Zasłonięte światła
Ariana
Czułam jak powoli palce u dłoni zmieniają mi się stopniowo w sople lodu. Który to już raz zapomniałaś o rękawiczkach? Nie potrafisz zadbać nawet o swoje podstawowe potrzeby. I Ty śmiesz się nazywać dorosłą osobą? - zganiłam się w myślach przestępując z nogi na nogę i chowając ręce do kieszeni grubego, szarego płaszcza. Czekałam już od dwudziestu minut na autobus o numerze 127, który od początku zimy już całkowicie przeniósł się do innej czasoprzestrzeni i kursował wedle własnych zasad. W momencie gdy zniecierpliwiona zaczęłam iść w stronę metra, nagle zza horyzontu wyłonił się mój długo wyczekiwany ogromny powóz i z prędkością przeciętnego traktora dojechał pod przystanek. Zajęłam szybko miejsce na samym końcu przy oknie, wygrzebałam z torebki słuchawki i zatkałam sobie nimi jedyny kanał dźwiękowy łączący mnie ze światem zewnętrznym.
W to niezwykle mroźne popołudnie postanowiłam udać się do swojej ulubionej księgarnio-kawiarnii jak to mam w zwyczaju robić w wolne dni od uczelni, obowiązków i innych zmartwień. Każdy z nas ma swoje miejsce duchowego katharsis, dla jednych jest to kościelna ławka, dla innych parkiet w nocnym klubie. Ja zaliczałam się do osób lubiących w wolne dni zatopić się w ciekawej lekturze z kubkiem gorącej czekolady lub herbaty o smaku mango.
Istotnym czynnikiem, dla którego decydowałam się teraz jechać przez pół miasta do tego miejsca, była jeszcze jedna rzecz. Co ja mówię, jaka rzecz. Osoba. Kobieta. Intrygująca postać stojąca za ladą, która mi te herbaty i czekolady przyrządzała. Jej imię niewątpliwie odzwierciedlało jej nietuzinkowy charakter. Nazywała się Jolene. Wiedziałam to dzięki identyfikatorowi przypiętemu do jej ubrania. Za każdym razem kiedy przechodziłam przez próg jej miejsca pracy przyspieszone tętno zaczynało uderzać mi w głowie i jedynym uczuciem jakie wtedy mnie zajmowało była niepewność czy tym razem to ona będzie na zmianie.
Tego dnia była.
Nieprzeciętnie wysoka, z krótkimi blond włosami i przepięknym, szczerym uśmiechem.
Od razu zwróciłam uwagę na tatuaż zakrywający jej ramię i obojczyk. Nigdy wcześniej go nie widziałam, zapewne dlatego, że zawsze była ubrana w rzeczy zakrywające jej ciało niemalże całkowicie. Widok mojego obiektu platonicznego zauroczenia w czarnym podkoszulku zadziałał na mnie tak intensywnie, że prawie potknęłam się o wycieraczkę przy wejściu. Na szczęście udało mi się uniknąć widowiskowej kompromitacji i jakby nigdy nic podeszłam w jej stronę. Była w trakcie rozmowy z kolegą, widać było ich wzajemną sympatię. Chłopak poklepał ją po plecach, zarzucił na siebie kurtkę i na pożegnanie podziękował za coś Jolene zapewniając o swojej wdzięczności. Ona w odpowiedzi wysłała mu całusa na odległość i wróciła do układania sztućców w pudełkach.
Niewiele myśląc stanęłam w jej polu widzenia i lekko wykrzywiłam wargi w moim mniemaniu sympatyczny kształt. Szybko zwróciła na mnie uwagę i odwróciła się odrzucając jednocześnie grzywkę z jasnego czoła.
- Dzień dobry. Co dla Ciebie? - melodyjny głos speszył mnie do tego stopnia, że odpowiedzi udzieliłam po nienaturalnie długiej pauzie.
- Poproszę herbatę Bancha Mango - złożyłam zamówienie jak za każdym razem kiedy to ona mnie obsługiwała. W dniach niefortunnych gdy nie trafiłam na nią, zawsze brałam ten dziwny czekoladowy napój, żeby jakoś zrekompensować sobie ten smutek spowodowany jej nieobecnością.
- Czyli to co zwykle. Mogłam się nie pytać - po tych słowach zaśmiała się krótko, a ja nie mogłam uwierzyć, że mnie zapamiętała spośród tych wszystkich klientów. Zrobiło mi się całkiem miło. Cudownie miło.
Zabrała się za przygotowanie mojego napoju, a ja położyłam odloczoną kwotę na blacie plus drugie tyle wrzuciłam do świnki z napiwkami. Usadowiłam się na wygodnym fotelu przy regale z książkami i rozglądając się po półkach szukałam niedokończonej przeze mnie lektury Bukowskiego, którą zaczęłam ostatnim razem. Leżała sobie na samym dole, wciśnięta między jeden z kryminałów Koontza, a biografię jakiegoś żydowskiego mędrca. Otworzyłam na rozdziale trzecim i wciągnęłam się w potok szaleńczych słów tego amerykańskiego wirtuoza.
