Renfinger

to dla Ciebie

Ta historia nie wydarzyła się naprawdę. Jest tylko wytworem mojej wyobraźni. Chociaż żałuję, oczywiście, że to tylko moja fantazja.


Nieporuszone wiatrem liście drzew za oknem zawsze wywołują u mnie niepokój. Nie mam zaufania do bezwietrznych jesieni. Według mnie musi być tradycyjnie: deszcz, plucha, wiatr, bo inaczej wszystko stoi na głowie.
Siedzę w domu. Sama. Właśnie utraciłam pracę. Przyglądam się ofercie leasingowej. Kartkuję kolorowe prospekty z samochodami. Jakie to szczęście, że odwlekłyśmy decyzję o podpisaniu zobowiązania kredytowego. Wprawdzie samochód lśniłby teraz nowością w naszym garażu, ale my musiałybyśmy się zastanawiać, czy i jeśli tak, to gdzie szukać pieniędzy na jego spłatę, czy lepiej oddać go bankowi i mieć problem z głowy.
Może czasem lepiej, że człowiek traci pracę, bo pozbywa się niepotrzebnych dylematów.
Rozłożyłam się wygodnie na sofie. Pod kolana podłożyłam poduszkę, wzięłam książkę do ręki. Kontakt z literaturą jest najlepszą formą relaksu.
Przerzuciłam kilka stron. Chyba jednak tylko wzrokiem, bo myśli próbowały ułożyć się w odpowiedź na pytanie, co zrobimy, skoro stałam się bezrobotna.
Kaja nas nie utrzyma. Co ja plotę! Oczywiście, że utrzyma, ale ja tego nie przeżyję, przecież zawsze deklarowałam, że będę samowystarczalna.
S A M O W Y S T A R C Z A L N A!
Jestem zdania, że z chwilą ukończenia osiemnastych urodzin i częstych deklaracji na temat własnej samodzielności, powinniśmy być konsekwentni w swoich zobowiązaniach i wziąć na siebie odpowiedzialność za nakarmienie własnego żołądka.
Nie można jednak żądać od filozofów, żeby żyli zgodnie z głoszonymi przez siebie tezami.
Królowa nauk stała się niepotrzebną.
Będę pasła bydło. Wówczas znów będę miała dużo czasu na myślenie. Może popełnię jakąś ciekawą książkę. Ale ciekawe książki już się dzisiaj nie sprzedają. Zalegają na półkach magazynów albo są wywożone na makulaturę. Na śmietnik historii. Albo płoną. Ze wstydu, że już nikogo nie są w stanie zainteresować.
Rzuciłam książką o podłogę. Sięgnęłam po kieliszek. A może zajmę się handlem? Otworzę mały sklepik spożywczy, najchętniej ze stoiskiem alkoholowym, to nie będę narzekała na brak zainteresowania. Interes szybko mógłby się rozkręcić. Ułatwiłabym sobie bezpośredni kontakt z ludźmi, poczyniła kolejne obserwacje i może popełniła następną książkę? Nie! Przecież nie chcę się znaleźć na śmietniku. Nie godnam! To co mam robić? Ja! Odrzucona! Zerwałam się z sofy. Do licha, chyba przesadzam. W końcu tylko straciłam pracę. Pozostały mi inne akcenty życia. Przecież mam chociażby przyjaciół, mieszkanie, Kaję, samochód… Nie, samochodu jeszcze nie zdążyłam mieć. Mam tylko garaż. Pusty. Samotny i tęskniący za spełnianiem celu. Przez to, że straciłam pracę, pozbawiłam mój garaż możliwości zrealizowania swojego przeznaczenia. Jakimż okrutnym jestem człowiekiem!
Znalazłam się w łazience. Naprzeciw własnego odbicia w lustrze. Czy ja jestem normalna? Użalam się właśnie nad tragicznym losem mojego garażu w sytuacji, kiedy nie mam pracy. Ale to jeszcze nie koniec świata. Muszę wyjść z domu, bo zwariuję.
Swoją drogą po co ludzie z takim zaangażowaniem i determinacją starają się o dom, skoro uciekają z niego, żeby nie zwariować?
Zaczęłam się ubierać. Zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę.
- To już nieaktualne – odpowiedziałam facetowi zapraszającemu mnie na jazdę próbną. – Tak, ja wiem, że nie muszę kupować tego samochodu i mogę się nim bez żadnych zobowiązań przejechać, ale nie chcę. Nie lubię tracić czasu.
Wściekła odłożyłam słuchawkę. Co sobie ten facet myśli, że przejażdżka mogłaby skłonić mnie do zakupu? Jeśli zdecydowałam się na samochód, to dlatego, że chciałam go kupić, a nie dlatego, że mogłam się nim przejechać. Jeśli mi się podoba, to po prostu chcę go mieć i używać! Wypchajcie się ze wszystkimi jazdami próbnymi. Teraz nie mam samochodu. Cholera, i samochodu nie mam, i pracy nie mam, i perspektyw nie mam. Ale mam Kaję. Dobrze, że chociaż ona mi pozostała. I mam ją bez żadnej jazdy próbnej, cha!
Wytuszowałam oczy, kończąc makijaż. Weszłam do garderoby i przerzuciłam jej zawartość. Z rozpaczą stwierdziłam, że nie mam co na siebie włożyć i chyba muszę iść na zakupy. Może one porawią mi humor. Nic tak kobiecie nie przywraca miłego samopoczucia, jak siatki wypchane zakupami.

