Jak Rhodri został Mirandą

Zanim stał się kobietą, przez pół wieku był mężczyzną, mężem, ojcem i... żołnierzem. Czuje się szczęśliwa/szczęśliwy, ale wszystkim, którzy chcieliby zmienić płeć, zdecydowanie odradza.
Miranda Ponsonby czeka na mnie zgodnie z planem przy bramkach biletowych na stacji Kettering. Grupa innych osób także oczekuje na przyjezdnych z pociągu, ale Ponsonby zdecydowanie wyróżnia się z tłumu. Po pierwsze jest wyjątkowo wysoka, ma ponad metr osiemdziesiąt, a poza tym jej strój wygląda dosyć krzykliwie. Ta sześćdziesięcioparolatka ma na sobie krótką, kwiecistą koszulkę bez rękawów oraz luźną czarną spódnicę, odsłaniającą jej długie nogi oraz opaleniznę z niedawnych wakacji we Francji.

Poznaję ją od razu – jej fotografia w stroju pielęgniarki zamieszczona była w roboczym wydruku wspomnień "Stworzenie Mirandy", które czytałem w pociągu. Były tam i inne zdjęcia: portrety w sepii przedstawiające przystojnego młodego oficera kawalerii, w pełnym umundurowaniu i w khaki na pustyni, chyba podczas transportu broni. Miał tę samą twarz, co kobieta machająca do mnie teraz, gdy wsuwam bilet do bramki.

Miranda Ponsonby jest transseksualistą, a jej wspomnienia opisują długą drogę, jaką przebyła oraz cenę, którą musiała zapłacić: utratę rodziny i przyjaciół. Przez pierwsze 50 lat życia nazywała się Rhodri Ponsonby. Urodzony w rodzinie z klasy wyższej z bliskimi koneksjami z rodziną królewską, wysłany w wieku siedmiu lat do internatu, prowadził życie bardzo konwencjonalne, nawet jak na standardy swojej klasy społecznej. Po służbie w elitarnej Brigade of Guards ożenił się, miał dwóch synów i osiadł w Leicestershire na ponad stu hektarach, by poświęcić się farmerstwu i polowaniom.

Rhodri miał jednak tajemnicę, której nie mógł nikomu wyjawić. Od najmłodszych lat wiedział, że w środku jest dziewczynką. – Myślę, że zawsze uważałam się za inną – mówi Miranda, wioząc mnie swoim sportowym kabrioletem. – Pamiętam, jak miałam trzy lata i niania zabrała mnie do lekarza, bo było coś nie tak z moimi genitaliami. Siedziałam w wannie z różowym płynem i czułam, że jestem dziewczynką, a gdzieś tam zaszła wielka pomyłka.

Nie jest jasne, dlaczego Ponsonby siedziała w różowym płynie. Oboje jej rodzice nie żyją, więc tego nie wyjaśnią, a jeżeli chodzi o brata Mirandy… "byliśmy kiedyś bardzo blisko, ale ten idiota przeszedł na katolicyzm i nadal wysyła listy zaadresowane do Rhodri’ego Ponsonby". Jeżeli chodzi o lekarza, pewnie nie było to nic poważnego – mogło chodzić o niezstąpienie jądra. Ale Rhodri właśnie wtedy po raz pierwszy zorientował się, że jest kobietą. Ta świadomość nigdy już go nie opuściła, bez względu na to, jak mocno próbował ją wyprzeć.

– Pamiętam, jak zostałam kapitanem szkolnej jedenastki krykieta. Pomyślałam: "Nieźle, jak na dziewczynę" – wspomina. Trzydzieści lat małżeństwa było, jak twierdzi, "zadowalające". Miranda nie mówi wiele więcej na temat swojej byłej żony, Jane. Nie odzywają się do siebie. – Jej wybór, nie mój. Ale zanim zdąży mi się zrobić żal jej byłej żony, Ponsonby zaznacza, że dopiero po rozpadzie małżeństwa zdecydował się zrobić coś ze swoim-nieswoim ciałem.

– Zrobiłam już wszystko, co mogłam dla mojej rodziny, więc nagle postanowiłam zrobić coś dla siebie. Mówi to takim tonem, jakby chodziło o podróż dookoła świata czy zapisanie się na wieczorowe studia dla seniorów.

I właśnie to uderza najbardziej w Mirandzie Ponsonby i jej wspomnieniach. Swoją niezwykłą historię opowiada rzeczowym tonem, okraszonym dużą dawką czarnego humoru, który mógłby kojarzyć się z opisem kiepskiego dnia w pracy. Choć operacje zmiany płci wciąż należą do rzadkości, to przecież nie jedna Miranda przeszła chirurgiczny zabieg czy terapię hormonalną. Jej zdolność do śmiania się z własnego doświadczenia takiej właśnie sytuacji jest jednak wyjątkowa. Opowiada na przykład, jak po operacji, 15 lat temu, starała się o przyjęcie na szkolenie dla pielęgniarek w pobliskim szpitalu Leicester Infirmary.

– Mniej więcej mnie przyjęto – wspomina. – Ale powiedzieli: "ponieważ pani ma swoje lata, musimy wysłać panią na badanie lekarskie". Lekarz mnie przebadał. Byłam zdrowa, bo zawsze byłam – w końcu pracowałam 30 lat na farmie. A potem powiedział: "Czy przechodziła pani jakieś operacje?" A ja jak ostatnia idiotka mówię: "Tylko jedną – zmiany płci". Wtedy ten dupek spanikował. Przekazał wiadomość: "Spytajcie panią Ponsonby o jej płeć". To zaalarmowało wszystkich. W końcu oznajmili: "Nie możemy pani przyjąć".

