siê, ¿e bêdzie tam te¿ jej kolega z pracy Jacek. Nie by³ sam. Znowu spotka³a Ankê.
Dziewczyna jakby nigdy nic poprosi³a j± o kilka rad dotycz±cych obs³ugi komputera. Zgodzi³a siê jej pomóc. Zaproponowa³a, aby spotka³y siê jeszcze tego samego dnia. Ich towarzysze proponowali wyj¶cie na dyskotekê, ale ¿adna z nich nie mia³a na to ochoty. Wysz³y, zostawiaj±c ich trochê zaskoczonych.
Do¶æ szybko przesz³y drogê dziel±c± je od postoju taksówek. Anka, zadyszana, zapyta³a:
- Czy my przed kim¶ uciekamy? Zwolnij trochê.
Wsiad³y do taksówki. Monika mia³a ochotê zbiæ Ankê na kwa¶ne jab³ko. Teraz, po fakcie, by³a z³a na siebie, na ni± i na ca³y ¶wiat, ¿e uciek³a od Marcina. Mog³a wyj¶æ z nim, a wybra³a towarzystwo tej szalonej dziewczyny i sama nie wiedzia³a, dlaczego tak post±pi³a. Jej my¶li przebiega³y szybko, przypomnia³a sobie wszystko, co wydarzy³o siê od soboty. Feralnej soboty. Ogarnia³y ja emocje, których siê ba³a, ale nie potrafi³a z nimi walczyæ. Rezygnacja, wybór, zbyt wiele niespodzianek sprawi³a ostatnio samej sobie, by móc cos postanowiæ. Nie potrafi³a uchwyciæ siê czego¶ konkretnego, realnego. Czu³a siê jakby zawieszona w pró¿ni, jakby ¶ni³a na jawie.
Taksówkarz z piskiem opon zatrzyma³ siê przed jej domem. Zap³aci³a, rzuci³a do Anki krótkie: Chod¼. I nie ogl±daj±c siê za siebie, ruszy³a w stronê drzwi wej¶ciowych. Odruchowo spojrza³a w stronê ³awki, ale tym razem nie czeka³a na ni± ¿adna niespodzianka. Dopiero teraz siê obejrza³a, Anka pos³usznie sz³a za ni±. Znalaz³y siê w mieszkaniu.
- I co dalej? - wola³aby nie us³yszeæ tego pytania, ale skoro pad³o, musia³a cos odpowiedzieæ.
- Nic, porozmawiamy sobie - rzuci³a obojêtnie.
- Tak? O niczym innym nie marzê - odezwa³a siê Anka.
- Napijemy siê piwa - Monika wyjê³a z lodówki sch³odzone butelki, wziê³a szklanki i wróci³a do pokoju. Jej towarzyszka ci±gle tkwi³a przy drzwiach, patrz±c w jeden punkt.
- No, chod¼, siadaj, musimy sobie wiele wyja¶niæ.
- Tak? Czy tu co¶ jeszcze zosta³o do wyja¶niania?
- S±dzê, ¿e tak - autorytatywnym tonem odpar³a gospodyni.
- No, tak, oczywi¶cie, ty wiesz lepiej.
- Nie o to chodzi. To cos o wiele powa¿niejszego ni¿ my¶la³am.
- I co z tego? Przecie¿ dla ciebie nic nie ma znaczenia. Tamta noc, tamten dzieñ... to tylko zaspokojenie popêdów. Tak siê mniej wiêcej wyrazi³a¶. Mam racje?
- Mniej wiêcej tak to okre¶li³am, ale ka¿dy mo¿e siê myliæ... Tylko g³upiec nie zmienia pogl±dów.
- O, to cos nowego. Co chcesz wyja¶niæ? O czym chcesz rozmawiaæ? A mo¿e nie bêdziemy rozmawiaæ? Mo¿e znowu wskoczymy do ³ó¿ka, a ty zrobisz mi wyk³ad o seksie i o popêdach?
- Daj spokój! Teraz ju¿ przesadzi³a¶. Co innego chcia³am powiedzieæ. Cos siê ze mn± sta³o, sama nie wiem, co. S³yszê dzwonek, serce mi bije na my¶l, ¿e to ty. Kto¶ mówi o tobie, a ja czujê, jak siê czerwieniê, w ka¿dym razie zalewa mnie fala gor±ca. By³am z Marcinem, a równocze¶nie chcia³am byæ z tob±. Nie chcia³am, by mnie dotyka³, ca³owa³..., bo czu³am jeszcze dotyk twoich d³oni, ust. Nie mogê d³u¿ej udawaæ, szukaæ wykrêtów, musze siê na cos zdecydowaæ.
- No, dobrze. Dlaczego zwyczajnie nie powiesz, ¿e mnie kochasz, ¿e potrzebujesz mnie jak powietrza, jak wody, jak snu...
- Bo nie chcê, aby tak by³o. Mo¿e siê ³udzê, ¿e niewypowiedziane s³owa to tak¿e nieistnienie wyra¿anej przez nie rzeczywisto¶ci, stanów, uczuæ.
