Homofobie "homo sovieticusa"

W ślad za pogardą dla kobiet: matek, żon, sióstr i córek, narasta m.in. pogarda dla tych, którzy mają żydowskich przodków lub tych, których natura wyposażyła w odmienną orientacją seksualną. Na większe prawa może liczyć u nich zwyrodniały pedofil, niż homoseksualista, choć jest nim nie ze swego wyboru.
Autorem terminu "homo sovieticus" jest ks. Józef Tischner, bez wątpienia nie tylko wybitny kapłan, także wybitny filozof. Gdy na początku lat dziwięćdziesiątych ukazała się jego książka pod tym tytułem, wielu ówczesnych jej czytelników upatrywała w jego wywodzie krytyki wyłącznie tych grup społecznych, które nie nazbyt głośno krzyczały o swoim prawicowym światopoglądzie i przywiązaniu do nauki kościoła katolickiego. Wielu sądziło, iż manifestowana przez nich wrogość do lewicowych przekonań wyłączy ich z kręgu dotkniętych syndromem "homo sovieticusa". Wczorajsi wyznawcy marksizmu-leninizmu - byli częstokroć gorliwymi wyznawcami tej metody. Rzeczywistość szybko zweryfikowała tego typu mniemanie. Wyszło na to, że w każdym z nas, bez względu na głoszony światopogląd, jest więcej z "homo sovieticusa" niż przypuszczał twórca tego pojęcia, które z czasem obrosło w dodatkowe znaczenia.
Co było zdaniem ks. Tischnera najbardziej groźne dla ludzi minionego systemu? Godzenie się na brak wolności, sprowadzenie siebie do rangi klienta komunistycznego straganu. Co zauważył ks. Tischner? Iż niewolnik po wyzwoleniu z jednej niewoli natychmiast zaczął sobie szukać innej. Zadecydowanie o tym, jakiej idei będzie służył już jako człowiek wolny, okazało się zbyt trudne. Widać stąd właśnie mamy wciąż tak kulawą demokrację, chociaż zaczęliśmy ją budować 15 lat temu.
O co chodziło na początku? O wielość wyboru i prawo do niego. Bo to podstawa systemu mającemu służyć wszystkim ludziom. Wszystkim, oznaczało także tych, którzy nam się z różnych przyczyn i względów mniej podobają od nas samych. I tak np. głoszone niezmienne przez Janusza Korwina-Mikke poglądy o właściwym miejscu i roli kobiety były 15 lat temu jednymi z licznych na ten temat, aczkolwiek prezentowane z dużą swadą. U jednych wywoływały uśmiech, dla innych były przyczynkiem do dalszych dyskusji. Dziś, gdy coraz liczniejsza rzesza naszych polityków zaczyna traktować ludzi płci żeńskiej jako dodatek do życia mężczyzn, powodów do śmiechu jest coraz mniej. Zwłaszcza, że szowinizm i fundamentalizm w ich wydaniu zdobywa poklask wśród coraz młodszych pokoleń. W ślad za pogardą dla kobiet: matek, żon, sióstr i córek, narasta m.in. pogarda dla tych, którzy mają żydowskich przodków lub tych, których natura wyposażyła w odmienną orientacją seksualną. Na większe prawa może liczyć u nich zwyrodniały pedofil, niż homoseksualista, choć jest nim nie ze swego wyboru.

Za to, co działo się w Krakowie za przyczyną "Marszu dla tolerancji" i za to, co ma teraz miejsce w Warszawie wokół "Parady równości", winę ponoszą politycy, którzy na fali nietolerancji budują swój kapitał wyborczy, szczując ludzi na siebie w imię "normalnej większości". A ta "normalna większość", biorąc pod uwagę kierunek rozwoju naszej sceny politycznej, może zacząć się z czasem kurczyć. W grupie nieakceptowanych równie dobrze mogą się znaleźć mniejszości narodowe, mniejszości wyznaniowe, czy osoby, które głoszą poglądy o równości płci wobec prawa, równym statusie itp. "dyrdymały".
Już teraz, gdy ktoś ma czelność nie podzielać wizji świata niektórych polityków, oni nie wahają się dzielić Polaków na "prawdziwych" i tych, którzy nimi nie są. Obojętnie przechodzą nad narastającym brakiem szacunku dla cudzej tożsamości, nierzadko pogardy i nienawiści. Nie wstydzą się kpić z domniemanego pochodzenia swoich przeciwników, wytykając im w najlepszym przypadku cechy semickie. Tylko patrzeć, jak na margines tolerancji trafią rudzi, zezowaci lub garbaci, bo będą "psuć" powszechne wyobrażenie o normalności. W zależności od aktualnego zapotrzebowania tzw. elit politycznych.
"(...)Mówi się, że polityką jest troska o dobro wspólne ludzi. Dziś widzimy lepiej, niż widzieliśmy wczoraj, co jest tym dobrem wspólnym ludzi: jest nim człowiek i jego prawo do wolności, do prawdy, do posiadania siebie. Polityka, która nie respektuje tych dóbr jest polityką z góry przegraną. Nie uratuje jej żadne kłamstwo ani żadna przemoc.(...)Naszym obowiązkiem jest, by to odkrycie nie poszło w zapomnienie." - pisał w Homo sovieticus ks. Józef Tischner.
Czy ktoś jeszcze pamięta te słowa i rozumie ich sens?
Jagoda Krzeszowiec
Data publikacji w portalu: 2004-08-07
Fakty i opinie [w:] portal regionalny Wirtualny Śląsk
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 0 /głosów: 0
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

Aneta212006-10-19 11:25
Artykuł zawiera oczywiste przekłamanie. Otóż za autora określenia "Homo sovieticus" uchodzi A. Zinowiew. Ks. Tischner użył go tylko i sam bynajmniej nie próbował uchodzić za autora tego określenia.


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

NAPISZ DO NAS

Masz uwagi, zauważyłaś błędy na tej stronie?
A może chciałabyś opublikować swój tekst?
- Napisz do nas!

FACEBOOK

Zapraszamy na nasz profil Facebook
© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024