- Ten festiwal był nam potrzebny - mówi Anna Lipowska-Teutsch

Magdalena Kula: Weźmie Pani udział w dzisiejszym marszu?

Anna Lipowska-Teutsch, psycholog, prezes Towarzystwa Interwencji Kryzysowej: Pójdę w tym marszu, bo jestem osobą, której zależy na respektowaniu praw człowieka, demokratycznej swobody wypowiedzi i otwartej dla wszystkich przestrzeni publicznej. Udział w tym marszu jest też protestem przeciw faryzeizmowi ludzi, którzy powołują się na wartości chrześcijańskie. W moim przekonaniu te wszystkie protesty prawicowych organizacji tak naprawdę wypaczają sens chrześcijaństwa. Nie chcę, by tak zwane święte sprawy były wykorzystywane do politycznego koniunkturalizmu.

Wokół festiwalu "Kultura dla tolerancji" zrobiła się wielka awantura. W wielu oświadczeniach czytałam, że Kraków nie jest miejscem odpowiednim dla gejowskich demonstracji. Czy w innym mieście reakcje na taką manifestację byłyby inne?

- Coś w tym naszym Krakowie jest. Przedziwne połączenie urzędniczej arogancji z rzekomym pragnieniem poszanowania symboli i świętości. Przypominam sobie takie zdarzenie, to chyba było w 1995 r. Rada miasta wydała uchwałę, w której odniosła się do sekt i zagrożeń, jakie one niosą. Ja prowadziłam wtedy schronisko dla ofiar przemocy w rodzinie. 70 kobiet i dzieci. Zabrakło pieniędzy na żywność. Pukałam do różnych instytucji, organizacji. W końcu pojawiła się fundacja Dar Serca. Zaoferowała, że będzie nam dowozić jedzenie, gotować. Problem w tym, że to była fundacja Ruchu Hare Kriszna. Oni nikogo nie indoktrynowali, po prostu gotowali nam obiady. A jednak pojawiły się protesty. Dlaczego ta sekta panoszy się w naszym lokalu - pytano. Nikt nie chciał słuchać tłumaczeń matek ze schroniska, że "dzieci chcą jeść już". Więc jest chyba w naszym mieście tendencja, by nachalnie i czasem bezmyślnie wykorzystywać symbole.

Obserwowałam akcję zbierania podpisów przeciw festiwalowi. Tych podpisów było naprawdę sporo. Podpisywali się ludzie młodzi, studenci...

- Myślę, że wprowadzono tych ludzi w błąd. Ciągle powtarzano: parada, parada. Zostaliśmy zahipnotyzowani językiem mediów. W telewizji pokazano zdjęcia z parady homoseksualistów i transwestytów - z piórami, platformami, łańcuchami.

W Krakowie nie będzie parady. Nie będzie piór i łańcuchów. To będzie przemarsz ludzi, którym nie jest obojętne lekceważenie praw człowieka i demontaż demokratycznego państwa prawa. W marszu wezmą udział nie tylko geje i lesbijki, ale również ludzie, którzy przeciwstawiają się dyskryminacji, a także ci, których poruszyła nienawiść do ludzi i pogarda dla prawa, tak widoczna w ostatnich dniach w Krakowie.

Coś zostanie po tym zamieszaniu?

- Ten festiwal był nam potrzebny. Mam nadzieję, że to będzie impuls do refleksji. Zagrożone są podstawy ładu prawnego w naszym kraju. Sejmik województwa wydaje uchwałę w sprawie, która jest poza jego kompetencjami, a politycy prześcigają się w próbach zintegrowania elektoratu poprzez wzbudzenie lęku przed domniemanymi zagrożeniami i skrystalizowanie wszystkich frustracji w nienawiści do wspólnego wroga. Żyjemy w kraju, w którym ludzie szczególnie zobowiązani do poszanowania prawa traktują konstytucję jak zbiór frazesów i podobnie jak w czasach realnego socjalizmu nie zamierzają jej przestrzegać. To my sami musimy zadbać o to, by respektowano prawo, w tym prawa człowieka. Może to już czas na maj 2004, podobny do maja 1968.