Jadąc tramwajem, przez okno obserwowałam ulicę. Pełna spieszących się osób i tłoczna, aczkolwiek nie tak bardzo, jak w Londynie.
Klara była zachwycona Londynem, ja z radością z niego umknęłam.…
Na którymś przystanku weszła para cygańskich nieumytych dzieci. Chłopak zaczął grać na harmonii, a dziewczynka przyklękając przed każdym pasażerem błagalnym wzrokiem dopominała się o wrzucanie monet do kubełka po coca-coli.
- Daj Pan - zwróciła się do najlepiej ubranego faceta z czarną aktóweczką.
A ja się pytam, czemu oni oczekują czegokolwiek od tego faceta? Kto im dał takie prawo?!

Siedziałaś, patrząc w okno, a może tylko przez prawe ramię. To kwestia interpretacji.
Plecak w garści. Jakbyś w każdej chwili chciała odejść. Wielka indywidualność. Wielki dar dla świata.
Miałaś cudowny makijaż. W pierwszym momencie pomyślałam, że jakkolwiek bym się nie starała, nigdy nie uzyskam takiego efektu.
Lubię dobrze wyglądać, ale tobie to się zawsze bardziej udawało.

Leżę obok żony. Ona mnie całuje, a ja mam łzy w oczach. Bynajmniej nie ze szczęścia.
Jak to się dzieje że w którymś momencie ukochana osoba staje ci się z każdą chwilą coraz bardziej obca i mniej warta uwagi? Tak zupełnie bez powodu.

Cały dzień myślałam o naszym spotkaniu. Wybiegłam z chałupy po dosłownie sześciominutowych staraniach poprawiania wyglądu. Nie zdziwiło mnie nieosiągnięcie celu. Wyglądałam koszmarnie. Ale myślałam tylko o jednym. A właściwie o jednej…
Bieg do pociągu. Zdążyłam. Wyjęłam dezodorant, żeby nadać ciału odrobinę świeżości.
Uwielbiam korzystać z kolei. Żelaznego konia, jak wyrażali się o niej Indianie. Wydaje mi się, że spędzę w niej większość życia. Jest tylko jeden powód, który sprawia, że podróż pociągiem staje się dla mnie prawdziwym cierpieniem. Zawsze, szczególnie kiedy nadchodzi wiosna, a potem lato, każdy z podróżnych rozsiewa wokół siebie charakterystyczną woń, zazwyczaj nieatrakcyjną. Na zawsze pozostanie mi w pamięci widok kobiety z zarostem pod pachami i potem sączącym się po ciele. Odrażające. Brrr!

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 12. Prawdopodobnie czekałaś teraz na egzamin. Byłaś pewnie zdenerwowana. Ja też. Paznokcie wrzynały mi się w zaciśnięte pięści. Ale nie czułam bólu. Wiedziałam, że w niczym nie pomagam, ale duchem byłam tam, na Długiej.
Dojechałam do Warszawy, w biegu złapałam autobus. Szybko przeanalizowałam, czy wybrałam najszybsze połączenie. Dotarłam na miejsce. Ominęłam gromadę zestresowanych studentów, zaniepokojonym wzrokiem obserwujących egzaminacyjne drzwi. Kilka osób zapytałam o ciebie. I wreszcie od jakiejś filigranowej panienki dowiedziałam się, że już zdawałaś. W pierwszej trójce podchodziłaś do egzaminu i dlatego dosłownie przed chwilą wyszłaś z budynku. Nie zdążyłam. Myślałam, że opijemy nasze zwycięstwo. Boże, jaka jestem próżna, nie nasze, tylko Twoje.
Dzisiejszy dzień przeznaczyłam na testowanie budek telefonicznych. Nie byłam świadoma, że tyle z nich pożera karty lub milczy. Kiedy trafiałam na sprawny aparat, okazywało się, że nikt u ciebie nie podnosi słuchawki.
Kolejna próba telefonu. Nikt nie odpowiada. Postanowiłam zatem wsiąść do autobusu, żeby znaleźć się bliżej twego domu. Wiem, że mogłaś być zmęczoną po takim wysiłku, ale liczyłam chociaż na chwilę Twojej obecności. Za tę przyjemność oddaję wiele innych.
Dopadam kolejnej budki telefonicznej. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do mnie. Usłyszałam cię po drugiej stronie.
- Spotkamy się? - zapytałam, licząc na twój entuzjazm.
- Jestem zmęczona. Może innym razem.
Nogi się pode mną ugięły. Nie zobaczę Cię dzisiaj? To niemożliwe.
- Gdzie jesteś? - zapytałaś.
Co mam zrobić? Powiedzieć prawdę, że wyskoczyłam z domu i przejechałam te 40 km tylko po to, aby choć przez chwilę być obok, zobaczyć cię? A może skłamać, wrócić do domu, ale pozwolić ci odpocząć bez konieczności spotkania ze mną. Ciekawe czym uaktywniłaś mój egoizm?!
- Jestem niedaleko. Może choć chwilkę? - egoistycznie wyszeptało moje nowe ja.
Przez moment pomyślałam, że twoja zgoda jest wymuszona. To nic, najważniejsze, że za 15 minut będę obok ciebie. Dotarłam przed czasem. Dotąd nie przywiązywałam wagi do punktualności, dzięki tobie mogłabym być wzorem dla przedwojennych kolejarzy, słynących z precyzyjnego określania czasu.