- W porz±dku. Odkry³a¶ co¶ nowego i odrzucasz to, nie chcesz tego. Dlaczego? Z czym chcesz walczyæ, w imiê czego? To twoje ¿ycie.
- W³a¶nie dlatego, chcê ¿yæ normalnie.
- Co to znaczy? Kobieto, zastanów siê. A je¶li wiesz to tak dok³adnie, nad czym siê w³a¶ciwie zastanawiasz? Rób, co uwa¿asz za s³uszne z Marcinem przy boku. Dlaczego ze mn± wysz³a¶? Czy po to, aby mi mówiæ o normalno¶ci? Trzeba by³o zgarn±æ Marcina. Przecie¿ nas ³±czy tylko wydarzenie tamtej nocy. Nic wiêcej. Nawet nie przyja¼ñ.
- A mi³o¶æ? - cicho i niepewnie spyta³a Monika.
- No w³a¶nie... je¶li tak czujesz, mo¿e nie przypadkiem, dlaczego uwa¿asz to za nienormalne? Do tej pory nie zna³a¶ siebie, nie wiedzia³a¶, do czego jeste¶ zdolna. Do wszystkiego trzeba dorosn±æ.
- A ty? Kiedy doros³a¶? Czy znasz ciebie na tyle, by stwierdziæ, ¿e jeste¶ taka, jeste¶ tym, czujesz to? Przecie¿ to absurd! Wszystko zale¿y od sytuacji. Gdyby¶ tu nie przysz³a, gdybym ciê odepchnê³a, obudzi³abym siê dzisiaj przy boku Marcina, a nie z g³owa bol±c± od my¶lenia i rozwa¿ania tego wszystkiego.
- Przepraszam, ¿e przyprawi³am ciê o ból g³owy. Jednak przysz³am i nie odepchnê³a¶ mnie. A to ju¿ zale¿a³o tylko od ciebie. Tymczasem nie stawia³a¶ oporu, a nawet bra³a¶ aktywny udzia³ w tej "zabawie". I nie zwalaj winy na mnie. Nie by³abym ja, znalaz³by siê kto¶ inny czy raczej inna, kiedy¶...
- Nie wiadomo. Próbujesz mi wmówiæ, ze czuje to, co ty. Zrozum wreszcie, ¿e odczuwam tylko niepokój, dezorientacjê, a nie mi³o¶æ.
- A sk±d ty mo¿esz wiedzieæ, co ja czujê? Co ty mo¿esz wiedzieæ i sk±d? Znasz mnie bardzo krótko i o nic mnie nie pyta³a¶, nie znasz mojej historii wypisanej na przegubach d³oni, wyrytej w sercu, w duszy, w pamiêci... Przypominasz mi kogo¶, kogo bardzo kocha³am... Te¿ Monikê...
- Ale nie jestem ni±...Widzisz we mnie kogo¶, kim nie jestem, dostrzegasz co¶, czego nie ma. Nie uganiaj siê za cieniem.
- To nie jest takie proste. Kocham ciebie, nie wspomnienie. Chyba powinnam ju¿ i¶æ, bo znowu cos siê stanie, a potem...
- Co potem?
- Nic... nie chcê by¶ zmusza³a siê do czegokolwiek, nie chcê byæ przyczyn± twoich bólów g³owy.
- Poczekaj... i co bêdziesz robiæ?
- My¶leæ. Zamknê siê w pokoju, za³o¿ê s³uchawki na uszy i bêdê ¶niæ na jawie...
- O czym?
- Jeszcze nie wiem. Wcze¶niej by³am pewna, wiedzia³am, czego chcê, zna³am cel...
- Przecie¿ masz, czego chcia³a¶.
- Tak, jestem tu, ale zaraz sobie pójdê.
- Nie musisz i¶æ...
- Naprawdê? A jutro zarzucisz mi, ¿e to moja wina.
- S³uchaj, tak naprawdê, jeszcze niczego sobie nie wyja¶ni³y¶my.
- Nigdy nie poznasz wszystkiego...
- Dobra, dobra, tylko bez filozofii... Z tego, co mówisz, wynika, ¿e jestem pierwsz± kobieta, z któr± to robi³a¶?
- Niezupe³nie...
- Jak mam to rozumieæ?
- Po ¶mierci Moniki pozna³am kogo¶ i ona by³a t± pierwsz±, je¶li chodzi o liczby. Pierwsza w ³ó¿ku, ale nie w sercu...
- Zostañ, ju¿ jest do¶æ pó¼no...
- Dobrze, choæ nie wiem, czy to dobry pomys³...
Przygotowa³a ³ó¿ko.
- Dlaczego nie po¶cieli³a¶ fotela? Czy bêdziemy spaæ razem? - zapyta³a Anka.
- Chyba tak. Mamy w tym wprawê. A co, nie chcesz? - Anka nic nie odpowiedzia³a. Bez s³owa wskoczy³a pod ko³drê.