Jakieś pięć stron później dźwięk filiżanki z gorącym napojem w kontakcie ze stołem przerwał względną ciszę wokół mnie, lecz bynajmniej mi to nie przeszkadzało. Bowiem tę filiżankę podała mi smukła dłoń Jolene ozdobiona wieloma pierścionkami. Uniosłam wzrok, a jej błękitne oczy spojrzały na mnie bystrze i przenikliwie, z tak głębokim blaskiem i pewnością siebie jakiej nigdy wcześniej nie było mi dane w nich ujrzeć. Dzieliły nas centymetry, dzięki czemu mogłam poczuć jej perfumy. Znałam ten zapach. Już kiedyś udało mi się go uchwycić i zachować w pamięci jako woń niespełnionych pragnień i fantazji.
Miałam silną ochotę jej dotknąć. Zrobić coś by przełamać tę barierę kurtuazyjnej poprawności, jednak nie miałam na tyle w sobie odwagi. Ta istota onieśmielała mnie tak niewiarygodnie, że nawet oddychanie w jej towarzystwie sprawiało cholerną trudność.
- O proszę. Bukowski. Dobry wybór, naprawdę. - pochwaliła mnie uprzednio zerkając na okładkę w moich rękach - Dzisiaj do herbaty dodajemy ciasto gratis. Smacznego Pani życzę! - uprzejmie zrobiła ukłon w moją stronę i odeszła krokiem pełnym gracji, a ja nie dając rady się powstrzymać zlustrowałam jej idealne nogi i całą resztę. Nie zdążyłam nawet podziękować, a już znikła za ścianą.
Kontynuowałam czytanie, co jakiś czas racząc się kęsem wybornego sernika oraz popijając wszystkie myśli herbacianym wywarem.
Po dwóch godzinach, gdy już doszłam do końca konsumpcji zauważyłam mały skrawek papieru ukryty pod serwetką między filiżanką, a spodkiem. Wyciągnęłam go zaciekawiona i nie mogłam uwierzyć w treść znajdującą się na nim. "Widzę jak na mnie patrzysz. Kończę pracę o 20. Spotkajmy się. J." - wiadomość napisana przez nią. Jestem tego pewna, przecież któż inny mógłby to stworzyć. Klika słów, które poderwały tysiące motyli do lotu w moim brzuchu. Przeczytałam je kilka, może kilkanaście razy. Miałam taki mętlik w głowie jakiego nie dane mi było mieć od czasu matury z matematyki. Złożyłam liścik na pół i schowałam głęboko do kieszeni spodni. Zebrałam swoje rzeczy i wzięłam brudne naczynia by odnieść je adresatowi. Los sprawił, że w tamtym momencie Jolene była zajęta czyszczeniem ekspresu do kawy i nie zauważyła mojego wyjścia.
Wróciłam jak najszybciej do siebie. Mieszkam sama w kawalerce, ale nie mam na co narzekać. Wokół unosił się zapach spalonego śniadania, ktore robiłam rano. Spojrzałam na zegar w kuchni, który wskazywał 18:47. Miałam nieco ponad godzinę na doprowadzenie się do stanu godnego uwagi kobiety, która mogłaby mieć każdą na wyciągnięcie ręki. Ogarnęła mnie panika połączona z ekscytacją. Zaczęłam przebierać w stosie czystych ubrań w poszukiwaniu czegoś znośnego. W mojej garderobie zdecydowanie dominowała czerń i szarość, ale na dzisiejszy wieczór postanowiłam założyć bordową sukienkę i cienki sweter. Upięłam swoje brązowe włosy w artystyczny nieład jak zawsze, oczy podkreśliłam kredką i cieniem do powiek. Odrzuciłam pomysł malowania ust mając cichą nadzieję, że tego dnia będą one pomalowane innymi substancjami niż szminka.
"Płaszcz, czapka, kozaki. A, nie zapomnij o rękawiczkach geniuszu" - przeszło mi przez myśl przygotowując się do wyjścia. Byłam już gotowa, względnie zaakceptowałam swój wygląd w lustrze i pognałam na spotkanie.
Dotarłam pod drzwi kawiarni, w której nie było już nikogo oprócz niej. Kończyła myć podłogę, ubrana już w czarną skórę i trampki. Zgasiła ostatnie światła i wyszła nie zauważając mnie, po czym zamknęła za sobą drzwi wejściowe trzema rodzajami kluczy. Jej policzki były uroczo czerwone od zimna, a z nosa wylatywały kłęby zamarzniętego oddechu. Było ciemno, ale latarnie bardzo dobrze oświetlały całą ulicę i spadające płatki śniegu.
