Czy Bóg potępi księdza geja?

Czy Bóg, patrząc na geja, akceptuje go z czułością, czy go potępiająco odpycha? – pyta retorycznie papież Franciszek w najnowszym wywiadzie dla „La Civilta Cattolica”. Tymczasem w Polsce pod wpływem najnowszego filmu Małgośki Szumowskiej „W imię…” rusza debata na temat gejów wśród duchownych.

Według badaczy zjawiska geje stanowią znaczny procent duchownych katolickich. W listopadzie 2005 r., po ujawnionych w mediach skandalach związanych z wykorzystywaniem seksualnym nastolatków, Watykan wydał instrukcję zakazującą wyświęcania gejów. Dokument wzbudza coraz większą krytykę. – Wywołał w Kościele silny lęk związany z całkowitym pomieszaniem pojęć pedofilii i homoseksualizmu – ocenia prof. Tadeusz Bartoś, filozof, były dominikanin. – W jej efekcie księża o takiej orientacji muszą się jeszcze bardziej kamuflować. A ci, którzy chcą przyjąć święcenia, muszą się wyprzeć samego siebie. To upiornie dyskryminujące – dodaje.

Zdaniem dr Doroty Hall z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN, która prowadzi badania na temat religijności osób homoseksualnych i transpłciowych, praktyczna realizacja instrukcji w Polsce wygląda bardzo różnie. – W niektórych seminariach rzeczywiście przeprowadzono czystkę. Siłą rzeczy ich szeregi opuścili ci, którzy szczerze powiedzieli o swojej orientacji przełożonym. Mieli poczucie krzywdy, gdyż ich koledzy, którzy ukryli homoseksualizm, otrzymywali święcenia – mówi dr Hall. W niektórych zakonach problem rozwiązywano jeszcze inaczej: nie wyświęcano gejów na księży, ale pozwalano im zostać w charakterze braci zakonnych, stojących w klasztornej hierarchii niżej. – W oczywisty sposób wywoływało to poczucie dyskryminacji i marginalizacji – dodaje Hall.

Z czasem niektóre seminaria zaczęły podchodzić do tematu bardziej liberalnie. Jak jest dziś, nie wiadomo, bo w Polsce oficjalnie nie prowadzi się badań na temat seksualności księży. „Wprost” rozmawiał z osobami homoseksualnymi, które chciały zostać duchownymi, ale po kilku latach pobytu w seminarium z tego zrezygnowały.

Michał:

Pochodzę z małej miejscowości, z bardzo religijnej rodziny. Gdy szedłem do seminarium, nie uważałem siebie za geja. Pociąg do facetów traktowałem jako niechcianą słabość, która minie. Decyzja o pójściu na księdza nie była zatem związana z moją orientacją, przynajmniej w świadomy sposób. Na studiach się dowiedziałem, że kilka lat wcześniej w naszym seminarium była afera z wykorzystywaniem seksualnym kleryków przez rektora. Opinia publiczna nigdy się o tym nie dowiedziała, rektora awansowano na wyższe stanowisko i w ten sposób pozbyto się problemu. Oficjalnie nikt o tym nie mówił, kiedyś tylko jeden z profesorów, wspominając byłego rektora, rzucił od niechcenia, że „ten facet skrzywdził wielu ludzi”.

Na trzecim roku dostaje się sutannę. Nagle wchodzisz do innego świata, ludzie mówią do ciebie „proszę księdza”. Inni duchowni traktują jak swojego. Wchodzisz w krąg wtajemniczenia. To wtedy usłyszałem, że były rektor wysyłał kleryków na studia do Rzymu „według klucza”. Nie wiedziałem, o co chodzi. W tamtym okresie byłem bardzo naiwny. Długo pewnych rzeczy nie widziałem albo nie chciałem widzieć. Na przykład tego, że niektórzy klerycy z młodszego roku regularnie chodzili na noc do starszych. Pretekstem była chęć skorzystania z komputera. O takich klerykach mówiono żartobliwie „siostry wizytki”. Śmiałem się z tego, ale nie do końca wiedziałem, o co chodzi. Kiedyś od jednego z seminarzystów usłyszałem, że jak kogoś przyciśnie, lepiej „to” zrobić z facetem niż z kobietą, bo przynajmniej się nie wyda. Na czwartym roku podczas jednych z rekolekcji zaczął się do mnie dobierać jeden z kolegów. Byłem wychowany w religijnej rodzinie, mimo orientacji seksualnej miałem więc w sobie duże pokłady wewnętrznej homofobii. Zareagowałem oburzeniem, chciałem z tym iść do rektora. Wtedy naprawdę uważałem, że on robi straszne rzeczy i że moim obowiązkiem wobec Boga jest poinformować przełożonych, że w seminarium lęgnie się takie zło. On prosił jednak, żebym nie donosił, obiecał, że podejmie pracę nad sobą.