- Przychod¼ szybko - w uszach Moniki zabrzmia³o to jak zachêta.
- Dobrze.
Gdy po chwili wróci³a do pokoju, Anka le¿a³a z zamkniêtymi oczami.
- ¦pisz? - cicho zapyta³a.
- Próbujê - u¶miechnê³a siê blado dziewczyna. Wygl±da³a na zmêczon±. By³a jakby trochê smutna i przygnêbiona.
- Przykro mi, ze zawracam ci g³owê - powiedzia³a z ¿alem.
- Czy nie s±dzisz, ¿e zbyt pó¼no na takie refleksje?
- Na to nigdy nie jest za pó¼no...
- Sama mówi³a¶, ¿e tak musi byæ. Zreszt±, sta³o siê cos nieodwracalnego, co wstrz±snê³o ca³ym moim ¿yciem i nie ma sensu tego d³u¿ej roztrz±saæ. - po³o¿y³a siê obok przyjació³ki. Le¿a³a nieruchomo. Poszuka³a jej d³oni. By³a ciep³a i delikatna. Poca³owa³a czubki jej palców. Anka zabra³a rêkê.
- Przepraszam ciê. Mamy podobno spaæ.
- Ale ja chcê ciê kochaæ - szepnê³a namiêtnie Monika.
- Dopiero wtedy, gdy zrozumiesz, ¿e to nie tylko kwestia po¿±dania.
- Ale¿ ja to wiem...
- Jeszcze nie wiesz i proszê ciê, nie róbmy niczego, czego rano znowu bêdziemy ¿a³owaæ.
- ¯a³owaæ? Czy ty czu³a¶ wyrzuty?
- I tak, i nie. Bardziej za ciebie, ¿e wci±gnê³am ciê w tê grê. U¶wiadomi³am sobie, ¿e najpierw powinnam ciê przygotowaæ, daæ siê poznaæ, spróbowaæ poznaæ ciebie, a nie zaczynaæ od ³ó¿ka. Po prostu ¿a³owa³am, ¿e sta³o siê to tak szybko... zbyt szybko... - doda³a.
- Teraz ju¿ za pó¼no... - stwierdzi³a Monika z zadum± w g³osie.
- Ach nie - zaprotestowa³a Anka - Teraz musimy zacz±æ od pocz±tku.
- Nie rozumiem ciê...
- Przyjdzie czas, gdy zrozumiesz. Wszystko ma swój czas i miejsce. I radzê ci dobrze siê zastanów...
- Mo¿e ty rzeczywi¶cie jeste¶ niebezpieczna?...
- Jeszcze jak. Czy tego nie dostrzeg³a¶? - zachichota³a Anka.
- Dobranoc, kocham ciê.
- Dobranoc - Monika by³a zdezorientowana. Nie próbowa³a jednak domagaæ siê wyja¶nieñ. Usnê³a, ws³uchana w spokojny oddech przyjació³ki.
Obudzi³a siê o wiele za wcze¶nie, ale jeszcze nie chcia³o siê jej wstawaæ. Zastanawia³a siê, w jakim stopniu mo¿e oddaæ siê tej grze, o ile by³a to jeszcze gra i jak bliska jest ta do niedawna obca osoba le¿±ca teraz obok niej. Mimo obecno¶ci czu³a jakie¶ oddalenie, czego¶ jej brakowa³o. Chyba poczucia pewno¶ci, bezpieczeñstwa. Tego, co tak realnie odczuwa³a przy Marcinie.
Marcin? Chyba jednak jest wa¿ny i powinna siê zdecydowaæ.
- O czym my¶lisz? - odezwa³a siê nagle Anka.
- Nie ¶pisz? - zdziwi³a siê Monika.
- W³a¶nie siê obudzi³am. A wiêc...?
- O niczym, za wcze¶nie na my¶lenie...
- Nieprawda. Bujasz, a¿ ci siê nos wyd³u¿y³. Zastanawiasz siê, co zrobisz z tym wszystkim. Jak to ogarniesz. I co? Mam choæ cieñ szansy? - zapyta³a, sil±c siê na beztroskê, przez któr± jednak przebija³ niepokój.
- Mo¿e...
- Nie drêcz mnie...
- To nie jest takie proste, jak s±dzisz.
- Wiem, Marcin...
- Tak.
Anka niespodziewanie przytuli³a siê do niej, lekko pog³adzi³a jej d³oñ.
- Nie przejmuj siê. Wszystko bêdzie dobrze. Postaram siê nie wchodziæ ci w drogê.
- Nie mów tak - Monika objê³a mocno ciep³e i ufne cia³o dziewczyny.
- Lepiej ju¿ nic nie mówmy - trwa³y tak a¿ do chwili, kiedy budzik da³ sygna³ do wstawania. S³ucha³y bicia swoich serc w dziwnym odrêtwieniu, ca³kiem spokojne.
Data publikacji w portalu: 2003-07-29
« poprzednie opowiadanie
nastêpne opowiadanie »