Kiedy prowadziłyśmy rozmowy przez telefon dopytywałam Cię, co jadasz na śniadanie. Odpowiadałaś mi zazwyczaj, że zrobiłaś sobie jakąś kanapkę. Byłam przerażona, że tak źle się odżywiasz. Nie dowierzałam, że można się tak mało kochać, w tak niewielkim stopniu o sobie myśleć, żeby nie urozmaicać diety.
- Co jesz dziś na śniadanie? - było to jedno z pierwszych pytań zadawanych Ci przez telefon.
- Kanapki. Ale dzisiaj zgodnie z Twoimi radami przyniosłam je sobie do łóżka.

- A czym dzisiaj raczysz swój organizm?
- Tak jak mi radziłaś, zrobiłam sobie sałatkę z fetą.
- Super. Bardzo się cieszę.
Dobra wiadomość. Zaczynasz odżywiać swoje ciało.
- A wiesz, że feta słowacka jest mniej słona?
- Miło będzie to sprawdzić na wyjeździe.
- Jak minęła impreza?
- Cudownie. Była bardzo udana.
- Rodzinna impreza może być udana?
- To zależy od rodziny. Gdyby nie myśl o jutrzejszym dniu, to jeszcze bym została.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że przeze mnie zrezygnowałaś z dobrej zabawy? Nie rób tego więcej!
Słowa zaświszczały mi w uszach. Czy to groźba, czy prośba?
Mam nadzieję, że nigdy nie poznam, co to znaczy w rzeczywistości. Zabrzmiało to groźnie.
- Chciałabyś być moją kochanką? - zapytałam, kiedy zajadałaś się pizzą. Długo zwlekałaś z odpowiedzią. Nie wiem, czy musiałaś przetrawić jedzenie, czy może ważyłaś słowa. Miałaś niespotykaną umiejętność precyzyjnego formułowania myśli. Znakomicie określałaś sytuację za pomocą właściwie dobranych słów. Spostrzegłam to, kiedy na początku naszej znajomości przygwoździłaś mnie trafnymi pytaniami. Poruszałaś się w nich, niczym pianista pośród białych i czarnych klawiszy.
- A czy mam inne wyjście?
Dziwne, zawsze chciałam mieć kochankę. Uważałam, że w życiu każdej prawdziwej lesbijki muszą istnieć co najmniej dwie kobiety. Po pierwsze, jej żona, z którą łączą wspólne życiowe plany, inwestycje, krąg wspólnych znajomych… Po drugie, kochanka, uspokajająca codzienne rozedrganie, złączona z nią przede wszystkim emocjami, zmysłami…
Stałam właśnie przed perspektywą urzeczywistnienia moich wyobrażeń i bynajmniej nie byłam szczęśliwsza z powodu tej szansy. Ba, pierwszy raz w życiu nie byłam w stanie wyobrazić sobie, co mogłabym robić z tą piękną kobietą, którą los ofiarował mi na ołtarzu zmysłów.
Pierwszy raz spoglądałam na kobietę, której pożądałam, a której nie śmiałam zbeszcześcić jakimkolwiek dotykiem, wręcz nawet samą myślą uczynienia tego gestu.
RENFINGER, czyś ty mi karą, czy nagrodą?!
- Spodziewasz się jakiejś kary? - spytała.
Chyba każdy z nas podświadomie czuje, że ma nie do końca czyste sumienie. Ja w każdym razie nie byłam pewna higieny mojego.

Jest 1.30. RENFINGER, jutro pracujesz na pierwszą zmianę. Nie wiem, czy za sześć godzin obudzić cię telefonem, czy zadzwonić do pracy. Pewnie już plotkują na nasz temat. Mam nadzieję, że nie spotkam tam żadnej z koleżanek żony. Umówiłyśmy się z Tobą, RENFINGER, że nie odwiedzę Cię w pracy. Spotykamy się w pobliskiej pizzerii. Pizza już mi się przejadła. Wzdrygnęłam się, kiedy niedawno żona zaproponowała mi wyjście do pizzerii. Sama byłam zaskoczona gwałtownością protestu.
RENFINGER, mieszkasz z matką. Jesteś jeszcze młodą, nieusamodzielnioną kobietą. Bardzo różnisz się od mojej zaradnej żony, która postanowiła uniezależnić się od rodziny w przeddzień siedemnastych urodzin. To mnie zresztą w niej urzekło.
Ale RENFINGER, nie jesteś na utrzymaniu matki. Masz jeszcze czas na oderwanie się od jej spódnicy. Mam nadzieję, że nie usprawiedliwiam Cię. Nie powinnam tego robić, nawet przed sobą.
Nie mogę przychodzić do Twojego domu. Zastanawiałam się nad prawdziwym powodem. Jakoś nie pasuje mi Twoja wersja, że matka nie toleruje gości. Może się mnie obawia? Może…
Moja rodzina uwielbia Kaję. Ojciec traktuje ją jak wielką damę.
Zarówno rodzina jak i przyjaciele uważają, że stanowimy bardzo udany związek.
Kiedy wracam do domu, żona z uśmiechem i troską zajmuje się mną. Wydaje mi się jednak, że nie daje mi już to takiej radości, jak kiedyś. A może to przez przemęczenie?
Jestem podła. Nie szukam pracy i na żonę zrzucam ciężar utrzymania domu. W dodatku uganiam się za małolatami. Nie zasługuję na jej miłość. Gdybym miała honor, powinnam odejść. Ale jestem tylko padalcem…