Po wakacjach zacząłem kolegę uważnie obserwować. Teraz już byłem mniej naiwny, miałem pewność, że jest aktywnym homoseksualistą. Spytałem spowiednika, czy powinienem z tym iść wyżej. Odpowiedział, że tak. „Przy poprzednim rektorze milczeliśmy i wyszło z tego szambo”. Rektor wydawał się poruszony, dziękował za czujność. Podjął decyzję, że kolega opuści seminarium. Od tego momentu zaczęło się moje piekło. Inni klerycy nazywali mnie kablem. Kiedy przysiadałem się do nich do stolika, odchodzili. Miałem oplute drzwi do pokoju. Powiedziałem o tym rektorowi, który w auli przy wszystkich studentach powiedział wprost, że zbadał sprawę i że postąpiłem tak, jak trzeba. Prześladowania jednak nie ustawały. Ja natomiast zacząłem popadać w depresję, czułem, że runął mi świat. Unikałem kolegów, do kaplicy chodziłem wtedy, gdy była pusta, najczęściej o trzeciej lub czwartej rano. Czasem przez dwie godziny leżałem krzyżem. To był akurat Wielki Tydzień, przeżywałem więc swoją depresję w sposób religijny.

Wiedziałem, że dłużej nie wytrzymam. Zaniosłem do rektora podanie o urlop, chciałem się przenieść do innego seminarium. – Jeśli tak zrobisz, obaj poniesiemy porażkę – odpowiedział mi. Dodał też coś, co mną wtedy wstrząsnęło: „Zmiana seminarium nic nie da. Lobby gejowskie i tak cię dopadnie”. Dał do zrozumienia, że usunie moich najgorliwszych prześladowców. Podarłem podanie.

Minął miesiąc, ale nic się nie zmieniało. Przeciwnie, szykany się pogłębiały. Próbowałem się zabić, przedawkowałem leki. Potem od psychologa się dowiedziałem, że taka forma próby samobójczej jest często po prostu rozpaczliwym wołaniem o pomoc. W szpitalu przez dwa, trzy dni z nikim nie rozmawiałem. Kiedy odwiedził mnie kolega z seminarium, nie chciałem z nim rozmawiać. Po wyjściu ze szpitala dowiedziałem się, że chce się ze mną spotkać biskup. Rozmowa była szczera. – Nie o wszystkim byłem informowany – powiedział. Zapewnił, że będę mógł kontynuować studia. Jeśli zechcę się przenieść do innej diecezji, pomoże mi. – Wystawię ci taką opinię, że wszyscy cię przyjmą – zapewnił. Na koniec zdobyłem się na odwagę: – Dlaczego ksiądz biskup nie posprzątał po poprzednim rektorze, który molestował kleryków? – Kiedy przyszedłem do diecezji, nie wiedziałem o problemie. Kiedy się zorientowałem, nie byłem już w stanie tego ruszyć. Ale jestem dumny z ciebie, że ty się odważyłeś.

Poszedłem na urlop. Po roku wróciłem do seminarium, żeby zdać egzaminy, których nie mogłem zaliczyć z powodu pobytu w szpitalu. Jeden z profesorów wziął mój indeks i bez pytania wpisał piątkę. – Swój egzamin już zdałeś – odpowiedział. Wkrótce złożyłem podanie do innego seminarium. Nie przyjęto mnie. Okazało się, że mam złą opinię rektora. Zadzwoniłem do biskupa, żeby spytać, dlaczego nie dotrzymał słowa. – Nie mam wpływu na to, co napisał rektor – odpowiedział. Poczułem, że znowu mnie oszukano. Po jakimś czasie się dowiedziałem, że chłopaka, który mnie molestował, wysłano do seminarium na Ukrainie. Teraz już pewnie jest księdzem. Teologię dokończyłem na świeckiej uczelni, żeby mieć tytuł magistra. Od razu po obronie dokonałem aktu apostazji z Kościoła. Dzięki kilku księżom, którzy w całym tym syfie mnie wsparli, nie czuję do Kościoła nienawiści. Przestałem być katolikiem, stałem się chrześcijaninem. Często modlę się biblijnymi słowami: „On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie”. Na pewno jestem szczęśliwym człowiekiem.
wprost.pl
Data publikacji w portalu: 2013-09-26
Podoba Ci się artykuł? Możesz go skomentować, ocenić lub umieścić link na swoich stronach:
Aktualna ocena: ocena: 0 /głosów:
Zaloguj się, aby zagłosować!
OPINIE I KOMENTARZE+ dodaj opinię  


Dopisywanie opini, tylko dla zarejestrowanych użytkowniczek portalu

Zaloguj się

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Witaj, Zaloguj się

Artykuły zoologiczne na Ceneo

NAPISZ DO NAS

Masz uwagi, zauważyłaś błędy na tej stronie?
A może chciałabyś opublikować swój tekst?
- Napisz do nas!

FACEBOOK

Zapraszamy na nasz profil Facebook
© KOBIETY KOBIETOM 2001-2024