Swego czasu na Gdańskim Naukowym Kole Gender powstała inicjatywa warsztatów w Jastrzębiej Górze. W planie było oglądanie filmu 'Carrie', dyskusja o tymże oraz warsztaty ruchowo-teatralne prowadzone przez Monikę Rak. Plan został zrealizowany częściowo, ale przynajmniej w bardzo dobrym stylu ;).
Do Jastrzębiej Góry część z nas zabrał z Gdyni Pan wielce miły za cenę wielce satysfakcjonującą. Pan nawinął się szczęśliwym zbiegiem okoliczności, gdyż busik, który był zamówiony niestety nie raczył się pojawić. Przyjechawszy na miejsce zostałam rzucona na kolana widokiem ogromnego żółtego kościoła, wybudowanego wg nowoczesnych trendów "skocznia dla Adasia" - na szczęście stan ten nie pozostał mi na długo i mogłam spokojnie udać się w kierunku "Arki" - naszego pensjonatu (swoją drogą to całkiem niezły sposób na zdobywanie wiernych). Pensjonat jest uroczy, urządzony w starym stylu z delikatnymi akcentami kiczu i bardzo miłą obsługą.
Po obejrzeniu morza (rzecz nieprzeciętna - gorąco polecam!), fioletowego piasku i najdalej na północ wysuniętego punktu (Gwiazdy zresztą) udaliśmy się na obiad. Pizza była niezła, a pierogi z koperkiem, co stanowiło nie lada wyzwanie dla niektórych pań. Wyniesiona nauka i dobra rada dla wszystkich - zawsze pytaj, czy pierogi ruskie nie są przypadkiem posypywane koperkiem! Spożywanie posiłku umiliła nam śpiewająco-tańcząca ryba, wdzięcznie wyjąc "Born to be wild".
Po krótkim poobiednim magazynowaniu tłuszczu zebraliśmy się wszyscy we wspólnej sali "Arki" by zawrzeć przymierze, oczywiście. Wśród ponad dwudziestki kobiet znalazło się również trzech panów-feministów (swoją drogą - mój ulubiony rodzaj mężczyzny). Okazało się, że wypożyczenie filmu 'Carrie' się nie odbyło, więc poprzestajemy na warsztatach pt. "Więzy, węzły, supły" z udziałem kłębków włóczki, które każdy uczestnik był zobligowany posiadać. Od prowadzącej Moniki otrzymaliśmy surowy nakaz odziania się luźno i wygodnie, czego część z nas nie uczyniła, gdyż nie miała odpowiedniego osprzętu.
Warsztatów szczegółowo opisywać nie będę, bo może któraś z Was będzie brała w nich udział i zepsułabym efekt niespodzianki (odsyłam do wywiadu z Moniką Rak*). Powiem jeno, co można zyskać - warsztaty uczą. Uczą świadomości swojego ciała, wyrażania przez nie emocji, koncentracji na emocjach przez nie odbieranych. Uczą i bawią, oczywiście, jak każda porządna szkoła ;). Mnie osobiście urzekło piękno formy co poniektórych ćwiczeń. Twórcza ekspresja siebie, ot co. Ileż wyrazić można za pomocą kilku kłębków kolorowej włóczki! I jakże rozbrajająca potrafi być dr Ewa Graczyk, gdy wachlarz w ręku trzyma!

Wieczór spędziliśmy jak na grzeczną, dobrze wychowaną, dorosłą (starszą i młodszą) młodzież przystało - spożywając alkohole i inszych używek używając. Ciskający się w nas duch cierpliwie znosił dyskusje po świt...
Dnia następnego niżej podpisana wraz ze swą życiową Partnerką zdołała przekonać Monikę, iż opowiedzenie w kilku(set) słowach o jej waginalnym dziecku będzie szczególnie mile widziane na portalu dla Pań i ich Pań. Ponadto odbyłyśmy również walne zgromadzenie redaktorek działu Literatura i nawiązywałyśmy niezwykle przyjemne kontakty z partyjnie zieloną herbatą Bombilla. Z żalem przyznaję, iż ominęła mnie atrakcja poza-sezonu - kąpiel jednego z naszych femi-mężczyzn i jednej z naszych kobiet (femi- z definicji) w jedynym naszym morzu - Bałtyckim. Przypominam - mamy grudzień!
Kończąc wywód zbyt silnie nacechowany emocjami, by mógł być rzetelną relacją, życzę i Wam i sobie wielu równie radosnych i pouczających weekendów - wszak życie to jeno barwny szalik robiony na drutach z takich właśnie chwil. ...a może na długopisach?
PS: Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż nie istnieje coś takiego jak definicja kobiety - użyte przez mnie wyrażenie jest jeno mało znaczącą figurą stylistyczną, mającą za zadanie ubarwić tekst ;).