Nagle zorientowała się, że stoję tuż przy niej i wydała z siebie cichy odgłos zaskoczenia.
- Och, jednak przyszłaś! W sumie to nie podejrzewałam, że mnie wystawisz. Nie jesteś chyba z tego typu osób, co?
- Nie, raczej nie - to wszystko co byłam w stanie wtedy powiedzieć. Ruszyłyśmy razem przez zaspy w stronę pobliskiego parkingu. Jolene podeszła do motocykla stojącego przy słupie i wyjęła ze schowka dwa kaski.
Jeden włożyła na siebie, a drugi podała mi. Miałam problem z wciśnięciem go na głowę, co rozbawiło moją towarzyszkę i skłoniło do pomocy mi przy okazji. Kiedy już byłyśmy przygotowane do drogi, ona usiadła okrakiem na stalowej maszynie i ruchem ręki nakłoniła mnie do tego samego. Usadowiłam się więc blisko niej i złapałam się kurczowo jej talii. Odpaliła wakroczący silnik i upomniała żebym trzymała się mocno. Nie zamierzałam nie przestrzegać poleceń. Oddałam w końcu życie w jej ręce.
Pędziłyśmy szeroką trasą prowadzącą gdzieś w podmiejskie rejony. Zimny wiatr omiatał mi nogi i dygotałam z zimna, lecz mimo to płonęłam z radości. Mijałyśmy sznury aut i ciężarówek, aż w końcu skręciłyśmy w poboczną drogę prowadzącą do lasu. Wtedy coś mnie tknęło. A co jeśli właśnie jadę z morderczynią, lesbijką-sadystką, która wypruje mi flaki, a potem wykorzysta moje zwłoki do odprawienia swoich dzikich okultystycznych rytuałów? W sumie to byłaby to ciekawa śmierć... Pozbyłam się tych wątpliwości kiedy mój kierowca spytał się mnie czy wszystko u mnie w porządku. To było zbyt troskliwe jak na mordercę, zbyt opiekuńcze. Tak przynajmniej sobie wmawiałam.
Zatrzymałyśmy się dopiero przy małej chatce, wykonanej z ciemnego drewna i otoczonej lichym ogrodzeniem. Wjechałyśmy przez bramę na teren jej posesji i Jolene zaparkowała pod zadaszeniem gdzie również stała buda dla psa. Pomogła mi zejść z jej pojazdu, bo podczas drogi trochę zesztywniały mi stawy. Rozejrzałam się i wzięłam do płuc głęboki oddech świeżego, leśnego powietrza. Było tu tak cicho, spokojnie. Magicznie.
W środku chatka była bardzo przyjemna. Duża kanapa na środku salonu ustawiona była przed kominkiem, który gospodyni zaczęła odpalać. Obserwowałam każdy jej ruch, jak silnymi rękami przenosi kawałki drewna i dorzuca je do paleniska.
- Rozgość się, czuj się swobodnie - rzuciła w moją stronę nie przerywając czynności. Stąpając po trzeszczących deskach weszłam do innych pomieszczeń, bardzo klimatycznie urządzonych i przytulnych, w barwach głównie czerwonych i brązowych, idealnie komponujących się z drewnem. W sypialni miała ogromne łóżko z czarną ramą i baldachimem, na ścianach wisiały najróżniejsze obrazy, zdjęcia, maski i plakaty. Widać, że były to pamiątki z różnych zakątków świata. Nie można było oderwać od nich wzroku. Obok łóżka stał fotel, a nad nim półki z różnymi książkami i figurkami. Zaopatrzona w te bibeloty nie zauważyłam kiedy Jolene weszła do pomieszczenia i dotykając mnie w ramię podała kieliszek czerwonego wina. Skompletowałam jej wystrój domu, a ona łapiąc za rękę zaprowadziła mnie na taras z widokiem na ogród, który w świetle z okien domu prezentował się niezwykle okazale. Po jednej stronie, między dwoma wysokimi drzewami, wisiał hamak, a dalej znajdowała się altanka obrośnieta zeschniętym przez mróz bluszczem.
Upiłam łyk wina i zerknęłam na nią zauważając, że nie odrywa ode mnie swojej uwagi.
- Mieszkasz tu sama? - przerwałam ciszę i weszłam z nią z powrotem do ciepłego już pokoju.
- Tak, znaczy, jeśli liczymy psa jako domownika to mieszkamy tutaj we dwójkę. I uprzedzę Twoje następne pytanie - nie, nie czuję się samotna. Lubię spędzać czas w swoim towarzystwie. Co nie znaczy, że nie cieszę się z Twojej wizyty - dotknęła przelotnie moich włosów i ucha, które momentalnie zaczęło mrowić.