Pojechałaś dziś na koncert. Ja już z nich wyrosłam. Prosiłaś kilkakrotnie, żebym ci towarzyszyła. Pewnie jestem już zapyziałym zgredem, skoro nawet grymas zainteresowania nie pojawił się na mojej twarzy. Śledziłam jednak ruch wskazówki na zegarku i niepokoiłam się o ciebie, bałam się, żeby nic ci się stało. RENFINGER, mogłabyś wyrosnąć z tych koncertów! Przespacerowałybyśmy się gdzieś razem lub wyjechały na krótką wycieczkę za miasto.
Czekałam do zakończenia koncertu na sygnał telefonu. Usłyszałam twój dźwięczny głos w słuchawce. Teraz świat należał do mnie. Zastanowiłam się błyskawicznie, dokąd mogłybyśmy pójść. Ale ty jak zwykle musiałaś mnie czymś zaskoczyć.
- Słuchaj, nie ma sensu, żebyśmy się dziś spotykały.
Oczywiście. Rano odmówiłaś mi szansy zobaczenia cię, a teraz próbujesz wykręcić się od wieczornego spotkania. Zdążyłam już okłamać żonę, że mam spotkanie przy brydżu. Przecież nie uwierzy mi, że z niego zrezygnowałam.
- Będę na Pl. Zbawiciela za 10 minut. Czekaj na mnie. Tyle czasu czekałam, a ty nawet nie wyrażasz najmniejszego zainteresowania spotkaniem.
- Przecież byłaś na brydżu z przyjaciółmi.
Szybko się uczysz złośliwości.

Zaciągnęłam cię do kina. Nie na film, a właśnie do kina. Miałaś takie słodkie usteczka. I skórę, aksamitną i delikatną. Tak cudownie kołysałaś biodrami. Ale nie pozwoliłaś mi dotknąć swej intymności. Narobiłaś tylko apetytu. Wyszłyśmy z kina objęte. Chciałam, żebyś jeszcze ze mną została, ale spieszyłaś się do domu. Odprowadziłam cię do metra.
- Dobrej nocy - pożegnałam cię.
- Dla ciebie też. Ale nie za dobrej - dodałaś z uśmiechem. Do tej pory nie wiem, co miałaś wówczas na myśli.
Wróciłam do domu. Kupiłam olbrzymi bukiet kwiatów i obiecałam sobie, że już do ciebie, RENFINGER, nie zadzwonię. Postanowiłam być dobrą żoną. Już w progu ucałowałam żonę i wręczyłam zaskoczonej kwiaty. Troszkę się rozczuliłam, widząc jak bardzo jest mi wdzięczna za ten gest. Tej nocy kochałam się całą noc z moją małżonką. Ale właściwszym byłoby określenie - pieprzyłam ją bez opamiętania. Chyba od dawna nie miała takich orgazmów, bo utuliła mnie do snu morzem pocałunków.

Rano wyszłam z domu. Powiedziałam żonie, że chcę jak najszybciej kupić gazetę, żeby śledzić oferty pracy. Wskoczyłam do budki telefonicznej. Wystukałam numer, który wczoraj obiecałem sobie zapomnieć.
- Co jesz na śniadanko?