Miranda została ostatecznie przyjęta do londyńskiego Guy’s Hospital – ale nauczyła się po drodze, że jedynym sposobem osiągnięcia czegokolwiek jest ignorowanie ciekawskich spojrzeń i niezdradzanie się ze zmianą płci. Dlaczego więc teraz wyszła z ukrycia, pisząc książkę, która – choć jeszcze w formie rękopisu – wzbudziła już zainteresowanie wydawców, a nawet filmowców? – Musiałam to zrobić – mówi krótko i bez większych emocji. – Czuję, że wprawię wszystkich w ambaras.

Wyszukane słownictwo wskazujące na jej uprzywilejowane pochodzenie urozmaica naszą rozmowę i podobnie jak jej humor, może odwracać uwagę od powagi opisywanych przez nią spraw. Jednakże za karykaturą, a nawet wielokrotnym wypieraniem się przez Mirandę pewnych rzeczy, kryje się opowieść o miażdżącym ostracyzmie i nieodłącznym braku pewności siebie.

To do świata lokalnej śmietanki towarzyskiej, emerytowanych oficerów, myśliwych, strzelców, wędkarzy, którzy kiedyś byli jej przyjaciółmi, Ponsonby chce skierować "Stworzenie Mirandy". – Czuję jakąś potrzebę zrehabilitowania się albo przynajmniej wyjaśnienia. To także jeden z powodów, dla których zaczęłam być pielęgniarką – żeby robić coś dobrego. (…) Miejscowi ludzie, których uważałam przez 30 lat za przyjaciół, ludzie, z którymi Jane i ja żyliśmy przez tyle lat, będąc rodzicami chrzestnymi ich dzieci, a oni naszych – nikt z nich nie chce teraz mieć ze mną nic wspólnego. Myślą, że jestem wariatką. (…)

Ponsonby nie obracała się w liberalnym otoczeniu, więc jej oczekiwanie akceptacji ze strony dawnych znajomych można uznać za przejaw naiwności. Za tę naiwność Miranda zapłaciła jednak bardzo wysoką cenę. Musiała pogodzić się z nowymi, mniej bliskimi stosunkami ze swoimi synami. Nie została zaproszona na ślub jednego z nich – "zniewaga dla pułku" to określenie, jakiego używa w swoich pamiętnikach tuż przed przytoczeniem przezabawnej opowieści o okolicznościach poznania swojej przyszłej synowej – gdy robiła siusiu w ogrodzie swojego syna. Rzadko też widuje swoje wnuki, mimo że kupiła jacht na wodach Norfolk Broads, w nadziei, że będzie jej wolno spędzać tam z nimi wakacje.

A drugi syn? – Przekazałam farmę Rupertowi – mówi. – Kiedyś, już po operacji, zadzwonił do mnie późno w nocy i powiedział, że krowa nie może urodzić. Byłam półprzytomna, bo właśnie skończyłam długą zmianę na oddziale, ale przyjechałam, przeszłam tę dobrze znaną mi z przeszłości ścieżkę i wydaje mi się, że stałam się wtedy z powrotem Rhodrim. Kiedy już byłam w obórce, zaczęłam zdejmować koszulę, jak za dawnych czasów. Cielenie to bardzo ciężka robota – trzeba włożyć rękę aż do ramienia. Wtedy zauważyłam, że Rupert gapi się na mnie. I nagle olśniło mnie, że najprawdopodobniej nie jest normalne, gdy pani stoi rozebrana do pasa, i to bez swojego biustonosza w rozmiarze 38DD.

Na pewno nie przed własnym synem. Jak Rupert teraz do niej się zwraca? – Och, czasem "Mirando". Częściej – "tato". Jak się okazuje, Ponsonby nie trwoni czasu na emocjonalne subtelności. Ci, którzy w literackich wspomnieniach poszukują refleksyjnej podróży w głąb siebie, tu będą zawiedzeni. (…)

Czy Miranda czuje się szczęśliwsza teraz, po zmianie płci? – Nie. Byłam szczęśliwa przedtem i jestem szczęśliwa teraz. Nigdy nie należałam do osób, które wpadają w fatalny nastrój przez jakieś problemy, chociaż muszę przyznać, że wtedy byłam już wykończona pracą na farmie. Potrzebowałam nowego wyzwania i to było fantastyczne wyzwanie. (…)

– Cena, którą zapłaciłam – jeżeli tak mam to ująć – jest taka, że nie ma już nikogo takiego jak ja. Kiedy byłam w szkole, w wojsku, na farmie czy na polowaniu, zawsze był ktoś podobny do mnie. Teraz jestem całkowicie zdana na siebie. Pytam Mirandę, co poradziłaby ludziom czytającym ten artykuł i zastanawiającym się nad zmianą płci. Odpowiedź jest natychmiastowa: – Nie róbcie tego.
Peter Stanford
Data publikacji w portalu: 2007-07-31
Źródło: Onet.pl (Tha Dayly Telegraph)
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 0 /głosów: 0
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  

Your Dream2007-09-04 12:30
Ciekawy artykuł.Takich osób jest cała masa,nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego,że są wsród nas i z jakimi problemami sie borykają.Dziwne,że tak normalnie rozmawia się na temat operacji plastycznych,skoro to niby wszystkim chodzi tak bardzo o człowieka-że niby jak ktoś zmieni płeć to już nim nie jest????hmm no tak,bo blond lala ze sztucznym biustem i tipsami zasługuje na większy szacunek,niż osoba która poprostu chce byc sobą...smutne to!


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

NAPISZ DO NAS

Masz uwagi, zauważyłaś błędy na tej stronie?
A może chciałabyś opublikować swój tekst?
- Napisz do nas!

FACEBOOK

Zapraszamy na nasz profil Facebook
© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024