Usiadłyśmy na kanapie i rozpoczęłyśmy wymianę zdań, najpierw na tematy błahe, aż stopniowo na coraz głębsze. Dolewałyśmy sobie alkoholu rozkoszując się miłą atmosferą. Stopniowo dystans między nami się zmniejszał, aż niemal do zera. Rozmowa płynęła tak naturalnie, że nie poczułam mijającego nieuchronnie czasu. Dopiero koło północy uświadomiłam sobie, że następnego dnia mam na rano zajęcia.
- Jolene, ja już muszę się zbierać. Czy jest stąd jakiś dojazd do centrum o tej porze?
- Nigdzie Cię o tej godzinie nie puszczę. Powrót zająłby Ci pewnie całą noc, więc nie ma sensu sprawdzać dojazdu. Może... Zanocowałabyś tutaj? Odwiozę Cię rano na uczelnię, nie martw się - mówiąc to przysunęła się do mnie jeszcze bliżej i pogładziła po karku. Widziałam w jej oczach porządanie połączone z lekkim upojeniem. Pobudzona trunkiem i nastrojem wokół nas złapałam jej twarz w dłonie i złączyłam nasze usta w chciwym pocałunku. Byłam tak podniecona, tak spragniona namiętności, że już nie dałam rady trzymać swoich zachowań na wodzy. Ona odwzajemniła pocałunek i rozchyliła usta zapraszając mnie do środka. Usiadłam jej na nogach, oplatając udami jej biodra i zjechałam dłońmi do jej szyi, dekoltu. Badałam gładką fakturę jej skóry nie odrywając od niej warg. Jolene za to podwinęła mi sukienkę, delikatnie gładziła moje plecy i pośladki zakryte rajstopami. Poczułam, że rozpięła mi stanik.
- Czyli rozumiem, że zostajesz? - wymruczała mi do ucha podgryzając jego płatek. W odpowiedzi na to pytanie wróciłam do całowania jej, teraz już nie tylko ust, ale także innych części twarzy. Nagle zorientowałam się, że moja partnerka podnosi moje ciało i idzie ze mną do sypialni. Rzuciła nas obie na ogromny materac przykryty czerwoną narzutą i stopniowo zdejmowała ze mnie kolejne części ubrań. Kiedy już zostałam w samej bieliźnie, niespodziewanie się odsunęła i patrzyła z odległości na moją szybko unoszącą się klatkę piersiową i całą moją figurę. Pragnęłam jej, jednak byłam też nieco skrępowana jej zachowaniem, więc wysłałam do niej pytające spojrzenie. Bez słowa wstała i wyjęła z komody czarną przepaskę. Usiadłam na brzegu łóżka, a ona zawiązała mi jedwabny materiał wokół głowy przez co nie mogłam jej widzieć. Odwróciła mnie plecami do siebie i pchnęła tak, że leżałam na brzuchu.
- Mam nadzieję, że lubisz ostrą zabawę skarbie - mówiąc to zaczęła wiązać mi nadgarstki sznurem. Jęknęłam z bólu i przyjemności równocześnie, a między nogami poczułam jej palce. Za to jej palce poczuły jak wilgotna wtedy byłam. Masowała moją łechtaczkę, najpierw przez, potem już pod materiałem. Włożyła we mnie najpierw jeden, później dwa palce i posuwała nimi rytmicznie wewnątrz mnie. Dyszałam owładnięta rozkoszą, szepcząc co jakiś czas jej imię i prosząc, żeby nie przestawała. Jedną ręką sprawiała mi przyjemność, drugą zaś ściskała mój prawy pośladek, co jakiś czas go uderzając otwartą dłonią. Zaraz potem, obróciła mnie na plecy i zaczęła ssać oraz drażnić moje sutki, które już od dawna były sztywne.
Schodziła dotykiem coraz niżej, przez brzuch, aż zatrzymała się między moimi nogami. Szczypiąc zębami wnętrze ud, zbliżała się powoli do mojej najwrażliwszej strefy. Kiedy nareszcie się tam znalazła i pieściła moje mokre wnętrze. Wiedziałam, że nie wytrzymam długo. Poruszała językiem szybko i tak cholernie sprawnie, równocześnie błądząc rękami po moich nogach, jak nikt inny wcześniej. Wiedziałam, że szczyt podniecenia zbliża się wielkimi krokami. Zacisnęłam mocno pięści na kołdrze i pozwoliłam fali rozkoszy zalać mnie całą. Wypuściłam z siebie moje soki, prosto w jej usta co przyjęła z wielką aprobatą, zlizując po wszystkim każdą kroplę.
Byłam w raju.
Data publikacji w portalu: 2017-08-06
« poprzednie opowiadanie
następne opowiadanie »