Siedziałem na trawie, paląc papierosa. Już od kilku miesięcy podejmowałem bezskuteczne próby porzucenia tego nałogu, ale cóż, okazywały się tylko bezskutecznymi.
- No to co, spacer czy lokal?
- Przy tej pogodzie… może spacer? – zasugerowałam nieśmiało.
Powędrowałyśmy zatem przed siebie. Po drodze zapoznałam ciebie z różnymi roślinkami, bo uwielbiam przyrodę. Pewnie dlatego, pomimo zakończonej edukacji, podjąć studia na biologii. Chciałabym później podróżować po świecie, żeby opisywać wszelkie roślinki.
Kiedy wymęczyłam cię przyrodą wszelką, ostatnim wysiłkiem zaproponowałaś odpoczynek na ławce.
Przez moment w milczeniu rozkoszowałyśmy się słońcem i śpiewem ptaków. Chciałam obgadać z tobą szczegóły naszego wakacyjnego wypadu w góry. Mamy bowiem szczytować na Słowacji. Nie mogę się już doczekać naszej wspólnej wyprawy. Prawdę mówiąc, pierwszej.
- Chciałabym ci coś powiedzieć… – zaczęłaś, a ja nie przewidywałam katastrofy. Pomyślałam, że chcesz dodać jakiś zapomniany element słowackiego krajobrazu istotny dla wzbogacenia wrażeń. - … Uważam, że sprawy potoczyły się za szybko… przynajmniej dla mnie. Dlatego wolałabym, żebyśmy zostały znajomymi.
Miałam w głowie mnóstwo pytań. Słowa cisnęły mi się na usta, ale zdołałam tylko wyszeptać:
- Dlaczego?
- Bo tak chcę. Zapomnijmy, co się do tej pory zdarzyło i zacznijmy wszystko od początku. Tak jakbyśmy się dopiero spotkali.
- Słucham?
Czy ja śnię?! Czy może mi się tylko wydaje, że to się wydarza? A może wystarczy tylko, że się uszczypnę i przebudzę z tego koszmaru.
- Po tym, co wczoraj usłyszałaś ode mnie?! Po tym jak pozwoliłaś mi powiedzieć, że jesteś kobietą mojego życia, chcesz tak po prostu odejść?!
- Nie chciałabym być odpowiedzialna za twoje decyzje. Bo tobie się tylko wydaje, że mnie kochasz. Nie chciałabym, żebyś wykonała jakiś krok, którego nie będziesz mogła cofnąć.
- Czy ty nic do tej pory nie czułaś?
- Nie. To była tylko potrzeba. Nie uczucia.
- To dlaczego już na pierwszym spotkaniu powiedziałaś mi, że mnie kochasz?
- To była potrzeba.
- Czy ty słyszysz, co ty mówisz?
- Tak. Przemyślałam to. Zostańmy znajomymi.
- Możesz to powiedzieć całym zdaniem?
- Ale co?
- To, co przed chwilą powiedziałaś.
- To znaczy?
- Że nic dla ciebie nie znaczyłam, że nie było uczuć, tylko, jak ty to ujęłaś – potrzeba.
Zapadła chwila milczenia. Ale po niej pojawiło się to okropne zdanie, które do tej pory wybrzmiewa mi w uszach na wszystkie tony, niczym wcześniej twój numer telefonu:
- Tylko wydawało mi się, że coś do ciebie czuję… i tobie też się wydawało… Bądźmy znajomymi.
- A nie zasługuję na to, żeby być chociaż przyjaciółką?
- Nie możesz.
- Dlaczego?
- Nie chcę tego tłumaczyć.
Chciałam wyjść. Właściwie powinnam wstać i odejść, rzucając kilka ostrych słów na koniec. Ale nie mogłam. I nie wiem czy z niemocy, czy z oszołomienia. Wiem teraz, co to jest szok powypadkowy.
Mam zamknąć dotychczasowe emocje w walizce i odesłać je w niebyt? Ale ja tak nie potrafię! Są dla mnie zbyt ważne.
- Tak będzie lepiej dla ciebie.
Nie wytrzymam. Nie wierzę w to, co słyszę. To jakiś koszmar. Dlaczego ma być lepiej dla mnie?!
- Dlaczego ma być lepiej dla mnie?! – powtórzyłam głośno.

Patrzyłam w telewizor, to rzekome okno na świat. Żona chciała się ze mną pocałować. Ja nie mogłam. Myślałam o ustach, które dziś wypowiadały tak okrutne słowa. Tak bolesne.
Jednocześnie zastanawiałam się, dlaczego unikam pocałunków żony. Przecież nie straciła na atrakcyjności, a nie jest już dla mnie powodem pożądania.
Pożądanie, jak słusznie zauważyła matka Garpa, kieruje ludzkim postępowaniem. Chociaż zastanawiam się, czy ulegając jemu, nie stajemy się wówczas bardziej zwierzęcy.
Nie mogąc mnie pocałować, Kaja objęła ramieniem. A ja czułam splot naszych paluszków, mój i RENFINGER. Tak ciepłych, a rankiem, kiedy pojawił się ten okropny dialog, przeraźliwie chłodnych. Gdzie popełniłam błąd?! Co się wydarzyło za szybko? Przecież nie łączył nas seks. Jeszcze nie. Chociaż miałam cichą nadzieję na upojne noce pod gwiaździstym słowackim niebem.

Patrzyłam na ciebie i nie mogłam uwierzyć. Czy ta siedząca obok mnie na ławce osoba wypowiadająca te okrucieństwa, to ten sam człowiek, który tygodniami wpatrywał się ognistym spojrzeniem we mnie?
A może mi się to tylko wydawało? Może to była cicha nadzieja? Albo ta…, potrzeba. Może RENFINGER, masz rację, twierdząc, że to tylko złudzenia, a właściwie pobożne życzenia. Ja już przygotowywałam się do wyjazdu. Czułam zbliżający się pomruk gór i zimno skał po których miały się wspinać dwa rozkochane w sobie ciała. Aby potem namiętnościom się oddać błogim.

