WIERSZE

Beata
czas otwiera się i zamyka
za każdym razem inaczej
i coraz częściej różnica
staje się osobliwym tematem wspomnień
powrotów do miejsc wyznaczonych
przez pamięć która stoi na straży
czuwając
wierność pewnym wydarzeniom obrazom
charakterystyczne nawoływania prośby
stół przysunięty do okna
biały obrus krzesła wypełnone
w rogu pokoju piec kaflowy
podróż pociągiem stukanie o tory
przeczytane słowa doprowadzające do
kresu ścieżką przecinającą
wydeptaną od przechodniów
schody w górę drzwi uchylone
na końcu korytarza
i smuga światła przenikająca w głąb
proste skojarzenia które wpadają
bezpośrednio i na wprost
zanim wszystko się skomplikuje
w sposob trudny do opisania
przekreślone zdania
konfiguracja układów scalonych
i skowronek wymykający się spod powiek

*****

co roku przed domem
wyrastały czerwone piwonie
nie sposób było je pominąć
w jakichkolwiek reminiscencjach
otrzeć się o nie w każdym
powrocie z dalekiej drogi
były chołubione przywracane
do wciąż nowej rzeczywistości
mogły przybierać inną postać inną formę
albo pył na drodze który
podnosił się przy każdym poruszeniu
ledwie przemknęły przez myśl
ledwie ruszyły z miejsca
ledwie się przebudziły przecierając
oczy ze zdumienia
trzeba też powiedzieć o chóralnym śpiewie
który przedzierał się przez blady świt
absurdalne myśli wyrastały
jak grzyby po deszczu
próbowały zetrzeć z powierzchni ziemi
proste skojarzenia opływowe kształty
potem gorączkowe poszukiwania
nocne podchody
długie monologi
prowadzone daleko za miasto
niecałą godzinę na piechotę
a wydaje się jakby to wszystko
trawało i trwało
nieskończenie długo

****

sąsiad przeprowadził się daleko za miasto
posadzone przez niego róże czerwienią się
w ogrodzie w porze obiadowej przy otwartym oknie
wzrok zawieszony penetruje
przełykając jakiś przesolony kęs
biały bez podobno przesadzony
w inne miejsce nie przyjmuje się
wszystkie inne bzy wydają się takie obce
wiatr rozwiewa włosy ciemne loki jasnej kobiety
branej w objęcia wypełniającej pustkę nocy
twarz roziskrzona wzruszeniem
jedwabista tkanina usłana kroplami rosy
podczas gdy na niebie rosną stokrotki
niezapominajki polne kwiaty
zwilżone znikająca mgłą

****

deszcz rozcinał ciężkie powietrze
za kazdym razem ranił
otwierając jeszcze szerzej to
co wydawało się zapomniane i zamknięte
kałuże rozchlapywane pod nogami przechodniów
wydawały odgłosy jęku
z drugiego pokoju dochodziła muzyka
skrzypce pociagnięte do odpowiedzialności
ciagnęły uporczywie swoją kwestię
nie zważając na nasuwające się refleksje
człowiek dopóki żyje odczuwa radość i smutek
potem wszystko staje się szare i bezbarwne
o nienagannym kształcie i formie pozbawionej treści
odcienie błękitu albo turkusowa głębia
czułość z jaką wygładza się zmarszczka na sukience
albo ONA o świcie odprowadzana wzrokiem do narożnego budynku
potem wyobraźnia odsłania wszystkie niebezpieczeństwa swiata
to co się rodzi w ukryciu przechodzi przez park
potem przez ulice potem przez most na rzece
i wraca z twarzą jasną jak słońce
Data publikacji w portalu: 2004-09-04
« poprzedni wiersz następny wiersz »

Witaj, Zaloguj się

KONTAKT

Wyślij swój tekst! - napisz do Namaste
podpisz swoja pracę nickiem lub imieniem
(jeśli chcesz: nazwiskiem), jeśli chcesz napisz swój e-mail, podamy go w podpisie.

NASZA TWÓRCZOŚĆ

Jest jak delikatny kwiat. Każda jej forma zawiera ślady głębokich wzruszeń i emocji, przenosi pamięć o czasie minionym, chroni od zapomnienia chwile.

Tutaj jest miejsce dla Ciebie. Jeśli pisałaś, piszesz lub pisać zamierzasz, nie chowaj efektów swojego natchnienia do szuflady, podziel się nimi.

Tu nikt nie ocenia, nie krytykuje. Możesz przysyłać teksty podpisane imieniem bądź pseudonimem, o dowolnej tematyce i formie. Może to dobre miejsce na debiut i nie tylko.

Zdecyduj się.
To właśnie od Ciebie będzie zależał kształt tej strony. Zapraszam do jej współtworzenia.

Namaste

© KOBIETY KOBIETOM 2001-2025