Nie mogłam skupić się na filmie, chociaż bardzo mi zależało na jego obejrzeniu.
Żona poruszyła się obok mnie.
- Zawsze będziemy się kochać, prawda?
Szkoda, że nie usłyszałam tego od ciebie, RENFINGER. Tego chyba najbardziej żałuję. Obraz mi się coraz bardziej rozmazuje. Dobrze, że z Kają oglądamy dramat, to mam usprawiedliwienie dla moich łez.

Wyjechałyśmy w góry. Realizujemy nasze wspólne plany. Znałyśmy się niedługo, ale to nie przeszkadzało czuć, że kocham nasze wspólne istnienie.
Jesteśmy obciążone plecakami. Wybrałyśmy się na obóz wędrowny. Po chwilach gorących słońcem i emocjami orzeźwiałyśmy się w szumiącym potoku. Tak niewiele potrzeba: namiętność i ochłoda.
Pokazywałam ci świerki, modrzewie, cisy. Tonęłyśmy w czosnku niedźwiedzim, tarzałyśmy w kaczeńcach…

- Wiesz, ja to po prostu poczułam od samego początku. Ten dotyk, spojrzenie, zapach… To kobieta mojego życia!
Przyjaciółka znała mnie od wielu lat. Wiedziała, że muszę być o tym przekonana, skoro wypowiadam to z takim zapewnieniem. Że takich mocnych słów nie mówię bez powodu.
Otóż RENFINGER, to ty byłaś dla mnie tym powodem. Człowiekiem na którego podświadomie czekałam.
Jestem szczęśliwa w dotychczasowym związku. Doprawdy niczego mi nie brakuje. A jednak… Serce otworzyło się na tę istotę. Dar dla świata. Dar… dla mnie.
Moja znajoma wróżka powiedziała mi kiedyś, że na partnera trzeba po prostu czekać. On sam pojawi się w życiu. Jakże gorąco wówczas zaprzeczyłam! Przecież nie wolno siedzieć z założonymi rękoma i czekać na przyjście życiowego szczęścia. Tak wtedy myślałam.
I życie spłatało mi figla. Otóż nie szukając, znalazłam człowieka… Adresata moich myśli przy zasypianiu, piciu porannej kawy, drinkowaniu. Nie spodziewałam się, że takie przeżycia są dostępne poza kartami książek. Czasem myślę sobie, że może ta moja znajoma wróżka zaczarowała sytuację, żeby udowodnić, że to ona miała rację.

Nasze drugie spotkanie.
Przyniosłam ci kwiaty. Chciałam przeprosić za moją niefrasobliwość.
- Pierwszy raz robiłam to, na co miałam ochotę – zaczęłaś. – To ja ciebie przepraszam. Bardzo długo się broniłaś…
No tak. Siedziałyśmy razem w knajpce. Poznałyśmy się przez Dorotę, ale ona nie mogła przyjść na spotkanie. Zaczęło się od tego, że poprosiłam Dorotę o wyszukanie ładnej twarzy do mojego nowego filmu. Wywiązała się bezbłędnie z zadania, bo RENFINGER jesteś piękna, ale moja niezawodna asystentka zostawiła nas same.
O czym tu rozmawiać, skoro rozmówczynię znasz od kilku chwil, w dodatku … tak bardzo ci się podoba.
Ten makijaż, to spojrzenie! W wyobraźni przewijałam kadry filmu z twoim udziałem. Wiedziałam bowiem, że casting się już zakończył.
Umówiłam się z tobą na następne spotkanie. Nie musiałam, bo wystarczyło, żebyś kontaktowała się przez Dorotę. Jednak dla takiej aktorki warto było umawiać się na kolejne spotkania.
A były one dość intensywne, z czasem gubiąc obłudne określenie zawodowych. Obie wiedziałyśmy, że umawiamy się tylko w celu spędzenia wspólnych chwil. Myślałam, że podpisałam z tobą umowę na czas nieokreślony… A jednak przyniosłaś mi rozczarowanie.
Będę dozgonnie wdzięczna Dorocie za to, że nas poznała. Dzięki temu mogłam to wszystko przeżyć!

Przyleciałyśmy do Las Palmas. Znowu zwróciłam uwagę na palmy otaczające lotnisko. Przed wyjściem stały liczne autokary oczekujące na kolejnych turystów przez tydzień lub dwa wydających zgromadzone w ciągu roku oszczędności na zasłużone wakacje. My mamy nadzieję zostać tu trochę dłużej. Przeżyłyśmy lot, chociaż zarzekałaś się, że będzie to niemożliwe. Być może wystarczająco mocno trzymałam cię za rękę.
- Parzysz mnie – powiedziałaś kilka miesięcy wcześniej, kiedy wtuliłam się w twoje ramiona. A mnie było tak przyjemnie. Pewnie miałaś rację, że co innego mówisz, a ja co innego słyszę. Tak samo może być z odczuwaniem. Kto wie.
Tym razem nie był to nasz Continental, którego pamiętam z pobytu z żoną. Mogłyśmy sobie pozwolić jedynie na hotel turystyczny. Pocieszyłam cię, że temperatura na wyspie pozwala nawet bezdomnemu spać spokojnie na plaży. Gdyby nas zatem nie było stać nawet na hotel turystyczny…
Gran Canaria daje przecież tyle możliwości. Odwiedziłam knajpy w Yumbo Center, do których stale wpadłyśmy z Kają. Wszystko jak przed rokiem. Uśmiechnęłam się do Polaka, który obiecał sobie, że w ciągu najbliższych tygodni wyjedzie do Australii. A jednak coś go przed tym powstrzymało. Coś a może ktoś.
Wieczorem przyszłyśmy do First Lady napić się drinka. Była to knajpa prowadzona przez dwie sympatyczne lesbijki.
Kaja upodobała sobie ten lokal. Nie rozumiałam dlaczego zaciągnęłam Cię właśnie do tego lokalu. Prowadziła długie rozmowy z właścicielkami, które przyjechały tu z Londynu.
To dziwne, jak gorączkowo i chaotycznie szukamy właściwych rozwiązań na życie i swoich miejsc. Nasi znajomi wyjechali do Londynu i stwierdzili, że to najcudowniejsze miasto na świecie. Tymczasem te dwie lesbijki umknęły z rodzinnego miasta, które dla naszych przyjaciół okazało się mekką.
- Czy przed rokiem nie byłaś z kimś innym? – barmanka uśmiechnęła się do mnie.
Starałam się nie odpowiadać na tę uwagę. Najchętniej omijam ten temat. Nie potrafię sobie z nim poradzić.

- Czy ja jestem tylko twoją zabawką?
- Nie mów tak, proszę –użyłaś RENFINGER swojego aksamitnego głosu.
“Proszę” - słowo tożsame z tobą. W niczyich ustach nie brzmiało tak uroczo.
- Miałaś potrzebę, zaspokoiłaś ją i dajesz sobie ze mną spokój. Ja nadal nie wierzę. Czy możesz powtórzyć to jeszcze raz?
- Co?
- To, że nigdy nic dla ciebie nie znaczyłam. Że miałaś… jak ją nazywasz, potrzebę i zaspokoiłaś ją. Boże dlaczego ja ciągle do tego wracam?!

Przyjechałyśmy w styczniu. Pamiętam RENFINGER, że zawsze cierpiałaś z powodu zimy. Opowiadałaś, że najchętniej uciekałabyś w ciepłe kraje. No i jesteśmy tu. Zrealizowało się jedno z twoich marzeń. Obiecuję ci, że nie ostatnie…

Cały dzień czekałam na to, żeby usłyszeć twój głos w słuchawce. Tradycyjnie przeprowadziłam polowanie na sprawny telefon. Prowadziłyśmy interesujące rozmowy. Przepraszam, to być może mnie się tak tylko wydawało. To wcale nie musiało być interesujące dla ciebie.
- Jakie dałabyś ogłoszenie w prasie, którym chciałabyś maksymalnie kogoś zainteresować? – zapytałam któregoś razu w knajpce.
- Jeśli szukasz kłopotów, zadzwoń.
Nie szukałam kłopotów, ale chętnie bym je z tobą dzieliła.
- A ty jaki anons byś zamieściła?
- Niespokojny młody duch szuka drugiego ducha celem wspólnej podróży przez życie.
Zamilkłam na trochę. Zastanawiałam się, na ile odzwierciedla to moją naturę. Zawsze miewam kłopoty z określaniem mnie samej. A może, podobnie jak inni ludzie, błądzę i ciągle szukam? A wszystko, co stanowi moje określenie, jest tylko wytworem mojej wyobraźni albo pobożnych życzeń?
- Czy chciałabyś ze mną przeżywać codzienność?
- Tak – odpowiedziałaś przełykając sok.
A ja nie wyobrażałam sobie żadnej następnej codzienności. Żyłam w jednej, było mi dobrze. Dlaczego miałabym to zmieniać?

- Nie szkoda ci pieniędzy na telefony?
Prawda, że często do ciebie dzwoniłam, ale nie rozpatrywałabym tego w kategoriach szkody. Zdecydowanie nie szkody. Prowadziłam z tobą wielogodzinne rozmowy przez telefon. Nigdy wcześniej i nigdy później z nikim nie rozmawiałam tak długo. Ale obu nam nie chciało się kończyć.
- Ale, gdybyśmy zamieszkały razem, nie płaciłabyś tak wysokich rachunków.
Do czego RENFINGER zmierzasz? Czy naprawdę zależy ci na wspólnym życiu? Przecież uzgodniłyśmy, że połączy nas romans. Tylko on.
Ważne, że jesteś. I czasem zastanawiam się, jak mogłam żyć nie znając ciebie, nie czując, nieświadoma twojego istnienia.

- Mogłabym całe życie milczeć.
A ja tak bardzo lubię dialogować. Lubię przysłuchiwać się twoim słowom. Są tak bogate w treść.
Spełniłaś swoje życzenie – już do końca mych dni wsłuchiwać się będę tylko w twoje milczenie.

Żałuję, że ta historia nie wydarzyła się naprawdę. Przecież mogło być tak dobrze. RENFINGER, dlaczego to zrobiłaś? Chciałaś ode mnie odejść, trudno. Cierpiałabym, ale żyłabym wiedząc, że istniejesz, może szczęśliwa z kimś innym…

Nie można nagle przestać oddychać. Co z powietrzem? Czy skazać je na nieistnienie. A jeśli tak, to czy miałabym z dnia na dzień przerzucić się na oddychanie skrzelami? A ty zmusiłaś mnie do nagłego ataku duszności. Gwałtownie pozbawiłaś płuc.

Teraz leżysz obok. To najcudowniejsze. Nie patrzę na ciebie, żeby zahamować pożądanie.
Nie chciałabym zepsuć znów czegoś pięknego przyspieszonym seksowaniem. Przynoszę ci kolejną herbatkę. Z radością opiekuję się tobą, bo wiem, że dziś bardzo źle się czujesz. Chciałabym, żebyś mnie przytuliła, dotknęła, chciałabym ciebie czuć. Ale zadowolę się też tylko twoją obecnością. Bo to, że jesteś, to najcudowniejsze, co może mi się w życiu wydarzyć. Choćbym cię miała odbierać na odległość, tylko słyszeć w słuchawce, warto tego doświadczyć.
Już po śniadanku. Ileż dałabym za to, żeby móc karmić ciebie. Wymyślałabym ci potrawy, aby ubarwiać podniebienie nowymi wrażeniami smakowymi.
Jaką krzywdę ci wyrządziłam, RENFINGER, że nie pozwoliłaś mi doświadczyć tych przyjemności?

… albo gdybyś żyła tylko, jak wiele nas jeszcze czekało…

Chciałyśmy popracować trochę w jakiejś knajpie, zarobić pieniądze. Aby móc wieczorami taplać się w oceanie. To miał być nasz pierwszy przystanek na naszej drodze ku przyszłości.
A potem nasze wizyty u zaprzyjaźnionych Chińczyków. Zawsze chciałaś przekonać mnie do konsumpcji krewetek. Na wszystko mogłaś mnie namówić, kiedy jeszcze dodawałaś swoje magiczne: “proszę”. Jednak rękoma i nogami udało mi się wybronić przed zjedzeniem krewetek. Aczkolwiek pewnie za możliwość zobaczenia cię, czy choćby usłyszenia zajadałabym się krewetkami do wymiotu.

To wszystko było do wspólnego przeżycia, ale odebrałaś szansę na współistnienie w przyjemności. A przecież tak ciekawie mogłyśmy się poprowadzić za rączkę…
Nie potrafię tego wyatrykułować. Chciałaś odejść, poradziłabym sobie z tym. Ale dlaczego odeszłaś na zawsze? Czemu przerwałaś własne istnienie? Dlaczego nie pozwoliłaś mi na to, żeby być chociaż twoim znajomym?! Dlaczego życie jest do kurwy nędzy tak popierdolone?!

anka zet
Anka Zet
Data publikacji w portalu: 2009-04-01
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 2.62 /głosów: 26
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

ekscentryczka452009-04-03 06:07
Właśnie!!! dlaczego życie jest tak pop.........;-(

Fenu2009-04-03 11:20
Oj Aniu, Aniu!!! Pewnie nie raz juz to slyszalas, ale masz orez w reku - lekkie pioro, niebanalne porownania. Moglabym czytac Cie i czytac :)

Fenu2009-04-03 11:20
Oj Aniu, Aniu!!! Pewnie nie raz juz to slyszalas, ale masz orez w reku - lekkie pioro, niebanalne porownania. Moglabym czytac Cie i czytac :)

Adna2009-04-03 19:13
zdaje się być bardzo życiowe ;)

szak2009-04-06 16:51
tragedia.

agawa25_832009-04-07 09:33
strach się bać.

marinnaWR2009-04-08 22:07
Wartko akcja płynie, można się pogubić.

meg012009-04-12 16:35
coz poprostu jestes niesamowita,masz w sobie to cos,co serducho porusza...oddaje poklon twojemu talentowi :)z wilka przyjemnoscia jeszcze cos poczytam.

askus01012009-09-20 20:15
Skoro stwarzamy sobie problemy w nierzeczywistym świecie, to jak możemy poradzic sobie z emocjami i uczuciami w realu???

lucpol2010-02-21 21:21
wspaniałe...

CHORAnaWRZASK2011-05-21 13:25
prostacka grafomania uwienczona ordynarnymi wulgaryzmami.co do tresci: płytka,hedonistyczna i bez sensownej konluzji.

Panituniestala2011-05-21 17:58
@CHORAnaWRZASK - chyba trochę przesadziłaś;)

Zimkaaa92  zima902@buziaczek.pl2011-06-02 22:46
Dobree :)

olinski2011-07-17 15:13
hmmm....wiem,ze nikt nie rodzi sie Dostojewskim.....jezyk barzo prosty,histria niezbyt orginalna....moim zdaniem to opowiadanie jest na miare "Harlekina"

olinski2011-07-17 15:27
a CHORAnaWRZASK nie przesadza...


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024